Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Klim nie żyje. Rodzina: Chcemy prawdy o śmierci Pawła!

Urszula Ludwiczak, Izabela Krzewska
Ciągle nie możemy się pogodzić ze śmiercią Pawła - mówią jego bliscy: brat Przemysław z partnerką Małgorzatą. Ich córka Wiktoria była chrześniaczką Pawła.
Ciągle nie możemy się pogodzić ze śmiercią Pawła - mówią jego bliscy: brat Przemysław z partnerką Małgorzatą. Ich córka Wiktoria była chrześniaczką Pawła. Wojciech Wojtkielewicz
Bliscy i znajomi 34-letniego Pawła Klima z Białegostoku, który zmarł po interwencji policji, są przekonani, że do tej śmierci przyczynili się funkcjonariusze. Wiele pretensji mają też do konkubiny mężczyzny. Na razie jednak nie ma jednoznacznej odpowiedzi, dlaczego Paweł nie żyje.

To był dobry chłopak, muchy by nie skrzywdził - tak 34-latka wspominają sąsiedzi, bliżsi i dalsi znajomi, rodzina. Ciągle nie mogą uwierzyć w to, że Paweł nie żyje. - Młody, uczynny, uśmiechnięty. Chodził do kościoła, zajmował się dziećmi swojej konkubiny. Wszyscy go tu znali. Był chory, ale nie był pijakiem, nie był agresywny. Nie pozwolimy tego tak zostawić. Chcemy prawdy o jego śmierci.

Konkubina wezwała Pogotowie, przyjechała policja

Dramatyczne wydarzenia rozegrały się tydzień temu, w czwartek (7 kwietnia) ok. godz. 16, w jednym z bloków przy ul. Barszczańskiej w Białymstoku. Konkubina chorego na schizofrenię 34-latka wezwała pogotowie. Podobno bała się o jego stan zdrowia. Z jej relacji wynikało, że mężczyzna od dłuższego czasu nie przyjmował leków na schizofrenię, nie jadł. Miał mieć skrajne wahania nastroju: od apatii do mocnego pobudzenia. Zespół pogotowia uznał jednak, że 34-latek nie kwalifikuje się do szpitala psychiatrycznego, a raczej do... izby wytrzeźwień, bo jest pijany. Pogotowie wezwało więc policję. W tym czasie Paweł Klim siedział na balkonie, „nieobecny”, nie reagował na żadne sygnały. Wezwani na miejsce policjanci nie poczuli jednak woni alkoholu, nie widzieli podstaw do odwiezienia go do izby wytrzeźwień. Podjęli decyzję o przewiezieniu mężczyzny do szpitala psychiatrycznego. Wezwali karetkę pogotowia, która zdążyła już odjechać. Ponieważ 34-latek wciąż był apatyczny, lekarze poprosili policjantów o pomoc w doprowadzeniu go do ambulansu.

- Gdy funkcjonariusze chcieli go wyprowadzić z balkonu, mężczyzna nagle się ożywił. Był pobudzony, wymachiwał rękoma, kopał, gryzł. Stawiał czynny i bierny opór - opowiada podinsp. Andrzej Baranowski, rzecznik podlaskiej policji. - Doszło do szamotaniny. Policjanci użyli ręcznego miotacza gazu, w końcu obezwładnili mężczyznę, położyli na ziemię i zakuli w kajdanki. Ten szarpał się dalej. W pewnym momencie przestał się ruszać.

Obecna na miejscu załoga pogotowia podjęła reanimację. Udało się przywrócić czynności życiowe. Paweł został przewieziony do szpitala. Ale był w stanie krytycznym. Lekarzom nie udało się go uratować. W sobotę, ok. godz. 13 zmarł.

Taki finał policyjnej interwencji wywołał na osiedlu, gdzie mieszkał 34-latek, ogromne emocje. Część osób widziała osobiście, co się działo na balkonie. A nagrany przez świadków wydarzenia filmik z przebiegu policyjnej interwencji szybko trafił do internetu. Widać na nim, jak policjanci szamoczą się z mężczyzną, który w pewnym momencie przestaje się ruszać.

Bliscy Pawła i mieszkańcy osiedla przy ul. Barszczańskiej od początku o śmierć mężczyzny obwiniali interweniujących policjantów. Już w sobotę po południu pierwszy raz wyszli na ulice Białegostoku, by manifestować swoje oburzenie.

- Mor-de-rcy! - krzyczeli w kierunku policjantów, którzy przyjechali interweniować na ul. Barszczańską.

Sobotnia manifestacja była jednak w miarę spokojna. Za to w niedzielę doszło już do zamieszek. Najpierw ok. 200-osobowa grupa mieszkańców, także dzieci, z ul. Barszczańskiej ruszyła w kierunku komisariatu przy ul. Wrocławskiej. Padały okrzyki: „Policja! Mordercy!” Gdy demonstranci dotarli na ul. Wrocławską, czekała na nich uzbrojona w kaski i broń policja. Po chwili w stronę funkcjonariuszy poleciały jajka i ziemniaki. A zaraz potem kamienie.

Policja zatrzymała 22 najbardziej agresywnych uczestników manifestacji, w tym dwóch nieletnich.

Rodzina: Jak tak można?!

Bliscy i znajomi Pawła do dziś nie mogą otrząsnąć się po jego śmierci.

- Jak policja mogła tak postąpić z chorym człowiekiem? -pytają. - Zamiast mu pomóc, to go bić i kopać? To na tym polega użycie przymusu przez policję? Żeby kogoś zabić?

- Od lekarzy dowiedziałam się, że Paweł był reanimowany cztery razy, raz w domu, dwa razy w karetce i raz w szpitalu - mówiła nam Małgorzata Korolczuk, partnerka Przemysława Klima, brata zmarłego Pawła. - To co trzeba było mu wcześniej zrobić? Paweł był cudownym człowiekiem. Nigdy nikomu nie zrobił krzywdy. Był chrzestnym naszej córki, Wiktorii. Ona uwielbiała Pawełka. Już jej go bardzo brakuje.

O 34-latku nie tylko rodzina, ale znajomi, sąsiedzi czy też spotkani mieszkańcy osiedla wypowiadają się tylko dobrze.

- To był dobry chłopak - słyszymy od wszystkich. - Pomocny, uśmiechnięty.

Paweł od 15 lat chorował na schizofrenię. Gdy miewał ataki choroby, rodzina wiedziała co robić. Mężczyzna był już znany pogotowiu i policji, ale dotąd wszystkie interwencje kończyły się dobrze. Paweł trafiał do szpitala, potem wracał do codziennego życia.

- Teraz też powinni dać mu zastrzyk uspokajający, może nawet założyć kaftan czy kajdanki i zawieźć go do Choroszczy - mówią bliscy mężczyzny. - A nie tak go potraktować!

Zapowiadają, że zrobią wszystko, aby wyjaśnić okoliczności tragedii.

- Wszystkie działania wezwanego na miejsce pogotowia były prawidłowe - zapewnia Bogdan Kalicki, dyrektor białostockiego pogotowia. - Była też uzasadniona potrzeba, by wezwać na miejsce policję.

Policjanci twierdzą, że już po czwartkowych zdarzeniach wszczęła wewnętrzne postępowanie w tej sprawie i powiadomiła prokuraturę. Szef podlaskiej policji, insp. Daniel Kołnierowicz, zapewnia, że wszystkie okoliczności zdarzenia na Barszczańskiej zostaną dokładnie zbadane.

Białostocka prokuratura wszczęła też postępowanie, które ma sprawdzić, czy podczas interwencji nie doszło do przekroczenia uprawnień przez policjantów.

Rodzina i znajomi Pawła mają też mnóstwo pretensji do jego konkubiny.

- Nigdy nie było u niego tylu interwencji, jak wtedy, gdy Paweł związał się z tą kobietą - tłumaczą. - To ona wzywała karetkę, gdy tylko Paweł dostawał rentę. On trafiał do szpitala, a ona mogła wtedy korzystać z jego pieniędzy. Nie raz mu mówiliśmy: zostaw ją. Ale nie słuchał. Ona nim manipulowała, a on ją kochał, zajmował się jej dziećmi. Teraz też wezwała pogotowie, bo Paweł miał dostać rentę.

Gdy w sobotę okazało się, że 34-latek zmarł w szpitalu, bliscy i znajomi mężczyzny byli gotowi zlinczować jego konkubinę. Kobieta z dziećmi została wyprowadzona z mieszkania w eskorcie policji. Przebywa w bezpiecznym miejscu. Wyłączyła telefon, znikła. Wiadomo tylko, że poprosiła miasto o pomoc psychologa i ją dostała.

- Powrotu na osiedle to już ona nie ma - mówią mieszkańcy okolic Barszczańskiej.

Sekcja nie dała odpowiedzi

We wtorek prokuratura ujawniła wstępne wyniki sekcji zwłok Pawła Klima.

Okazało się, że mężczyzna nie miał obrażeń głowy. Przyczyną jego śmierci nie było też uduszenie. Przeczy to spekulacjom rodziny i znajomych zmarłego, jakoby mężczyzna był duszony i kopany w głowę przez policjantów.

- Ze zmian urazowych ujawniono jedynie złamanie żeber i mostka, powstałe w następstwie czynności reanimacyjnych, a więc nie w wyniku zachowania funkcjonariuszy. W jamie czaszki nie ujawniono złamań ani krwiaków. Ujawniono otarcia naskórka na nadgarstkach i dłoniach w miejscach odpowiadających użyciu kajdanek - mówi Marek Winnicki z Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe.

Biegli, na podstawie badania sekcyjnego, wykluczyli, aby przyczyną zgonu było zadzierzgnięcie, czyli działanie siły rąk na szyję mężczyzny i w następstwie tego uduszenie. Dokładne przyczyny śmierci będą znane za parę tygodni. Biegli uznali bowiem, że trzeba wykonać dodatkowe badania histopatologiczne i toksykologiczne.

- Wcale nas te ustalenia prokuratury nie dziwią - komentowali bliscy zmarłego. - A co mają powiedzieć: tak, zabiliśmy człowieka? Wiadomo, że nie powiedzą, swój swojego kryje.

- Mówią, że Paweł niby od reanimacji połamany był - dodawała na jego pogrzebie sąsiadka. - Ja byłam u niego w szpitalu, widziałam jak wyglądał. Jaką miał głowę spuchniętą. A tu mówią, że Paweł niby miał zawał serca! Kłamią! A najgorsze, że ta sekcja to w Białymstoku była. Tu każdy każdego kryje.

Rodzina i znajomi Pawła zapowiadają, że nie odpuszczą.

- Musimy poznać prawdę o jego śmierci - mówią.

Mieszkańcy Barszczańskiej i okolic dodają, że nie chcą być traktowani jak ludzie gorszej kategorii.

- Mówi się o nas, że jesteśmy jakąś patologią. I tak się nas traktuje! - żalą się.

Tymczasem 20 dorosłych mężczyzn, zatrzymanych po weekendowych zamieszkach, dostało zarzuty. Odpowiedzą za wykroczenie - zakłócanie porządku. 14 osób dodatkowo usłyszało zarzuty przestępstwa - znieważenie, naruszenie nietykalności cielesnej policjantów i nawoływanie do popełnienia przestępstwa. Mają zastosowany dozór policji.

W środę białostocka prokuratura przekazała sprawę do prokuratury w Olsztynie, aby nie można było zarzucić białostockim śledczym stronniczości w tej sprawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna