Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pan władza ma 90 lat. Zobacz historię podlaskiej policji

Urszula Bisz
Na początku dwudziestego wieku, gdy powstała policja, jej funkcjonariusze niewiele różnili się od wojskowych. Współczesne mundury zostały stworzone po to, by praca w nich była jak najwygodniejsza i najbardziej efektywna.
Na początku dwudziestego wieku, gdy powstała policja, jej funkcjonariusze niewiele różnili się od wojskowych. Współczesne mundury zostały stworzone po to, by praca w nich była jak najwygodniejsza i najbardziej efektywna.
Policjant, milicjant, pan władza - przez lata głównie w ten sposób zwracaliśmy się do funkcjonariuszy pilnujących porządku na naszych ulicach. Chociaż oczywiście były też mniej pochlebne określenia...
Pan władza ma 90 lat. Zobacz historię podlaskiej policji

Policja ma już prawie wiek. Właśnie obchodzi 90-lecie swego istnienia. Początki zaś były trudne. Brakowało mundurów, samochodów, broni palnej. Obecnie policja mało przypomina instytucję, jaką kiedyś była, choć podstawowe zadania ma takie same.

Pierwsi policjanci byli na Suwalszczyźnie

Tworzenie pierwszych zalążków struktur policyjnych na obszarze województwa białostockiego było możliwe dopiero po podpisaniu polsko-niemieckiego porozumienia - w lutym 1919 r. Od tego momentu rozpoczęło się stopniowe przejmowanie władzy i tworzenie urzędów administracji państwowej II Rzeczypospolitej.

Pierwsze organizacje policyjne powstały na Suwalszczyźnie. Kilka miesięcy później identyczną jednostkę zorganizowano w Białymstoku. 1 marca 1919 r. wszystkie jednostki przekształcone zostały w Policję Komunalną. Ostatecznie w lipcu 1919 r. utworzona została Policja Państwowa. Niestety, z roku na rok liczba zatrudnianych policjantów malała. Jeden policjant białostocki w 1925 r. przypadał na 631 mieszkańców województwa, w 1928 r. już na 839. Pracy zaś było bardzo dużo, bo do zadań policji z białostockiego okręgu należało również pilnowanie... granic wschodnich państwa. Za fundusze białostockiej Komendy Wojewódzkiej PP wybudowano kilkanaście nowych strażnic granicznych, w których i dziś swe posterunki mają jednostki Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej.

Większość mundurowych zgładzono

Najtragiczniejszym okresem w dziejach białostockiej policji była kampania wrześniowa 1939 r. Większość ewakuowanych na wschód policjantów zostało rozbrojonych i osadzonych w sowieckich obozach NKWD. Kilkuset białostockich policjantów z obozu w Ostaszkowie zostało w kwietniu 1940 r. rozstrzelanych w Miednoje, w pobliżu Tweru (Kalinin).

Po wojnie była milicja

Po wyzwoleniu Białegostoku, 27 lipca 1944 r., do Białegostoku z Lublina przybyła grupa przedstawicieli Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, którym powierzono organizowanie życia społeczno-politycznego i gospodarczego w województwie białostockim. Wśród nich był ppor. Tadeusz Paszta odpowiedzialny za organizację milicji. Pierwsze komendy i posterunki Milicji Obywatelskiej utworzono w Białowieży, Hajnówce, Narwi i Narewce. Pierwszą siedzibą Komendy Wojewódzkiej MO był budynek przy ul. Warszawskiej 50, następnie (w latach 1955-56) przy ul. Mickiewicza 5, a od jesieni 1957 r. gmach wybudowany przy ul. Sienkiewicza 65.

Lata powojenne były trudne zarówno dla milicjantów, jak też innych obywateli. Brakowało wszystkiego, także umundurowania.

Każdy mundur był inny

- Mój tata wstąpił do milicji w 1945 roku - opowiada Tatiana Przekop, emerytowana milicjantka z Białegostoku. - Pamiętam jego zdjęcia z tamtych czasów. Wysłali go na Ziemie Odzyskane, gdzie trzeba było pilnować porządku. Umundurowanie było bardzo różne. Widziałam na zdjęciach milicjantów i w kurtce do bioder i w płaszczach prawie do ziemi. Każdy się inaczej ubierał. A jeździli głównie rowerami. Tata do pracy dojeżdżał 30 km.

Pani Tatiana poszła w ślady ojca, choć łatwo nie było. Milicjantek w całym województwie było wówczas zaledwie kilka. Ona najpierw pracowała w sekretariacie komendy w Augustowie, potem opiekowała się kartoteką kryminalistyki w komendzie wojewódzkiej w Białymstoku.

- Był to ogromny stół zamykany na dwie kłódki - wspomina z uśmiechem tęsknoty Tatiana Przekop. - W środku była kartoteka przestępców. Jak była jakaś sprawa, milicjant dostawał wniosek o przeprowadzenie dochodzenia. Musiał przyjść do mnie się zarejestrować. Jego pismo dostawało mój numer księgi. Po zakończeniu dochodzenia, jeżeli wykrył sprawcę, to wszystkie dane o nim musiały do tej kartoteki wpłynąć: co zrobił sprawca, ile ma lat, jego odciski palców. Ale tylko gorliwi policjanci dostarczali wszystkie te dane. Byli też tacy, którzy mówili, że potem wszystko przyniosą, bo nie mają czasu. Przez co było dużo braków. Często więc milicjanci wiedzieli, że ktoś jest przestępcą, ale w kartotece teczki na niego nie było.

Sprzęt, którym kiedyś dysponowali milicjanci, był o wiele cięższy i wymagający od użytkowników niemałego wysiłku fizycznego. Pisma milicyjne pisało się na poniemieckich maszynach. A każda z nich miała swoje humory. Jedna nie wystukiwała "u", inna "h". Trzeba było więc mieć jak najwięcej długopisów, by dopasować ich kolor do tuszu maszyny, gdy dopisywało się brakujące litery.

Denaturatowe kopie na komendzie

Współczesna, nawet stara kserokopiarka, z perspektywy lat 70. i 80. wydaje się być urządzeniem wręcz kosmicznym i supersprawnym.
- Kiedyś ksero to była maszyna do powielania na denaturat i korbkę - wspomina Maria Kiślaczuk, pracownica milicji, później policji zajmująca się szkoleniami. - Jak się ją włączało, smród z tego szedł na wszystkie strony. Gdy koledzy z pracy przychodzili dzień po czyichś imieninach, pytali, czy może będziemy nią coś powielać... Smród z tej maszyny był bowiem taki, że zabijał ich alkoholowe oddechy!
Te od czasu do czasu się pojawiały, bo jak nie imieniny, to trzeba było się... godzić. Bo kiedyś, jak milicjant miał coś do milicjanta, szli do kasyna. Tam pili wódkę, jeden drugiemu dał "w mordę", a potem znów pili wódkę. Tym razem na zgodę.
Pogodzeni zaś mogli brać się do pracy. Przestępstw było wówczas ponoć nieco mniej. Za to

ustalanie personaliów przestępcy było o wiele bardziej pracochłonne.
- Obecnie można określić konkretnego człowieka na podstawie skórki od paznokcia czy włosa - tłumaczy Jerzy Paczusko, były naczelnik wojewódzkiej kryminalistyki. - Kiedyś nie można było tego zrobić. Jeśli chodzi o zabezpieczenie śladów palców metody były podobne. Postęp jednak polega na komputeryzacji, ponieważ wszystkie odciski palców są teraz w komputerze. Kiedyś to wszystko trzeba było ręcznie zrobić - np. tysiąc kart trzeba było przeglądać porównując do tego konkretnego odcisku palca. Praktycznie było to mało prawdopodobne, żeby się trafiło.

Jak mówi Paczusko, niezwykły postęp jest też w dziedzinie łączności:
- Kiedyś mieliśmy radiostację - opowiada emerytowany kryminolog. - Na miejscu przestępstwa można było za jej pomocą kontaktować się tylko z dyżurnym. A w tej chwili ma się telefony w każdym miejscu, można skontaktować się z kim chcesz. Pod tym względem pracuje się o wiele łatwiej, choć z drugiej strony, kiedyś nie było tylu przestępstw, zwłaszcza z użyciem broni palnej.
Mniej też było wypadków drogowych.

- Teraz jest wypadków o wiele więcej, bo ludzie po prostu nie umieją jeździć - twierdzi Antoni Popławski, emerytowany milicjant, który pracował m.in. w ruchu drogowym. - Kiedyś na samochód pracowało się pół życia, był luksusem, więc ludzie szanowali auta. Teraz, zwłaszcza młodzi, jeżdżą tak, że aż strach patrzeć.

Władzy odpalić pomagali obywatele

Pan Antoni wspomina, jak pracował w komendzie miejskiej w Białymstoku.
- Było nas 19 kontrolerów ruchu drogowego i każdy miał swoją trasę - opowiada. - Przeważnie jeździliśmy motocyklami. Patrole samochodowe były dwa lub trzy.

A motocykle też zdarzały się różne. Pan Antoni zaczynał pracę w drogówce jeżdżąc SHL-ką. Motocykl dostał po innym milicjancie. Był felerny. Cały czas się psuł. Wspomina, jak nieraz motocykl nie chciał odpalić, a wtedy ludzie na ulicy wołali: "Panie władzo! Może popchnąć?". Dopiero, gdy jego znajomy podkręcił licznik tak, że wskazywał przejechanie wielu wymaganych kilometrów, pan Antoni dostał MZK-ę. I to już ponoć było cacko.

Totalne braki sprzętu pamięta także obecny podlaski komendant wojewódzki policji Igor Parfieniuk. On pracę zaczynał jeszcze w milicji w Białymstoku. Wspomina, jak zatrzymanych nie było czym wieźć na komendę:

- Pamiętam czasy, jak na trzydziestu kilku funkcjonariuszy przypadała jedna wołga - opowiada ze śmiechem komendant Parfieniuk. - Sprawdzanie danych przestępcy w wielkiej kartkowej kartotece też było o wiele trudniejsze niż obecna praca przy komputerze. Przez te wszystkie lata zmieniło się też podejście ludzi do policji. Kiedyś ten, co informował o przestępstwie był kablem, donosicielem. Teraz spełnia obywatelski obowiązek.

A policja od prawie 20 lat znów nazywa się policją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna