Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł przez życie mknie na hulajnodze. Mimo że stracił nogę

Agata Sawczenko
Agata Sawczenko
Paweł Golonko na hulajnogach zna się jak mało kto. W jednej więc wymienił opony na silikonowe, w drugiej dołożył karbonowe zderzaki i dwutłoczkowe hamulce
Paweł Golonko na hulajnogach zna się jak mało kto. W jednej więc wymienił opony na silikonowe, w drugiej dołożył karbonowe zderzaki i dwutłoczkowe hamulce Urszula Łobaczewska
Hulajnogi! O nich Paweł Golonko może rozmawiać bez końca. Unowocześnianie dostępnych modeli i remontowanie tych nieco zużytych to jego pasja. Uwielbia też jeździć na tych jednośladach

Jak jadę na hulajnodze, to zatrzymuje się cały świat. Nic więcej się nie liczy, czas przestaje płynąć - mówi białostoczanin Paweł Golonko. Niemal w centrum miasta, w kamienicy przy ul. Jurowieckiej, prowadzi sklep z hulajnogami i warsztat, w którym naprawia te elektryczne jednoślady. Jednak od razu przy wejściu widać, że nie tylko hulajnogi są jego pasją. Miejsce umeblowane jest starymi, zabytkowymi, pięknie odnowionymi meblami. Znajdziemy tu i biurko, i elegancko tapicerowane krzesła, i sekretarzyk, i komodę.

- Mój tata to budowlaniec - mówi Paweł. I od razu wyjaśnia, że budowlaniec, ale taki nieco niezwykły, bo najczęściej zajmował się właśnie odnawianiem zabytków, cerkwi, kościołów i innych ważnych dla regionu podlaskich budynków. To właśnie on zaszczepił całej rodzinie zamiłowanie do drewnianych, solidnych mebli.

- Tak samo mam umeblowane mieszkanie - uśmiecha się Paweł.

Jak archanioł na hulajnodze

Ale tu, w warsztacie i sklepie, między antykami stoi mnóstwo hulajnóg. Każda elektryczna. Paweł je sprowadza, ale sprzedaje najczęściej po przeróbkach i ulepszeniach. Czasem zmienia koła, by lepiej niosło po drodze, czasem ulepsza zawieszenie, innym razem pomajstruje coś w ustawieniach komputerowych. Wszystko po to, by jednoślady były wygodniejsze w użytkowaniu. A miłośnicy hulajnóg doskonale wiedzą o tym miejscu i właśnie tu przychodzą, gdy planują zakup nowego pojazdu.

- Tą można rozpędzić się nawet do 180 kilometrów na godzinę! - wskazuje Paweł. - A do jeżdżenia na tej trzeba mieć już odpowiednie uprawnienia. Z kolei w tej zmieniłem opony na silikonowe, tak samo dobre jak w ścigaczach. W tej zaś dołożyłem karbonowe zderzaki i dwutłoczkowe hamulce. A tu zamontowałem laserowe rzutniki światła. Wspaniale wygląda, gdy się je włączy, jak archanioł - opowiada prezentując kolejne modele. W innej hulajnodze dodał alarm i GPS, kolejną obniżył o trzy centymetry, by lepiej wchodziła w zakręty. - To moja ulubienica - uśmiecha się Paweł Golonko.

Bach! I runęło całe życie

Ale to nie wszystko, czym zajmuje się Paweł. W jego warsztacie pomoc otrzyma każdy, komu hulajnoga zaczyna szwankować. Przeglądy, naprawy - w tym również się specjalizuje. Choć zakład otwarty jest w określonych godzinach, wystarczy zadzwonić, a Paweł o każdej porze w kilka chwil przybędzie na miejsce. Zwłaszcza, jeśli pomocy w naprawie jednośladu potrzebuje jakieś dziecko.

Jednak nie zawsze hulajnogi znajdowały się w centrum zainteresowań Pawła Golonko. Od dzieciństwa pasjonowały go głównie motory.

- Zaczynałem od motorynki. Później pojawił się Simson, skuter od brata podbierałem. Następnie kawasaki 250, na nim to już brat sam uczył mnie jeździć - wymienia Paweł. Miał też m.in. yamahę 600 i kawasaki 900.

Niestety, kilka lat temu całe życie Pawła się zmieniło.

- Pracowałem na drodze ekspresowej Choroszcz - Białystok. Przycinałem asfalt - opowiada. Bo oprócz remontów, przeprowadzanych razem z ojcem, również tym się w życiu zajmował. Gdy tego dnia skończył już codzienne zadania, musiał jeszcze tylko odprowadzić piłę do magazynu. Piła do cięcia asfaltu to duże, ciężkie urządzenie. A magazyn był wtedy dość daleko. Zaczepiło go wtedy kilku mężczyzn. Dziś mówi, że nie odpowiadał na zaczepki. Ale i tak jeden z nich za chwilę wsiadł do samochodu i... wjechał Pawłowi w plecy. Poturbowany mężczyzna wpadł do rowu. Sprawcy - odjechali.

- Sam wezwałem pomoc - wspomina.

Pogotowie przyjechało, ale nogi nie udało się już uratować.

- Z tyłu polonez truck, z przodu piła ważąca 120 kilogramów. Uderzenie całkowicie zmiażdżyło mi nogę - mówi. - I tak chwała Bogu, że uderzenie tej piły nie podbiło i mnie nie przetarło na masę.,

Na początku było bardzo ciężko, ale po jakimś czasie udało mu się pozbierać po wypadku. Musiał nauczyć się funkcjonować w zupełnie nowej rzeczywistości: bez nogi, bez możliwości wykonywania dotychczasowej pracy, bez motocykli... Tata pomógł mu kupić protezę - dobrą, elektroniczną, by żyło się jak najwygodniej. A Paweł - jakby się na nowo urodził - musiał się wszystkiego uczyć od początku. Każdy ruch, każdy krok był okupiony ciężką pracą.

- Jak u niemowlaka, wszystko trzeba było wypracować na nowo. I na nowo nauczyć mózg, co dla mnie znaczy chodzenie, jak stawiam nogi - opowiada Paweł. I zapewnia: - Da się żyć, spokojnie. Tylko nie można o tym wciąż myśleć.
Jednak na motocykl już nie wsiada. Zrezygnowanie z tej wielkiej pasji było niezwykle trudne, ale konieczne. No bo jak inaczej?
- Wsiadałem co prawda na motor gdzieś tam u babci na polu, ale na ulicę przecież nie wyjadę - mówi.

Kolejny wypadek znów zmienił życie

Któregoś razu postanowił zrobić prezent dzieciom brata. Kupił im hulajnogi. Radości było co niemiara, ale nie tylko u dzieciaków. Bo dały się przejechać wujkowi. A ten - złapał bakcyla.

- Bo to nie dość, że to przydatne i wygodne urządzenia, to jeszcze jazda na nich jest taka przyjemna! - przekonuje Paweł.
Na hulajnodze jeździ wszędzie - do sklepu, do urzędów.

- Nikt tak szybko nie przemieszcza się po mieście jak ja - uśmiecha się. Chwila, i już jest na miejscu, nie boi się korków, nieprzejezdnych ulic, braku miejsca do zaparkowania.

Przyznaje jednak, że jazda na hulajnodze, tej elektrycznej, profesjonalnej, to wcale nie jest taka prosta sprawa.

- Choć wielu osobom wydaje się zupełnie inaczej - zauważa.

Jak mówi, przydaje się tu doświadczenie z jazdy motocyklami, skuterami, quadami albo chociaż taką zwykłą miejską hulajnogą, którą już od kilku lat można wypożyczyć również w Białymstoku. Nie bez znaczenia jest też umiejętność jazdy na rowerze.
- Bo jazda to nie tylko stanie na hulajnodze. Człowiek wciąż musi kontrolować, co się dzieje wokół, co na drodze. Jadąc trzeba mieć świadomość, w jakiej odległości i jak wysoki jest krawężnik, czy coś jedzie za mną, obok mnie. Praktyka zdobyta na motocyklu czy chociażby rowerze w jeździe na hulajnodze bardzo się przydaje - wyjaśnia Paweł Golonko.

A że on tę praktykę miał, jeżdżenie na dwukołowcu od razu szło mu bardzo dobrze. Tak dobrze, że umawiał się z kolegą na wspólne wyprawy i co jakiś czas kupował lepszy, nowszy i bardziej skomplikowany model tego jednośladu. Po prostu - umiał już docenić wszystkie atuty i możliwości takiego pojazdu.

Niestety. Znów przydarzył mu się wypadek. Wjechał w niego samochód. Tym razem na szczęście Paweł już tak nie ucierpiał, ale hulajnoga wymagała gruntownej naprawy. A że była to już ta specjalistyczna, wysokiej klasy, trzeba ją było odesłać do serwisu do Warszawy.

- Półtorej roku czekałem na naprawę. I się nie doczekałem - Paweł przyznaje, że stracił cierpliwość. I nie wiedział już, co robić. Wtedy w sukurs przyszedł mu kolega od wypraw hulajnogami - na co dzień elektronik od samochodów.

- Mówi: dawaj, Paweł, sami otworzymy taki serwis - opowiada mężczyzna. I przyznaje, że od razu mu się ten pomysł bardzo spodobał. Tym bardziej, że ojciec miał niewykorzystaną suterenę w kamienicy przy ul. Jurowieckiej. Ulica coraz bardziej popularna, a wyjście z piwnicy jest wprost na chodnik - było więc gdzie nawet zamontować szyld, by klienci - ci, którzy o nowym serwisie w Białymstoku dowiedzieli się od znajomych lub z internetu - nie szukali wejścia. Szyld wychodzący na ulicę to też świetny sposób na reklamę - by również innym dać znać, że i w naszym mieście jest miejsce, gdzie można i kupić, i naprawić hulajnogę. No i - co dla niektórych najważniejsze - również o hulajnogach porozmawiać. Bo na tym Paweł zna się jak nikt inny. I rozmawiać o nich może bez końca.

- Choć interes łatwy nie jest - przyznaje Paweł. I zapewnia, że firmę prowadzi, po prostu, dla ludzi. Już księgowa mi powiedziała, żebym się uspokoił z tym dawaniem rabatów, bo mogą być problemy - uśmiecha się Paweł. I przyznaje, że z tych rabatów i dodatkowych usług trudno mu zrezygnować, zwłaszcza gdy klientem jest dziecko.

- Jestem w stanie wiele dać od siebie, by dziecko było szczęśliwe, a przynajmniej zadowolone - uśmiecha się. - Jak widzę, że ktoś przychodzi z dzieckiem, a nie ma za bardzo pieniędzy, to czasem jestem w stanie oddać mu nawet tę najlepszą hulajnogę.

Przez życie mknie na hulajnodze

- Hulajnoga to moje życie - mówi dziś Paweł Golonko. Bo... choć tak mocno dotknął go los, znów robi to, co naprawdę lubi. Na co dzień w pracy sprzedaje, ulepsza i remontuje hulajnogi. Ale i przez prywatne życie mknie na hulajnodze: - Do sklepu, załatwić sprawy albo tak sobie za miasto, by po prostu pojeździć - uśmiecha się.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Paweł przez życie mknie na hulajnodze. Mimo że stracił nogę - Kurier Poranny

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna