Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pod lodem grzmi Bug. Mieszkańcy wielu wsi przygotowują się na najgorsze...

Magdalena Kleban [email protected]
Włodzimierz Szczubret w Wólce mieszka od urodzenia. – Bug był niebezpieczny zawsze – mówi. – Najgorsze są zatory. Tego się  boję!  Dla Kazimierza Kuczery to pierwsza zima na Podlasiu, bo niedawno sprowadził się tu ze Śląska. Codziennie sprawdza poziom rzeki.
Włodzimierz Szczubret w Wólce mieszka od urodzenia. – Bug był niebezpieczny zawsze – mówi. – Najgorsze są zatory. Tego się boję! Dla Kazimierza Kuczery to pierwsza zima na Podlasiu, bo niedawno sprowadził się tu ze Śląska. Codziennie sprawdza poziom rzeki.
Kazimierz Kuczera codziennie chodzi nad Bug i sprawdza stan wody. Specjalnie w kilku miejscach zaznaczył, dokąd sięga rzeka i teraz widzi, czy woda stoi, czy może znowu ruszyła w górę. - Jak nie zostaną rozbite zatory, to będzie źle - prorokuje. - Z taką wodą nie ma żartów!

Bóg nad nami i Bug obok nas - tak przyszło nam żyć od małego i tu doczekamy swoich dni. A czy rzeka zatopi nas, czy nie - co was, miastowych, może to obchodzić?! Przyjedziecie tutaj i nam pomożecie? - w małym wiejskim sklepie w Wólce Nadbużnej nie widać żadnej paniki, mało kto wspomina o rzece, a nawet jeśli, to bardziej jest to uspokajanie innych i siebie, że co Bug miał im już pokazać, to pokazał w styczniu. I że na razie zostawi ich w spokoju.

Zaklinanie rzeczywistości? Trochę pewnie tak.
W tej niewielkiej podsiemiatyckiej wsi, gdzie mieszka około 130 osób, kłopoty z rzeką to żadna nowina. To tylko ostatnie lata z wyjątkowo łagodnymi zimami wszystkich rozleniwiły. Ale wcześniej normalne było, że Bug na wiosnę wylewa, że zimą śniegu tyle, że ani przejść, ani przejechać nie można. Dopiero w tym roku, w styczniu, rzeka znów o sobie przypomniała.

- Pewnie, że się boimy! Już raz to przeżyliśmy. Na drugi dzień świąt prawosławnych w jeden dzień musieliśmy cały dobytek spakować i uciekać. Pani to sobie wyobraża? Może w mieście, z bloku to można wyjść, jak się stoi. Ale u nas maszyny rolnicze, dobytek... I jak tak wyjść? - pani Alina Żabiuk, serdeczna i towarzyska na co dzień, w jednej chwili poważnieje. - I wszystko przyszło nagle. W jednej chwili pod nasz dom podeszła woda.

Teraz niby zagrożenia nie ma, ale...
- Wczoraj też po pracy byłam nad Bugiem, zobaczyć, co się dzieje - przyznaje. - I całą noc nasłuchiwałam, jak deszcz padał. Na szczęście, woda za bardzo się nie podniosła.

Trzy dni wcześniej będziemy wiedzieć
W Starostwie Powiatowym w Siemiatyczach paniki nie widać. Piotr Taraszkiewicz, pełnomocnik ds. obronności w urzędzie twierdzi, że trzyma rękę na pulsie. Wprawdzie wydzwania do najbliżej Bugu położonych wiosek, ale jest jak najdalszy od podnoszenia larum.

- Woda przekroczyła swój poziom o pół metra, mamy więc stan ostrzegawczy i żadnego zagrożenia nie ma. Nie ma porównania z tym, z czym jeszcze w styczniu musieliśmy się tu borykać - uspokaja. - Rzeka jest zamarznięta, a lód stopniowo robi cię coraz cieńszy. Najgorzej będzie, jak już ta cała woda ruszy z południa Polski. Wtedy może zrobić się niebezpiecznie. Ale i wówczas będziemy mieli jakieś trzy doby, żeby się przygotować. Tyle mniej więcej ta fala powodziowa z Włodawy koło Terespola do nas idzie.
W Wólce Nadbużnej w stronę Terespola nikt jeszcze nie spogląda, ale na prognozę pogody i samą rzekę - to i owszem. Choć na pierwszy rzut oka wszystko w tej niewielkiej wiosce wydaje się senne i spokojne. Spokój to jednak tylko pozorny, podobnie zresztą jak i Bug teraz - cały jest skuty lodem, niby nieruchomy, ale pod spodem buzuje niebezpieczna rzeka.

Z ludźmi, można odnieść takie wrażenie, jest podobnie. Niby nikt na razie nie zaprząta sobie tym głowy, ale ścieżka nad Bug wydeptana równo - nie ma dnia, by ktoś nie chodził nad rzekę sprawdzać poziomu wód.

I wszyscy mają nadzieję, że uda się Bug obłaskawić, że nie pokaże jeszcze tej wiosny, na co go stać. Włodzimierz Szczubret, ojciec sołtysa, jak sam się przedstawia, dzisiaj może powiedzieć jedno:

- Pewne jest tylko tyle, że ta zima jeszcze potrzyma. Zobaczcie tylko, ile jest śniegu, ale i lód, jak go ostatnio sprawdzaliśmy, ma około 40 cm grubości - pokazuje. I dlatego on się nie boi. Na razie.
Ale nad rzekę, żeby pokazać, o ile więcej jest teraz wody, chętnie nas zaprowadzi. Zwłaszcza że pogoda piękna. Lekki mróz, akurat taki, żeby ze śniegu nie zrobiła się okropna breja, do tego prawie już wiosenne słoneczko.

- Jakby taka pogoda była cały czas, to byłoby dobrze. Najgorsze jest nagłe ocieplenie - patrzy z niepokojem w niebo pan Włodzimierz. Mieszka w Wólce od urodzenia. Zna wszystkich i pamięta wiele. Bo Bug był niebezpieczny zawsze, to żadna nowina. A zazwyczaj wylewał wiosną i to w koryta dawnych starorzeczy - tam na przykład, gdzie teraz biegnie główna droga, albo tutaj - gdzie warszawiacy, siedlczanie mają swoje domki letniskowe.

- Jak coś się stanie, to one pierwsze staną pod wodą - prorokuje. Nowych właścicieli tutaj zna doskonale, w końcu dużej części z nich sam sprzedawał ziemię pod letniska.

Ale idziemy dalej, tą wydeptaną przez miejscowych ścieżką. Jeszcze rzeki za bardzo nie widać, a na korach niektórych drzew już widać ślady po lodzie. W styczniu aż tu sięgała rzeka. Jedni mówią, że sto, inni nawet że pięćset metrów od linii brzegowej. Do teraz na miejscowym boisku piłki nożnej można urządzić mecz hokeja - całe jest skute lodem po tym, jak kilka dni stało pod wodą. Tylko bramki, na wysokości metra od słupków, było widać.

- Najgorsze są zatory. Tego naprawdę się boję - przyznaje pan Włodzimierz. I wspomina stare czasy: - Kiedyś pomagało wojsko, policja. Teraz niby ten wał z 1979 roku ma nas chronić, ale jeszcze z pół metra i woda przejdzie przez niego, zwłaszcza, że i bobry, których się tyle namnożyło, ostro się za niego wzięły - milknie na chwilę. - Tak sobie myślę, że niektórym to chyba bardziej się opłaca płacić odszkodowania później, niż zawczasu coś zaradzić...

Cichutko, bezgłośnie i byłoby po nas
W Wólce podejrzewają, że to zator w pobliżu miejscowości Tonkiele (od Wólki w kierunku Drohiczyna) był powodem tegorocznej, styczniowej powodzi. Dosłownie w ciągu jednej doby poziom wody podniósł się tak bardzo, że woda znalazła ujście w starym korycie rzeki.

- To było 8 stycznia, u nas akurat drugi dzień świąt Bożego Narodzenia - wspomina Alina. - Na początku myślałam, że tylko wydaje mi się, że poziom wody się podniósł. I nic nie zrobiłam. Ale minęła godzina, wychodzę z domu, a tu już trzeba maszyny wyprowadzać, bo wody na ponad metr napłynęło. Ale jak! Cichutko, spokojnie, stopniowo poziom wody podniósł się tak, że musieliśmy cały dobytek ratować.
Pani Alina i reszta mieszkańców Wólki już jedną powódź przeżyła - wiosną 1979 roku. 15 lat wtedy miała. Ale to była zupełnie inna woda. Wielka fala szła, wał przerwała, aż na drodze się zatrzymała. To była potęga. Teraz pod okna zajrzała niemal niezauważalnie. Jednak biedy tyle samo mogła narobić.

Nikt się tu ewakuować nie będzie
Kazimierz Kuczera nagrał to wszystko swoją kamerą, zresztą tuż koło jego domu też przebiega stare koryto Bugu. Na filmie widać, jak zagrodzono drogę do pobliskich Ogrodnik, jak woda stoi na miejscowym boisku. Od tego czasu systematycznie dokumentuje poziom wód, codziennie też chodzi w upatrzone miejsca i sprawdza. Dla jego i żony to pierwsza zima na Podlasiu. Sprowadzili się tu w lipcu, na emeryturę - wcześniej przez dwanaście lat przyjeżdżali latem. Aż postanowili: koniec! Na emeryturze właśnie tutaj chcemy osiąść. Sprzedali swój dobytek na Śląsku i przenieśli się 500 km na wschód. I proszę! Pierwsza zima, nie dosyć, że rekordowe opady śniegu, to jeszcze Bug może wylać.

- To całe szczęście, że ziemia nie jest zamarźnięta i ta woda miała jak wsiąkać. Ale jak fala powodziowa będzie miała kilka metrów, to i to nam nie pomoże - nawet żona pana Kazimierza zdążyła już poznać tajniki rządzące tutejszą aurą.

I codziennie sprawdzają prognozy pogody w telewizji. Bo i cóż im innego zostało? Na władzę nie ma co za bardzo liczyć. Te ich propozycje ze stycznia, żeby niby ewakuację do świetlicy w Słochach zarządzić? Śmiechu warte! Jak wioska długa i szeroka nikt przecież swego dobytku na pastwę losu nie zostawi.

- To tylko tak łatwo powiedzieć: ewakuujcie się! - Alina Żabiuk aż wzdryga się ze złości. - A co z maszynami rolniczymi, co z naszym inwentarzem?! To niby wieś starych ludzi, ale jakieś kurki, świnki niektórzy jeszcze mają. Co z tym robić?

- Ewakuacja nie załatwia sprawy - potwierdza i Kazimierz Kuczera. - Tak naprawdę najlepiej by było, żeby ktoś wziął się za ten wał przeciwpowodziowy, bo już teraz woda przez niego jak przez sito przecieka.
- I saperzy są niezbędni, żeby wszystkie zatory zlikwidować. Inaczej woda się spiętrzy i następnym razem już naprawdę przyjedziecie do nas opisywać powódź. Bez pomocy wojska na wiosnę raczej sobie nie poradzimy - nie ma wątpliwości Włodzimierz Szczubret.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna