Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najbardziej znany rolnik w Europie

Dorota Biziuk [email protected]
Białousy pozostały wierne różom. – Te kwiaty nie są już co prawda naszą główną uprawą, ale wciąż rosną w naszym gospodarstwie – mówi Jerzy Wilczewski.
Białousy pozostały wierne różom. – Te kwiaty nie są już co prawda naszą główną uprawą, ale wciąż rosną w naszym gospodarstwie – mówi Jerzy Wilczewski.
Nie boi się nowych wyzwań i lubi to, co robi - taki jest Jerzy Wilczewski, jeden z najbardziej znanych rolników w Europie.

Jego gospodarstwo, które prowadzi wspólnie z żoną i synami, zajmuje około 2 tys. ha. Wilczewscy mają ziemię na terenie pięciu gmin: Janów, Korycin, Szudziałowo, Krynki i Gołdap.

- Prowadzimy jedną z największych plantacji borówki amerykańskiej w Europie - mówi Jerzy Wilczewski z Białous koło Janowa. - Uprawiamy ją na powierzchni 330 ha. Zajmujemy się też hodowlą jeleni. Nasze stado liczy około 3 tys. sztuk, a docelowo ma ich być blisko 12 tys. Mogę śmiało powiedzieć, że w Europie nie znajdzie się drugiej hodowli jeleni tej wielkości i na tak wysokim poziomie.
Rodzina Wilczewskich uprawia również rokitnik (18 ha), aronię (120 ha), czarny bez (80 ha), czarną porzeczkę (200 ha) i róże (6 tys. krzaków).

Na początku były róże
Będąc uczniem, Jerzy Wilczewski usłyszał od swojego nauczyciela taką oto radę: " jeżeli chcesz coś robić, rób tego dużo, tylko wtedy do czegoś dojdziesz".
- Wziąłem sobie tę radę mocno do serca - przyznaje gospodarz z Białous koło Janowa.

W drugiej połowie lat 70-tych minionego wieku zapanowała moda na Zespoły Rolników Indywidualnych.

- Jako 21-letni młodzieniec namówiłem dwóch sąsiadów, swojego ojca i wspólnie założyliśmy taki zespół - opowiada Jerzy Wilczewski.
Ruszyła budowa szklarni i hodowla róż, która okazała się strzałem w dziesiątkę.
- Potem wpadłem w nałóg inwestowania i budowania i jakoś nie mogę się z niego otrząsnąć do dzisiejszego dnia - podkreśla pan Jerzy.

Swoje gospodarzenie rozpoczynał od 7,5-hektarowego gospodarstwa rodziców, do którego dokupił 1,5-hektarową działkę. Było to w czasie, kiedy studiował na warszawskiej SGGW. Jerzy uzyskał dyplom inżyniera tej uczelni w 1979 roku. Trzy lata później gospodarz z Białous założył plantację czarnej porzeczki. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży tych owoców, zainwestował w uprawę winogron.
- W latach 80-tych była to największa plantacja winogron w Polsce. Rosło na niej 7 tys. krzaków - mówi Jerzy Wilczewski.

Kres winogornowej uprawie w Białousach położył... początek rządów "Solidarności".
- Granice stanęły otworem. W tej sytuacji bez sensu było, żebym prowadził uprawę winogron pod osłonami, kiedy 600 km na południe rosły one pod gołym niebem. Zapadła decyzja, że wyrzucamy winogrona, a na ich miejsce sadzimy róże, zwiększając tym samym powierzchnię uprawy tych kwiatów - dodaje nasz rozmówca.

Coraz więcej ziemi
Przełomowym momentem w historii gospodarstwa w Białousach okazał się początek lat 90-tych. Upadek komunizmu, wolnorynkowe zasady handlu, a przede wszystkim likwidacja PGR-ów pozwoliły na zakup i dzierżawę państwowych gruntów.

- Systematycznie powiększaliśmy obszar działalności, aż doszliśmy do 2 tys ha. Teraz jesteśmy jednym z największych gospodarstw w północno- wschodniej Polsce - mówi Jerzy Wilczewski.
Na przestrzeni lat w tymże gospodarstwie zaszło wiele zmian. Róże, które jeszcze niedawno były główną uprawą w Białousach, ustąpiły miejsca borówce amerykańskiej.

- Z różami byliśmy związani przez 32 lata. Dobrze nam się razem żyło. Kiedy jesienią ubiegłego roku zlikwidowaliśmy różane krzewy, w Białousach zrobiło się jakoś smutno. Wtedy posłuchałem rady sąsiadki i posadziłem na prezenty dla przyjaciół 6 tys. róż. Od razu poprawił mi się humor - śmieje się pan Jerzy.

Trzeba być sobą
Jerzy Wilczewski ciągle myśli, jak udoskonalić funkcjonowanie gospodarstwa. Kilka miesięcy temu w Białousach i w okolicach Szudziałowa zostały zamontowane armatki przeciwgradowe. Siedem urządzeń kosztowało 2 mln zł, z czego 600 tys. zwróciła Unia.
- Armatki chronią nasze borówki. Wystarczy, że wystrzelimy w kierunku chmury, z jakiej może spaść grad. Strzelamy mieszaniną dwutlenku węgla i pary wodnej - wyjaśnia gospodarz.

Niebawem na borówkowych plantacjach pojawią się wiatraki, których zadanie będzie polegało na kierowaniu ciepłego powiatrza z góry na borówki. Wszystko po to, żeby mrozy nie zaszkodziły rosnącym krzakom.
- Skoro istnieją takie urządzenia, zatem trzeba z nich korzystać - mówi pan Jerzy.
Nasz rozmówca przyznaje, że tego wszystkiego, co udało mu się osiągnąć, nie traktuje w kategoriach sukcesu.

- Do każdej rzeczy dochodziło się stopniowo, normalnie. Co poradziłbym osobom, które chciałyby pójść w moje ślady? Trzeba zawsze być sobą - podkreśla stanowczo Jerzy Wilczewski.
Swojego pracodawcę chwalą pracownicy, którzy znaleźli zatrudnienie w jego gospodarstwie.

- To dobry człowiek i szef. Najbardziej pasuje do niego określenie: gospodarz na medal - mówią pracownicy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna