Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowieści z życia

(jan)
Cztery lata przyjaźni pozwoliły im się dobrze poznać. Przez ten czas opowiedzieli sobie historię swojego życia. Z tej historii powstała książka.

- Rozmawialiśmy bardzo szczerze. Jak rodzice z własnymi dziećmi - zapewniają jej bohaterowie.
"Opowieści z Czerewkowego Belwederu" to seria kilku reportaży napisanych przez uczniów bielskiego Gimnazjum nr 1 przy pomocy studentów Uniwersytetu Powszechnego w Teremiskach. Ich bohaterami są mieszkańcy Domu Pomocy Społecznej w Czerewkach, a dokładniej: ich życie.
Tadeusz: - W miłości mi się nie ułożyło. Kiedyś mówili mi, że jestem na nią za młody. Potem nagle stałem się za stary. I tak zostałem samotny aż do dziś.
Wdowiec do wzięcia
Do przygotowania książki autorzy zabrali się w zeszłym roku.
- Najpierw zrobiliśmy wywiady ze swoimi "babciami" i "dziadkami". To były niesamowicie wzruszające opowieści - mówi Magda Waszkowiak, współautorka. - W październiku pojechaliśmy do Teremisek, gdzie swoją siedzibę ma Uniwersytet Powszechny. Tam rozpoczęliśmy pracę nad książką. Uczyliśmy się redagowania i łamania, szlifowaliśmy treść oraz tytuły, wstawialiśmy zdjęcia. Okazało się, że nawet posługiwanie się gilotyną do cięcia papieru nie jest takie proste.
Bronisława: - Moje dzieciństwo było smutne. Nigdy nie dostawałam prezentów. Ale nie miałam o to pretensji, bo przecież ledwo na chleb wystarczało. Z mężem poznała mnie sąsiadka. Pokazała palcem: "Patrz, wdowiec do wzięcia". Sąsiedzi przestrzegali, że pochował już trzy żony. Ale poszłam w chustce i sukience do kościoła, organista zagrał. I tak wyglądał mój ślub.
Osiem lat żałoby
W Teremiskach młodzi bielszczanie pracowali wspólnie z tamtejszymi studentami.
- Taka różnica wieku to doskonały układ. Starsi zapewniają solidność i opiekę, a młodsi inspirują - wyjaśnia Danuta Kuroń, wdowa po Jacku Kuroniu i prezes fundacji jego imienia.
Fundacja założyła na Podlasiu Uniwersytet Powszechny - szkołę skierowaną do utalentowanych młodych ludzi ze środowisk wiejskich.
- Często z osiedli popegeerowskich. Chcemy dać im gruntowne wykształcenie, by mogli kształtować świadomość swojego środowiska - mówi Kuroń.
Olga: - Mój mąż przyjechał z Moskwy, był inżynierem. Matka mówiła, żebym lepiej na zakonnicę poszła niż wychodziła za niego, ale ojciec dał na zapowiedzi. W cerkwi moja świeca płonęła, a jego ciągle gasła. Gdy nadleciały samoloty, wszyscy myśleli, że to ćwiczenia. Tylko mój mąż mówił, że wojna. Niemcy go rozstrzelali, bo to przecież rosyjski inżynier był. Syn zmarł na dziecięcą chorobę, bo wtedy lekarstw nie było. Osiem lat bez przerwy nosiłam żałobę: po mężu, synu, bracie, bratowej...
Czekam na spotkanie
Gotową książkę zaprezentowano wczoraj w DPS-ie w Czerewkach. Było uroczyste spotkanie, recytacja, prezenty.
- Mamy nadzieję, że na tym nasza współpraca z wolontariuszami się nie skończy, bo nasi mieszkańcy jej potrzebują - mówił Józef Tomaszuk, dyrektor DPS w Czerewkach.
Paweł: - Rodzice wcześnie umarli. Po drugiej klasie musiałem pójść do kogoś do pracy, by móc się najeść. W latach 60-tych zająłem się rzeźbą. Nie było kraju na świecie, do którego nie pojechałyby moje żubry z Białowieży. Ale w rodzinie zaczęły się konflikty. Wyszedłem z domu jak stałem, w garażu zostawiłem nowy samochód. Syn powiedział, że jest zardzewiały. Tak jak moje zdrowie. Nie chcę, by ktokolwiek z rodziny mnie odwiedzał. Czekam spokojnie na spotkanie z Bogiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna