Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ofiara Bajora

Tomasz Kubaszewski [email protected]
O wymaganiach Michała Bajora krążą legendy. Bernard Bogdan twierdzi, że w pewnym momencie stracił orientację, o co tak naprawdę artyście chodzi. Teraz musi tłumaczyć się przed sądem.
O wymaganiach Michała Bajora krążą legendy. Bernard Bogdan twierdzi, że w pewnym momencie stracił orientację, o co tak naprawdę artyście chodzi. Teraz musi tłumaczyć się przed sądem.
Lider zespołu Shamrock walczy o swoje dobre imię

Trwa wojna na całego. W sądzie padają mocne słowa o braku kompetencji, arogancji i fanaberiach. - O Suwałkach nie chcemy nawet słyszeć - mówi Janusz Kulik, menedżer Michała Bajora. Ale są też tacy, którzy nie chcą słyszeć o Bajorze: - Padłem jego ofiarą - twierdzi Bernard Bogdan, lider suwalskiego zespołu Shamrock.

Przed sądem walczy o swoje dobre imię. A do tej pory nie było na nim żadnej rysy. Bernard Bogdan jest założycielem i liderem Shamrocku. Grupa wykonująca muzykę celtycką koncertuje w całym naszym kraju i za jego granicami. Parę lat temu była nominowana do prestiżowej nagrody Fryderyka. Żaden suwalski zespół aż tyle nie osiągnął.

- Jestem kozłem ofiarnym całej tej sytuacji - opowiada. - Koncert pana Bajora mógłby się odbyć. To już nie moja wina, że artysta chyba sam nie wiedział, czego
chce.

Bez gumki na statywie
W Suwałkach Michał Bajor ma wierną publiczność. Bilety na jego listopadowy koncert (w 2009 roku) sprzedały się więc jak świeże bułeczki.
Bernard Bogdan, który w Regionalnym Ośrodku Kultury i Sztuki w Suwałkach był zatrudniony jako akustyk, miał występ nagłośnić. Raz już zresztą, 2 lata wcześniej, to robił. Bajor nie miał żadnych zastrzeżeń.
W listopadzie ubiegłego roku najpierw na miejsce dotarł zespół Bajora.

- Ustawiliśmy sprzęt i nagłośnienie - opowiada Bogdan. - Wszystko poszło sprawnie i bez problemów. Członkowie zespołu wybrali się na obiad.
Wrócili około godziny 17. Wtedy też do Suwałk dotarł Michał Bajor. No i się zaczęło...

- Jak tylko wszedł na scenę, zaczął się czepiać - mówi Bogdan. - Nic mu się nie podobało. Ani ustawienie perkusji, ani wzmacniaczy gitarowych, ani świateł na scenie. Najbardziej jednak niezadowolony był z tzw. odsłuchów, czyli tego, co artysta słyszy na scenie. Dla publiczności nie ma to żadnego znaczenia.
Bajor denerwował się, co chwila schodził ze sceny, by za moment na nią wrócić.

- Brzmienie sprzętu było idealne - twierdzi Bogdan. - Trudno było powiedzieć, o co tak naprawdę Bajorowi chodzi. Mogę zrozumieć, że każdy dźwięki słyszy inaczej, ale bez przesady...
Robiło się coraz goręcej. Bajor zwrócił uwagę na statyw, który lekko się chwiał. Brakowało tam niewielkiej gumki.

- O tym już mi nie mówił - opowiada Bogdan. - A przecież nie byłby to żaden problem. Tę gumkę można było natychmiast włożyć na swoje miejsce.
Zbliżała się godzina koncertu. Przed salą kłębił się tłum ludzi. Bajor stwierdził, że z Bogdanem współpracować nie będzie. Jego menedżer chciał skontaktować się z Krzysztofem Masłowskim, który odpowiada w ROKiS-ie za ściąganie gwiazd i ustala szczegóły umów. Szukał też dyrektora Mariusza Klimczyka. Żaden z nich nie był jednak dostępny.

Pół godziny przed koncertem wezwano Janusza Murawskiego, właściciela sklepu muzycznego, który na koncert Bajora wypożyczał sprzęt. To, czym dysponuje ROKiS nie jest bowiem z najwyższej półki. Wystarczy jedynie na lokalnych wykonawców.

Murawski dokonał paru zmian. - Ustawiłem to nagłośnienie po swojemu - mówił. - Każdy akustyk ma swoje sposoby.
Jak zapewnia, wszystko już w miarę grało. Wciąż jednak komuś coś się nie podobało. A to Bajorowi, a to pianiście.
- "A zresztą, ja nie muszę tu wystąpić" - tak Murawski cytuje słowa Bajora. - I to był koniec.

Artysta poprosił jednak, aby wpuścić publiczność na salę. Wyszedł na scenę i oznajmił, że z powodu problemów z nagłośnieniem koncert się nie odbędzie.
Stracił pracę
Umowa była tak skonstruowana, że gwarantowała Bajorowi minimum połowę stawki. Artysta zgarnął więc 6 tysięcy złotych i... wyjechał. Suwalski ROKiS musiał zaś zwracać pieniądze za kilkaset sprzedanych biletów.
W mediach, dwa dni po odwołanym koncercie, dyr. Klimczyk zwalał wszystko na fanaberie artysty. Mówił o tym, że koncert mógł się odbyć.

- Daliśmy panu Bajorowi bardzo dobrego akustyka - dodał.
Jednak jeszcze tego samego dnia zażądał od Bogdana, aby złożył wypowiedzenie z pracy. Akustyk się nie zgodził. Klimczyk sam więc wypowiedział umowę.
Bernard Bogdan odwołał się od tej decyzji do sądu pracy. Sprawa wciąż trwa.
Termin wypowiedzenia jednak już minął. Od 1 marca br. lider Shamrocku nie jest już pracownikiem suwalskiego ROKiS-u.

Niemal jak komisja śledcza
Przed sądem padają ostre słowa. Dyrekcja ROKiS-u próbuje udowodnić, że Bogdan był wyjątkowo kiepskim akustykiem. Przeciwko niemu zeznają jego koledzy. Ci, którzy akustykami byli, zanim w 2006 roku Maria Lauryn, ówczesna dyrektor placówki, Bogdana zatrudniła.

- Moja nominacja nie spotkała się z entuzjazmem tych osób - mówiła przed sądem.
Miejsce dla świadków zajmowali też inni pracownicy suwalskiego ośrodka.

- To prawie jak komisja śledcza - zauważył sądowy pełnomocnik Bogdana. - Niedługo zaczniemy analizować całą działalność ROKiS-u od jego powstania.
Sądowy pełnomocnik firmy oraz jego dyrektor pytają świadków na przykład o to, czy latem któregoś tam roku Bogdan dobrze nagłośnił jakąś imprezę, czy nie.

- Skoro dyrekcja w taki sposób ocenia zdolności mojego klienta, to dlaczego został on wyznaczony do obsługi tak wymagającego artysty, jak Michał Bajor - pytał mecenas. - Przecież w grę wchodziła kompromitacja ROKiS-u, miasta i może czegoś tam jeszcze.

Przed koncertem Bajora dyr. Klimczyk nie zgłaszał do pracy Bogdana żadnych zastrzeżeń.
- Odnosiło się wręcz wrażenie, że obaj panowie żyją w bardzo dobrej komitywie - opowiada jeden z pracowników ośrodka.

Nie było z kim rozmawiać
Chcieliśmy porozmawiać z dyrektorem ROKiS-u. Zapytać go, dlaczego mediom mówił po koncercie co innego, a inne działania podjął? Czy miał jakieś naciski w tej sprawie? I czy nie czuje się zażenowany, gdy na sali sądowej powołani przez niego świadkowie próbują zrobić z bardzo dobrego muzyka ignoranta i nieuka.

- Do czasu zakończenia procesu nie będę się wypowiadał - stwierdził jedynie.

Rozmawiać nie chciał też Michał Bajor
- Akustyk sobie nie poradził, ale wiele rzeczy w trakcie prób można było jeszcze zmienić, by ten koncert uratować - uważa natomiast menedżer Janusz Kulik. -

Niestety, nie było z kim z ROKiS-u rozmawiać
Proces przed sądem pracy będzie nadal trwał. Kiedy zapadnie wyrok, nikt nie wie.
Bernard Bogdan poważnie zastanawia się, czy nawet jeśli wygra, będzie miał chęć, by wrócić do pracy w ROKiS-ie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna