Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<B>Proboszcz na zagrodzie</B>

Anna Mierzyńska
Trzeba być z ludźmi i dla ludzi, pomimo zmęczenia i wielu zajęć - to najprostsza recepta na bycie proboszczem idealnym. Recepta sprawdzona, jej autorem jest bowiem ksiądz Andrzej Godlewski z parafii Krzyża Świętego w Łomży, wybrany na "Proboszcza Roku 2004". Ale nie każdy proboszcz potrafi być blisko ludzi. Wielu troszczy się o dusze swoich wiernych, lecz zapomina o codzienności. A to właśnie codzienność najbardziej kłuje w oczy parafian...

W Bokinach, niewielkiej wsi koło Łap na Białostocczyźnie, wierni postawili na swoim. Po wielu miesiącach konfliktu biskup łomżyński przeniósł proboszcza ks. Stanisława Dudka do innej parafii. Choć do kościoła w Bokinach nowy ksiądz dojeżdża z pobliskich Łap, ludzie są zadowoleni. Nie muszą się już bać, że ich proboszcz wyjmie z kieszeni sutanny broń i strzeli.
Broń na postrach?
- Jak ksiądz może broń nosić! Przecież proboszcz to powinien z różańcem chodzić, a nie z pistoletem - pomstowali parafianie.
Doszło do tego, że bali się puszczać dzieci do szkoły, bo musiały przejść koło kościoła.
- A wiadomo, co zrobi proboszcz? - denerwowali się.
Ks. Dudek do nikogo nie strzelił. Otoczony przez wrogów, w których przeistoczyli się jego wierni, zamknął się na plebanii i nikogo nie wpuszczał. Nawet słuchawkę telefonu odkładał natychmiast, gdy tylko zorientował się, że dzwoni ktoś inny niż przedstawiciel biskupa. Wcześniej wyjaśniał, że wystąpił o pozwolenie na broń ze względu na własne bezpieczeństwo. Pokazywał stłuczone lampy przy kościele, zbite szyby na plebanii, zdewastowane toalety.
- Boję się - tłumaczył.
Policja przyznała mu rację. Ksiądz zdał egzamin i zaczął nosić przy sobie broń.
- To przecież on sam wszystko niszczy, dewastuje! A opowiada, że to my. Kłamstwo - denerwowali się mieszkańcy.
Największe pretensje mieli jednak do swego proboszcza nie o wybite szyby, tylko o pieniądze.
- Ciągle domagał się więcej. Chciał, żebyśmy sfinansowali remont kościoła, potem remont plebanii. Za pogrzeby żądał ponad 1000 zł, nawet od biednych rodzin! - wyliczali z oburzeniem. - No i jak on nas traktował! Wyzywał nas na mszy tak, że nikt potem już do kościoła nie chciał iść. A jak jechał przez wieś samochodem, to takie gesty pokazywał, że wstyd patrzeć!
Parafianie z Bokin kilkakrotnie jeździli do biskupa łomżyńskiego, by ten zmienił im proboszcza. W końcu stanęli całą gromadą pod kościołem i w obecności przedstawiciela Kurii Diecezji Łomżyńskiej wykrzyczeli, że jak ks. Dudek nie wyjedzie ze wsi, to go na taczce wywiozą. Proboszcz zrezygnował. Wygrali parafianie, ale jakim kosztem? Stracili zaufanie do kościoła, a wielu do dziś nie może sobie wybaczyć słów wypowiedzianych podczas tych trudnych miesięcy.
Wojna o pieniądze
Żaden proboszcz nie może liczyć na ulgowe traktowanie. Jest rozliczany tak samo jak inne osoby, zajmujące wysokie stanowiska w miejscowej hierarchii.
Jak wynika z badań Instytutu Statystyki Kościoła katolickiego, u księży najbardziej nie lubimy materialnego podejścia do życia, rozrzutności, skąpstwa, zachłanności.
Do ks. Stanisława Łukaszewicza, proboszcza z Niewodnicy Kościelnej, parafianie mają pretensje, że pod koniec 2003 r. sprzedał swemu bratu kilka hektarów ziemi rolnej, należącej do parafii.
- Zrobiłem to za zgodą kurii. Za te pieniądze kupiliśmy dwie działki budowlane pod nowe kościoły. Parafia na tej transakcji na pewno nie straciła - wyjaśniał ks. Łukaszewicz.
Ludzi to nie przekonało. Szybko dowiedzieli się, za ile brat proboszcza kupił ich "parafialną, czyli wspólną" - jak sami mówią - ziemię.
- Za grosze! Można ją było sprzedać znacznie drożej. A wtedy byłoby na remont kościoła, o którym proboszcz ciągle mówi - wyjaśniają.
Zastanawiają się nawet, czy nie wystąpić do sądu o unieważnienie transakcji. Bo ksiądz nie dość, że zrobił zły interes, to jeszcze nie zapytał rady parafialnej o zgodę!
- Jak to tak, zdecydował bez nas? Przecież to nasza ziemia! - denerwują się ludzie.
- Jeśli była zgoda kurii, nie potrzebowałem zgody rady parafialnej - tłumaczy proboszcz.
A jednak coraz więcej wiernych chce mieć wpływ na to, co się dzieje w ich parafii. Tak jak w strukturach państwowych ludzie decydują o wyborze wójta czy burmistrza, tak i w Kościele chcą decydować o sprawach dotyczących ich samych.
- Patrząc na takie sytuacje z socjologicznego punktu widzenia można stwierdzić, że zasady demokratyczne, które od dawna nie były w Polsce stosowane, ludzie zaczęli wreszcie uznawać za naturalne. I chcą, by wspólnota parafialna była wspólnotą demokratyczną - mówi prof. Jerzy Kopania, filozof i etyk Uniwersytetu w Białymstoku. - Także nasza wrażliwość moralna jest większa. Zachowania, również kleru, na które wcześniej przymykano oczy, teraz nie są już akceptowane.
Demokracja na plebanii
Powinno być demokratycznie. Parafianie buntują się więc przeciwko nakładaniu na nich dodatkowych obciążeń finansowych. Nie lubią też, gdy w czasie mszy proboszcz wymienia, kto nie dał jeszcze ofiary na kościół. W Juchnowcu Kościelnym wiernych oburzyła ulotka, w której proboszcz ks. Kazimierz Fiedorowicz wyliczył parafianom, ile są mu winni pieniędzy za remonty. Tydzień później ks. Fiedorowicz wycofał się ze swojego pomysłu. Przeprosił wiernych i problem znikł - teoretycznie.
- Ja go rozumiem. Do utrzymania parafii potrzebne są pieniądze. Skąd je brać? - mówi proboszcz z niewielkiej parafii na Suwalszczyźnie, który sam od kilku lat boryka się z trudnościami finansowymi. - Ludzie zawsze w takiej sytuacji powtarzają, że do kościoła przychodzą się modlić, a nie rozmawiać o pieniądzach. I mają rację. Tylko, że z czegoś trzeba żyć...
Ludzki ksiądz
Prośby o pieniądze wiernym łatwiej wybaczyć, gdy wypowiada je "ludzki proboszcz".
- Ludzki ksiądz nie żyje ponad stan, dba o parafian, czasami kogoś zatrudni, czasami paczkę z jedzeniem biednym przyniesie, Wigilię dla nich zorganizuje - tłumaczy mi starszy pan ze wsi spod Białegostoku. - No i ludzi rozumie. Wie, że czasem każdy błądzi, że trzeba mu wtedy pomóc, a nie tylko grzechem straszyć.
Takim ludzkim księżom parafianie wybaczają wiele. W Lubnie za księdzem, który kierował samochodem pod wpływem alkoholu, wstawili się członkowie rady parafialnej. Nie przez przypadek. Wiele wydatków kościelnych finansował on z własnych pieniędzy, nie ogłaszał z ambony listy ludzi, którzy zalegali z ofiarą. W sprawy parafii zaangażował wiernych - to oni zajęli się remontem kościoła. Poczuli, że w parafii są u siebie - i nie chcieli stracić najlepszego proboszcza, jakiego mieli. A że jechał po alkoholu?
- To był błąd. Ale chcieliśmy, by ksiądz biskup go zostawił choćby na próbę. By dać mu szansę - tłumaczy Urszula Bik, przewodnicząca rady parafialnej w Lubnie.
Ludzkim proboszczem jest też ks. Andrzej Godlewski z Łomży. Stworzył Centrum Katolickie z darmową kawiarenką dla dzieci i młodzieży. Jest tam sala komputerowa, poradnia rodzinna, punkt wsparcia dla alkoholików, a nawet sala zabaw dla najmłodszych, w której matki mogą zostawić maluchy, gdy idą np. po zakupy. Parafianie w tajemnicy przed proboszczem zgłosili go do konkursu na "Proboszcza Roku". I ks. Godlewski ten konkurs wygrał: "za budowę parafii jako wspólnoty wspólnot" - napisano w uzasadnieniu.
- Proboszcz idealny ma być pasterzem, który dba o swoje owce. Najlepszą wskazówką jest Ewangelia, nic nowego nie wymyślimy - mówił ks. Godlewski po ogłoszeniu wyników.
Najtrudniej złapać kontakt
Właśnie takim proboszczom ludzie ufają. Z badań przeprowadzonych przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego wynika, że najbardziej cenimy u księży umiejętność słuchania, rozumienia problemów i otwartość na różne sposoby myślenia.
- Nie jest łatwo - wzdycha niejeden ksiądz.
- Tyle jest do zrobienia, a wszystko na głowie proboszcza - stwierdza Barbara Sułek-Kowalska z Uniwersytetu Warszawskiego, jurorka konkursu na "Proboszcza Roku". - To proboszcz odpowiada za całość przed ludźmi, biskupem, Polską i przede wszystkim przed Chrystusem. Jest pasterzem miejsca, w którym spotyka się Bóg i człowiek, gdzie łączy się życie liturgiczne i społeczne.
- Najtrudniej jest złapać kontakt, nawiązać dialog z ludźmi - przyznaje ks. Marian Świerszczyński z parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Hajnówce, który od kilku lat organizuje u siebie półkolonie dla dzieci z najbiedniejszych rodzin. Pomagają mu w tym wolontariusze. W tym roku na wypoczynek przyjechały dzieci z Ukrainy.
Ksiądz Świerszczyński nieźle radzi sobie nawet z finansami, bo - jak mówi - dzięki życzliwości ludzi łatwo znajduje sponsorów.
- Ludzie dziś wszędzie widzą zło. Sytuacja wymaga więc od proboszcza umiejętności i taktu - podkreśla. - Każdy ksiądz musi być teraz szczególnie gorliwym i prawdziwym chrześcijaninem, zatroskanym o swoich parafian - o ich codzienne życie i o wiarę.
Powiernik, nie kaznodzieja
Chcemy, by proboszcz - ksiądz, z którym kontaktujemy się najczęściej - rozumiał nasze wątpliwości i błędne decyzje, był życzliwy i szczery. Taki przyjaciel, którego poznaje się w biedzie. Bardziej potrzebujemy powiernika niż kaznodziei. Czy tak samo rozumieją swoją rolę młodzi klerycy, uczący się jeszcze w seminariach? W 2000 r. ks. Krzysztof Pawlina, rektor archidiecezjalnego seminarium warszawskiego, przeprowadził badania. Okazało się, że aż 20 proc. seminarzystów uznało, że nie ma jasnych kryteriów, które pomagają ocenić, co jest dobre, a co złe. Większość nie rozumiała potrzeby posłuszeństwa biskupowi, jedynie 3 proc. stwierdziło, że obowiązkiem katolika jest posłuszeństwo wobec Kościoła. Kiedy najmłodsi księża obejmą parafie, może się jeszcze okazać, że to oni będą potrzebowali wsparcia wiernych. A wtedy będziemy mieli demokrację na całego!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna