Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rośliny wypierają turystów

Tomasz Kubaszewski [email protected]
Po Czarnej Hańczy pływa się coraz trudniej - narzekają turyści
Po Czarnej Hańczy pływa się coraz trudniej - narzekają turyści T. Kubaszewski
Suwalszczyzna. Jeżeli nikt nie zrobi porządku z coraz bardziej zarastającą Czarną Hańczą, niesłychanie popularne spływy kajakowe tą rzeką przejdą do historii.

Turyści, którzy odwiedzili naszą redakcję, biją na alarm. - Spływy kajakowe robią się szkołami przetrwania - narzekają. - Są miejsca tak zarośnięte, że trzeba się niesłychanie natrudzić, aby przepchać kajak. A jeszcze niedawno tego nie było.

Spływy Czarną Hańczą są jedną z największych atrakcji turystycznych Suwalszczyzny. Co roku pojawiają się tu tysiące ludzi. Trwa to od dziesięcioleci.

Zadowoleni byli dotychczas wszyscy. I wczasowicze z całej Polski oraz z zagranicy, i właściciele firm organizujących spływy.
- Wracam do tego miejsca przynajmniej raz na parę lat - opowiada Krzysztof Maszkowski z Warszawy. - Ostatni raz pływałem po Czarnej Hańczy w 2005 roku. Było wspaniale. A teraz? Aż nie chce się mówić. Czy nikomu nie zależy na turystach? Przecież można by chyba zadbać, aby rzeka aż tak nie zarastała. Czy tych podwodnych roślin nie da się po prostu wyciąć?

Ludzie są wyczerpani

Z tego typu opiniami Waldemar Motulewski, właściciel suwalskiej firmy organizującej spływy kajakowe, spotyka się coraz częściej.

- Zgłaszają je szczególnie ci, którzy pływają po rzece jeden dzień - mówi. - Nastawiają się na pokonanie jak najdłuższego dystansu. Po jego zaliczeniu są niesłychanie wyczerpani.

Za to, co dzieje się na Czarnej Hańczy, odpowiada kilka instytucji. Dużym fragmentem rzeki zarządza Wigierski Park Narodowy. Część dzierżawi też białostocki oddział Polskiego Związku Wędkarskiego. Z punktu widzenia wędkarzy, kajaki tylko odstraszają ryby. Dla PZW problem więc nie istnieje.

Za parę lat?

A co na to wigierski park?
- Rzeka rzeczywiście coraz bardziej zarasta - przyznaje dyrektor Jacek Łoziński. - Zdajemy sobie sprawę, że trzeba z tym coś zrobić.

Powodem takiego stanu rzeczy jest działalność człowieka. Pochodzące z różnego rodzaju zanieczyszczeń biogeny dostają się do wody. Tam powodują szybki wzrost np. glonów.

- Powinniśmy znaleźć takie rozwiązanie, które pogodzi interesy przyrody i kajakarzy - dodaje dyr. Łoziński.

Tzw. mechaniczne oczyszczenie, czyli wycięcie wszystkiego, co jest w nadmiarze, nie wchodzi w grę. Raz, że park narodowy nie został powołany do przeprowadzania tego typu zabiegów, a dwa - spowodowałoby to - jak twierdzi dyr. Łoziński - nadmierny odpływ wody z jeziora Wigry.

Dlatego dyrektor ma inny pomysł.
- Za wcześniej na zdradzenie szczegółów, ale zamierzamy w najbliższym czasie wystąpić o dofinansowanie pewnego przedsięwzięcia - mówi. - Jeżeli nam się to uda, przynajmniej przez dwa lata trzeba będzie przeprowadzać specjalistyczne badania. A potem, być może, sprawa zostanie załatwiona.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna