Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polak powtórzy wyścig z zimnem

Wojtek Mierzwiński
Psy Dariusza Morsztyna mają już wprawę. Przetrwały burzę śnieżną zaledwie 100 km na południe od Nord Kapp - najbardziej na północ położonego miejsca w Europie.
Psy Dariusza Morsztyna mają już wprawę. Przetrwały burzę śnieżną zaledwie 100 km na południe od Nord Kapp - najbardziej na północ położonego miejsca w Europie. Archwium pryw.
Dariusz Morsztyn ze Ściborek pod Gołdapią jako jedyny Polak weźmie udział w ekstremalnym wyścigu psich zaprzęgów w Norwegii. Zdecydował się na to, choć już raz o mało tej wyprawy nie przypłacił życiem. Wtedy wyścig musiał przerwać, bo zgubił się w burzy śnieżnej.

Oryginałem jest na pewno. Dariusz Morsztyn - harcerz, ekolog, mors, działacz społeczny, założyciel Republiki Ściborskiej.

To takie państwo w państwie pod Gołdapią, oddzielone od reszty świata szlabanem. Na ziemi, którą kiedyś kupił, to on wyznacza reguły - nie można tu między innymi palić papierosów ani pić alkoholu.

Co roku zjeżdżają obejrzeć tę zaczarowaną okolicę turyści z Polski i zza granicy. Ich uwagę przyciągają przede wszystkim zaprzęgowe psy husky - Morsztyn ma ich niemal 40. Nic dziwnego, jest wytrawnym maszerem - od lat jeździ w psich zaprzęgach. Krajowych. Teraz postawił sobie poprzeczkę wysoko - w lutym jedzie na trzeci pod względem trudności rajd psich zaprzęgów na świecie. Wystartuje tam jako jedyny Polak.

- Jadę na Finnamrkslopet. To długodystansowy, północny wyścig, rozgrywany w najzimniejszej części Norwegii - Finnmarku. Temperatury spadają tu poniżej minus 40 stopni Celsjusza. Najkrótsza trasa mierzy 500 km - wyjaśnia Dariusz Morsztyn.

Problemy po 50 kilometrach

Morsztyn próbował już swoich sił w ostatniej edycji Finnamrkslopet. Wtedy wystartowało 100 maszerów i około 1000 psów. Niestety, już na pierwszych 50 kilometrach pojawiły się trudności. Jeden z psów - Kratalik zjeżdżał ciągle na pobocze szlaku, trzeba go było korygować.

- A Ayalik zaczęła utykać. Miała pozbrylany lód między palcami. Oczyściłem jej łapy, później sprawdziłem inne psy. W końcu postanowiłem założyć im specjalne buty. Trwało to godzinę - wspomina Morsztyn.

Prawdziwe problemy miały jednak dopiero nadejść. Podczas wyścigu nie można prosić o pomoc nikogo z zewnątrz. Nie można mieć przy sobie ani komórki, ani nawigacji satelitarnej. Jeśli dodać do tego, że trasa jest wyznaczona jedynie wetkniętymi co kilometr tyczkami, łatwo wyobrazić sobie co się dzieje podczas burzy śnieżnej. Widoczność spada wtedy do kilkunastu metrów, a nawałnica w moment zawiewa ślady sań.

- I to mi się właśnie przydarzyło - wyjaśnia mieszkaniec Ściborek pod Gołdapią.

Szlak przestał istnieć...

Nagle na trasie zerwał się mocny wiatr. Przybierał na sile z minuty na minutę. Padał też duży śnieg. Po kilkunastu minutach nie widać było już dosłownie nic. Choć Morsztyn założył na głowę najsilniejszą latarkę, nic to nie dało.

- Szlak w okamgnieniu przestał istnieć. Nie widać było ani trasy, ani śladów zaprzęgów, mimo to udało się nam go jakoś trzymać, choć wielokrotnie się gubiliśmy - wyjaśnia Morsztyn.

Niestety, burza przybierała na sile. Wiatr się wzmagał, robiło się coraz zimniej. Widoczność spadła do 10-20 metrów.

- Czegoś podobnego w życiu nie widziałem. Zgubiliśmy w końcu szlak. Byliśmy już zmęczeni. W nogach mieliśmy około 90 kilometrów. Przez ponad godzinę kluczyliśmy i szukaliśmy. Prowadziłem pierwsze psy, sanie najeżdżały na nas, psy się plątały. Ale walczyliśmy. W końcu zgłupieliśmy. Psy chciały iść dalej, tylko gdzie? Nic nie było widać. Ani śladu szlaku. Wiedziałem, że stawką było już nasze życie.

Podjąłem więc jedyną sensowną decyzję - stajemy na noc, by rano szukać trasy. Wiem, że z godnie z regulaminem, poszukiwania zaginionych zaczynają się dzień po tym, jak maszer nie pojawia się na punkcie kontrolnym - o zmaganiach z mrozem i zimnem dalekiej Północy opowiada Morsztyn.

To był makabryczny postój. Po zakotwiczeniu sań i spięciu psów, które o mało nie zakończyło się odmrożeniem palców, maszer wskoczył do specjalnej wiatroodpornej tzw. norki, w niej otulił się śpiworem. Dla bezpieczeństwa, w trosce o psy w ręce trzymał linkę od zaprzęgu. Gdy wydawało się, że wszyscy są już bezpieczni, dwa psy zaczęły ze sobą walczyć. Morsztyn musiał je rozdzielić. Znów zmarzł. Po burzy długo budził psy.

W końcu znaleźli ślad. Jednak przez pomyłkę, zamiast w stronę mety zaprzęg pojechał w stronę startu! W Jotce, pierwszym punkcie kontrolnym, do którego wrócił Morsztyn, Polak podejmuje decyzję - przerywa wyścig. Psy są głodne, karma dla nich czeka dopiero na punkcie kontrolnym w Skoganvarre. To za daleko. Na dodatek jeden kuleje.

Nie na czas i nie o puchar idzie gra

Tamtego wyścigu poza Morsztynem nie ukończyło kilkunastu innych maszerów. W 2006 aura była jeszcze bardziej okrutna dla zawodników. Wtedy z wyścigu wycofało się czterdziestu śmiałków.

- Chcę jeszcze raz spróbować tam swoich sił 27 lutego. Podoba mi się, że w tym wyścigu maszer nie konkuruje z innymi zawodnikami. To nie jest walka o czas i o puchar. Liczy się zmaganie ze srogą naturą, swoimi słabościami i samo ukończenie wyścigu. Do startu przygotowuję się ze swoimi psami już od września - zdradza Dariusz Morsztyn.

Mieszkaniec Ściborek narzeka na to, że jak na razie trenuje ze swoimi psami w błocie. Bo choć połowa grudnia dawno za nami, pod Gołdapią śniegu na razie jak na lekarstwo. Morsztyn przed norweskim wyścigiem jeździ w podgołdapskich lasach z czternastoma psami, chociaż na starcie w Alcie zaprzęg pociągnie jedynie osiem.

- Muszę jednak pamiętać o tym, że nawet najmniejsza kontuzja wyklucza psa z wyścigu. Muszą być w doskonałej formie, by przebiec 500 kilometrów. Dwa najkrótsze etapy mierzą po 53 kilometry, najdłuższy 88 kilometrów - mówi Dariusz Morsztyn.

- Nadal szukam sponsorów. Wyprawa pochłonie ponad 50 tysięcy złotych. Liczę na osoby, które zechcą mi pomóc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna