MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Marzanna Wieczorek czeka aż poczuje palce u stóp

Andrzej Zdanowicz
Marzanna Wieczorek, nie traci nadziei i optymizmu. A dobre nastawienie  to podstawa udanej rehabilitacji.
Marzanna Wieczorek, nie traci nadziei i optymizmu. A dobre nastawienie to podstawa udanej rehabilitacji. Andrzej Zdanowicz
Do tej pory to ona motywowała innych do walki, pomagała potrzebującym. Teraz to Marzanna Wieczorek potrzebuje pomocy. Kilka tygodni temu złamała kręgosłup.

Jedną z przeszkód podczas biegu survivalowego był skok z wysokości kilku metrów na dmuchaną poduchę - opowiada 47-letnia Marzanna Wieczorek z Bielska Podlaskiego. W czerwcu brała udział w takich zawodach. - Miałam lęk wysokości, więc obawiałam się skoczyć. Mijali mnie kolejni zawodnicy. Widziałam jak skaczą jeden obok drugiego. Kilka osób zachęcało mnie do skoku, ale ja stałam. Musiałam sama się przełamać.

Przełamała się. Skoczyła.

- Wylądowałam na dmuchanej poduszce i z niej schodziłam, by biec dalej - opowiada. - I tu moja pamięć się urywa...

Zanim zeszła na ziemię skoczyła kolejna osoba. Dmuchany materac zadziałał jak trampolina i wyrzucił 47-latkę na parę metrów do góry. Upadła na plecy.

- Czekałyśmy na nią parę metrów za przeszkodą - opowiada jej przyjaciółka, Urszula Paszko, która też biegła. - Gdy zobaczyłyśmy, co się stało znieruchomiałyśmy. Nie byłyśmy pewne, czy żyje. Modliłam się w myślach, by Marzanna się poruszyła. W końcu uniosła rękę. Podbiegłyśmy do niej. Powiedziała tylko „Boże, powiedzcie, że to tylko sen”.

Zatrzymało się też kilku innych zawodników. Jeden z nich, prawdopodobnie myśląc, że kobieta zasłabła, chciał unieść jej nogi, by poprawić krążenie. Ktoś inny krzyknął, by tego nie robił i po chwili był obok.

- To był jeden z zawodników o imieniu Sebastian, powiedział, że jest ratownikiem, podszedł do Marzanny, nogami usztywnił jej głowę i kark i zagadywał ją, by nie straciła przytomności - relacjonuje Urszula Paszko.

Reszta rozbiegła się, by poszukać kogoś, kto ma komórkę, by wezwał karetkę. Zawodnicy telefonów nie mieli. Po kilkudziesięciu minutach przyjechało pogotowie i zabrało poszkodowaną do szpitala.

- Wiem, że byłam przytomna, ale z tego wszystkiego niewiele pamiętam, jedynie jakieś urywki i to, że praktycznie piszczałam z bólu, choć nie potrafię powiedzieć, jak silny to był ból. Miałam problemy z oddychaniem, nawet sportowe ubranie mnie uciskało - wspomina Marzanna. - Pamiętam tylko, jak lekarz w szpitalu ocenił, że mam złamany kręgosłup i konieczna jest natychmiastowa operacja.

Operacja się udała. Ale na razie nie da się ustalić czy rdzeń kręgowy jest uszkodzony.

- Nóg do dziś nie czuję - opowiada kobieta. - Czekam, aż w końcu coś poczuję. Choćby swędzenie w małym palcu.

Chcieli siebie sprawdzić

Jak wspomina, z grupą znajomych na bieg survivalowy wybrali się, żeby sprawdzić siebie, przełamać swoje ograniczenia, ale przede wszystkim ich celem była dobra zabawa.

- Z dziewczynami nie miałyśmy zamiaru walczyć o miejsce, po prostu założyliśmy, że razem pokonamy wszystkie przeszkody i z dumą wrócimy do domu - wspomina Marzanna Wieczorek.

Medal pamiątkowy z biegu miał dołączyć do wielu innych osiągnięć sportowych. A tych jest niemało. Marzanna Wieczorek od kilku lat jest już babcią, ale figury i kondycji mogłaby pozazdrościć jej niejedna nastolatka. Od zawsze była związana ze sportem. W szkole jeździła na zawody, gdy dorosła zaczęła pracę i założyła rodzinę, o kondycję dbała chodząc na aerobik i siłownię. Dwa lata temu zaczęła chodzić na kettlebell. Zdobywała laury na zawodach w tej dyscyplinie. Później została instruktorką. Wiele razy pokonywała swe słabości i uporem osiągała sukcesy. Zresztą nie tylko w sporcie.

Obecnie Marzanna przebywa w szpitalu w Hajnówce. - Gdy dostałam kolejną tabletkę, czuję się lepiej - zażartowała, gdy odwiedziliśmy ją na oddziale rehabilitacji. - Ból jest mniejszy.

Ale przyznaje, że właściwie cały świat się dla niej zawalił.

- Przywykłam do tego, że zawsze byłam aktywna i to raczej ja komuś pomagałam, a teraz wszystko koncentruje się na pomocy dla mnie - mówi kobieta.

Przed wypadkiem, to Marzanna na treningach motywowała dziewczyny do większego wysiłku. Ćwiczyła nie tylko z ketlami, ale także biegała w półmaratonach, jeździła na rowerze. Jako matka i babcia miała też sporo obowiązków domowych. Jej córka ma już swoja rodzinę i dziecko. Ale jak na dobrą babcie przystało, to Marzanna zajmowała się wnuczką, gdy córka musiała iść do pracy. Angażowała się także w akcje charytatywne. Była m.in. współorganizatorką kwest na rzecz chorego na nowotwór kilkuletniego Maksia z Bielska. Dzięki sfinansowaniu leczenia chłopiec wygrywa z chorobą.

- Marzanna jest osobą, która nigdy się nie poddaje - mówi Urszula Paszko. - Zawsze to ona motywowała wszystkich, by nie poddawali się i podejmowali wyzwania. Sama też nigdy nie załamywała rąk, nie narzekała. Kiedyś jednej dziewczynie na treningu powiedziała. „Wiem, że teraz ci ciężko i chcesz się poddać, ale jak się trening skończy, będziesz strasznie dumna i zadowolona z tego, że się nie poddałaś”.

Nie może się poddać

Teraz Marzanna walcząc o odzyskanie sprawności sama sobie musi powtarzać te słowa. - Nie załamuję się i jestem dobrej myśli - mówi. - Choć przyznaję, że niedługo po operacji siedząc na wózku spojrzałam przez okno i tylko na chwilę pojawiła mi się myśl, że mogłabym z tym wózkiem wyskoczyć. Ale pomyślałam, ze ten upadek mogłabym przeżyć, a uszkodzić się jeszcze bardziej i zamiast odzyskiwać sprawność stała bym się przysłowiowa „roślinką” która ledwie mogłaby głową ruszyć.

Poza tym, w swym życiu zawsze stawiała czoła wyzwaniom. Nigdy się nie cofała. Nawet na tym feralnym biegu, mimo lęku wysokości, zdecydowała się skoczyć. W walce o powrót do zdrowia też nie może się poddać.

- Do tej walki strasznie motywują mnie wszystkie osoby, które w jakikolwiek sposób okazują mi wsparcie - mówi. - Rodzina, która zawsze jest przy mnie. Znajomi, nawet ci których nie widziałam od lat, którzy wpłacają pieniądze na moje konto lub po prostu zadzwonią lub napiszą mi parę słów otuchy. Poza tym cały czas trafiam na wspaniałych ludzi, którzy robią wszystko by mi pomóc. Najpierw ten Sebastian, którego nawet nie pamiętam, później lekarze, rehabilitanci, znajomi.

- Dobro, które Marzanna okazywała innym, teraz wraca - mówi Ula Paszko.

Ale aby kobieta odzyskała sprawność potrzebna jest odpowiednia rehabilitacja. Im szybciej ją rozpocznie, tym większe szanse, że zacznie chodzić. Rehabilitacja jednak jest bardzo kosztowna. Jeden dzień pobytu w specjalistycznym ośrodku to koszt około 500 zł. A rehabilitacja może trwać nawet dwa lata z kilku tygodniowymi przerwami co parę miesięcy. Potrzebne są tysiące złotych.

Przyjaciele Marzanny założyli specjalny profil na Facebooku „Pomagamy Marzanie Wieczorek”, gdzie zachęcają do wpłat na operację. Wierzą, że się uda zebrać potrzebną kwotę.

Wesprzeć Marzannę można wpłacając datki na konto 33 1090 2590 0000 0001 33 03 4030 Bank Zachodni WBK z dopiskiem „Darowizna Marzanna Wieczorek”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna