MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nawet na urlopie trudno mi nie myśleć o piłce nożnej

Rozmawia Wojciech Konończuk
- W Polsce trener piłkarski powinien w jednej ręce trzymać podpisany kontrakt, a w drugiej spakowaną walizkę - mówi Michał Probierz
- W Polsce trener piłkarski powinien w jednej ręce trzymać podpisany kontrakt, a w drugiej spakowaną walizkę - mówi Michał Probierz
Za nami trudny sezon, ale przed nami jeszcze trudniejszy. Start w europejskich pucharach to dla polskich klubów często pocałunek śmierci i za sukces trzeba potem płacić w lidze - mówi Michał Probierz, trener Jagiellonii.

- Kilka dni temu Jagiellonia pod pana wodzą zdobyła brąz w ekstraklasie. Fachowcy uważają, że jest pan idealnym trenerem dla białostockich piłkarzy, a z drugiej strony, że Białystok to idealne miejsce dla pana. Patrząc na osiągnięcia drużyny, trudno się z tym nie zgodzić.

- Zawsze podkreślałem, że dobrze się tu czuję. Trener piłkarski pracuje tam, gdzie go chcą, więc nie miałem żadnych oporów, kiedy po kilku latach przerwy ponownie zaproponowano mi objęcie Jagiellonii. Ale z innych klubów też mam dobre wspomnienia, może z wyjątkiem Wisły Kraków. Były też sukcesy. Staram się jednak patrzeć przed siebie, a nie do tyłu. Przeszłości przecież nie zmienię, za to mogę mieć wpływ na przyszłość.

- Czy chemia na linii Michał Probierz - Jagiellonia będzie istnieć przez długie lata?

- Aż tak daleko nie wybiegajmy w przyszłość. W Polsce trener powinien w jednej ręce trzymać podpisany kontrakt, a w drugiej spakowaną walizkę. Cieszmy się tym, co mamy.

- W poniedziałek na Wielkiej Gali T-Mobile Ekstraklasy odebrał pan prestiżowy tytuł trenera roku. Czym jest takie wyróżnienie?

- Na pewno to bardzo miła sprawa, bo nagrodę przyznają trenerzy i piłkarze wszystkich klubów ekstraklasy. Jest to docenienie tego, co się zrobiło i zachęta do dalszej pracy.

- Z drugiej strony ci sami piłkarze ekstraklasy umieścili pana na czele rankingu szkoleniowców, z którymi nie chcieliby w swoich karierach pracować. Łatwo zatem wysnuć wniosek, że w Polsce zawodnicy nie chcą trenować z najlepszymi.

- Nie da się ukryć, że jest to pewien paradoks, który trudno wytłumaczyć. Ale nie zamierzam tego specjalnie roztrząsać. Nie skupiam się na piłkarzach, którzy nie chcą u mnie trenować, tylko na grupie ludzi, którzy tego chcą i nie boją się ciężkiej pracy. Jak widać po naszych osiągnięciach, warto to robić.

- Ale i w Jagiellonii nie wszyscy stali za panem murem. Białorusin Paweł Sawicki, który niedawno rozwiązał kontrakt z klubem, wraz z ojcem mówili w wywiadach, że nie lubi pan obcokrajowców i stawia na Polaków. Czy to prawda?

- Pawła szanuję za to, że z krytyką mojej osoby wystąpił pod własnym nazwiskiem, a nie, jak niektórzy piłkarze krakowskiej Wisły, anonimowo. Ale co do sedna, to Sawicki sam się przekreślił swoimi wypowiedziami. Mówił, że w Jagiellonii obcokrajowiec musi być dwa razy lepszy od Polaka, żeby grać. A co w tym dziwnego? Jeśli się wyjeżdża do obcego kraju, to normą jest, a przynajmniej być powinno, że trzeba być lepszym od miejscowego piłkarza. Przecież nikt mu nie bronił podjąć i wygrać rywalizację z Karolem Mackiewiczem. Stawiałem nie tyle na Polaków, co na tych zawodników, którzy na zajęciach i w meczach ciężko o to walczyli. A Sawicki, delikatnie mówiąc, tytanem pracy się nie był.

- Skoro już jesteśmy przy obcokrajowcach, to swój głos na trenera roku oddał pan na gali ekstraklasy na Henninga Berga. Wcześniej ostro skrytykował pan norweskiego opiekuna Legii Warszawa. Skąd ten rozdźwięk?

- Tu nie ma żadnego rozdźwięku. Krytykowałem Berga za jego wypowiedzi po meczu z nami, który Legia wygrała tylko i wyłącznie dzięki pomyłkom sędziów. Gdyby nie ich fatalne decyzje w końcówce, prawdopodobnie bylibyśmy teraz mistrzami Polski. Ale potrafię docenić to, co zrobił w Legii w trakcie całego sezonu i dlatego głosowałem na niego. To był świadomy wybór.

- Po ostatnim meczu ligowym z Lechią Gdańsk mówił pan, że jesteście moralnymi mistrzami kraju, bo Jagiellonia otwiera listę klubów najbardziej skrzywdzonych pomyłkami arbitrów. Błędów trzeba jednak szukać też u siebie. Czy są jakieś mecze, których pan szczególnie żałuje?

- Na pewno żal mi przegranych jesienią spotkań z Ruchem w Chorzowie i u siebie z Bełchatowem. To był trudny dla mnie czas, bo zmarł mój ojciec, który zawsze był dla mnie ogromnym wsparciem. Bardzo żałuję, że nie dożył tych pięknych chwil, które właśnie przeżywaliśmy. Wtedy nie dałem drużynie tego, co mogłem, ale trudno było odgrodzić się od tego, co działo się w moim życiu osobistym.

- A który mecz dał panu największą satysfakcję?

- Myślę, że spotkanie rundy finałowej z Lechem w Poznaniu. Wygraliśmy bezapelacyjnie 3:1 na boisku zespołu, który potem został mistrzem Polski.

- Czy Lech zasłużył na tytuł?

- Skoro zdobył najwięcej punktów, to tak.

- A Legia?

- Według mnie w warszawskiej drużynie nie wytrzymano ciśnienia. Było to widać w trudnych do zrozumienia wypowiedziach trenera Berga i gwałtownych zachowaniach zawodników. Legioniści nie udźwignęli presji.

- Kto w pana drużynie zasłużył na największe słowa uznania?

- Nie chcę nikogo specjalnie wyróżniać, bo na sukces zapracowaliśmy jako zespół. Żal mi tylko, że trzecie miejsce w ekstraklasie okupiliśmy ciężkimi kontuzjami Martina Barana, Marka Wasiluka i Jasia Pawłowskiego. Mam nadzieję, że wszyscy powrócą do zdrowia i drużyny tak szybko, jak to będzie możliwe.

- Rozgrywki piłkarskie już za nami i można się zrelaksować. Gdzie spędzi pan urlop?

- W Gdańsku. Lubię poleniuchować na plaży i dobrze, że jest trochę czasu na odpoczynek. Lubię też czytać, szczególnie biografie. Mam w zwyczaju oddawać się lekturze podczas długich podróży autokarowych na mecze. Ostatnio czytałem książkę o Kubie Błaszczykowskim. Polecam wszystkim, bo to pasjonująca i poruszająca pozycja.

- Podobno jednak w przypadku trenerów trudno całkowicie oderwać się od spraw zawodowych nawet na urlopie.

- Rzeczywiście, wątpię, by udało mi się to zrobić. Nawet na urlopie ciężko nie myśleć o piłce i tym, co nas czeka. Za nami trudny sezon, ale przed nami jeszcze trudniejszy. Start w europejskich pucharach to dla polskich klubów często pocałunek śmierci i za sukces trzeba potem słono płacić w lidze. Drużyny Ruchu Chorzów i Zawiszy Bydgoszcz rok temu grały w kwalifikacjach Ligi Europy, a teraz chorzowianie bronili się przed degradacją, a Zawisza spadł do pierwszej ligi. Wraz z zarządem mamy nad czym się zastanawiać.

- W poniedziałek Jaga pozna rywala w kwalifikacjach Ligi Europy. Jest jakaś drużyna, na którą chce pan trafić?

- Nie znam nawet listy potencjalnych rywali, ale wiem, że przed losowaniem będzie dokonany podział na grupy, który pewnie nie będzie dla nas korzystny. Przeciwnika Jagiellonii łatwo znaleźć. Wystarczy sprawdzić, które miasto jest najdalej od Białegostoku i tam pewnie będziemy musieli jechać.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna