Marcin Nałęcz-Niesiołowski nie kwestionował tego, że został odwołany, domagał się sprawdzenia czy odbyło się to zgodnie z przepisami prawa. Pierwotnie były dyrektor domagał się przywrócenia na stanowisko i odszkodowania, ale wczoraj zdecydował, że chce tylko pieniędzy. Sprawa w sądzie pracy ponad rok czekała na rozstrzygnięcie. Na początku została bezterminowo zawieszona. Powodem był trwający proces przed sądem administracyjnym, w którym dyrektor zaskarżył uchwałę zarządu województwa odwołującą go ze stanowiska. W kwietniu prawomocnym wyrokiem sędziowie uznali, że decyzja o odwołaniu go z funkcji dyrektora została wydana z naruszeniem prawa.
Wczoraj białostocki sąd pracy rozstrzygnął spór, o to kto był pracodawcą Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego. Uznał, że zatrudniała go opera, a nie zarząd województwa. Dlatego od tej instytucji zasądził odszkodowanie. Wyrok nie jest prawomocny.
- Od początku miałem świadomość, że uchwała została podjęta z naruszeniem prawa. Zarząd zasługuje na poniesienie konsekwencji - komentował wyrok Marcin Nałęcz-Niesiołowski.
Po rozprawie zadecydował, że w procesie cywilnym pozwie władze województwa za nieprawidłowe zerwanie kontraktu.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?