MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na Mazurach kwitnie kłusownictwo rybne

<B>(ToFi)<B>
Plagą Krainy Wielkich Jezior Mazurskich stają się nielegalne połowy rybne. Bywa, że w mazurskich wsiach z kłusownictwa żyją całe rodziny. W budynkach gospodarczych powstają dzikie wędzarnie i magazyny. Stróże prawa są bezsilni. Nie ukrywają, że trudno jest im zatrzymać i ukarać kłusownika.

W czasie wakacji na Mazurach wzrasta zainteresowanie łowieniem ryb. Niestety, nie dla sportu i przyjemności, ale dla zarobku. Na połowy ludzie częściej wyruszają nie z wędką, ale z kuszami, sieciami i akumulatorami.
- W tym roku na jeziorach jest wyjątkowo dużo kłusowników - mówi Zbigniew Staniul, komendant posterunku Państwowej Straży Rybackiej w Giżycku. - Kłusują nie tylko mieszkańcy naszego regionu, ale także turyści. Zdarza się, że sieci stawiają nawet żeglarze.
Kłusowanie ryb było i jest największą bolączką rybaków, i co najgorsze nie łatwo jest udowodnić dokonanie tego typu przestępstwa. Zdarza się, że zatrzymana przez straż rybacką osoba niszczy dowody. Złapane ryby jak i sprzęt wędkarski wyrzuca do jeziora. Łatwiej im jest wtedy wybronić się przed sądem.
Od początku tego roku mazurska straż rybacka, której pracownicy patrolują codziennie akweny o powierzchni blisko 40 tys. ha, przekazała w ręce policji ponad 50 spraw. Jak informuje Zbigniew Staniul, że wszystkie wykryte zdarzenia zakończyły się wyrokiem.
Zdaniem rybaków, przyczyn kłusownictwa jest wiele, m.in. brak miejsc pracy czy likwidacja Państwowych Gospodarstw Rolnych. Zdarza się, że kłusownicy skupiają się w zorganizowanych grupach.
- Są w naszym regionie wsie, w których prawie wszyscy mieszkańcy zajmują się kłusownictwem - zdradził nam komendant Staniul. - Najwięcej takich miejscowości jest w okolicach Barcian. Są to głównie mieszkańcy osiedli popegeerowskich. Łapią, żeby mieć z czego żyć. Sa też ludzie, którzy mają nad wodą i na działkach beczki, w których wędzą ryby, a później sprzedają po plażach dla turystów. Zdarzają się też tacy, co pracują, a mimo to idą kłusować.
Strażnicy często patrolują rezerwaty przyrody. Kilka tygodni temu w rezerwacie Oświn koło Węgorzewa złapali na gorącym uczynku nieletniego i dwóch dorosłych mężczyzn. Chłopak stał z telefonem komórkowym i pilnował, czy do jeziora nie zbliżają się strażnicy.
- Kiedy chłopak stał nad brzegiem, dwie inne osoby łapały ryby - opowiada Zbigniew Staniul. - Za informowanie przez telefon kłusownicy płacą takim ludziom 20-30 zł. za noc pilnowania.
Straty jakie przynoszą kłusownicy są olbrzymie, choć trudno je dokładnie oszacować. Sam sprzęt, który kłusownicy kradną rybakom wart jest kilka tysięcy złotych a wyławiane ryby mogą być warte kilka razy więcej.
Za nielegalne połowy ryb grozi kara grzywny do dwóch lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna