Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Cześkiem Tarasewiczem: Dwa kółka

Redakcja
Rozmowa z Cześkiem Tarasewiczem, mieszkańcem okolic ulicy Młynowej

* Co tam słychać, panie Czesiu?
- U mnie słychać, że ja bardzo dziwie sie młodzieży naszej, nu i też tak samo dla dzieciakow a nawet maluchow.

O! A jaki powód tego jest zdziwienia?
- Wielka niechienć do dwoch kółek, rozumie?

* Do dwóch kółek już rozumiem. Pewnie chodzi panu o rowery.
- Otoż oto. Dzisiej dla młodziaków oni prawie wogle nie isniejo i moglip nieisnieć. Ten nasz Zenek...

* Który pana jakimś jest krewniakiem
- Nie moim a Lilki; mniejsze z tym, bo to terez nie jest ważne dzisiej o to dla mnie sie rozchodzi, że na piersze on Komunie Swiente kupił dla Marcina rower. Znaczy dla swojego synka oczewiscie. I jak mysli, ile razy dzieciak rowera używał?

* Nie wiem, rzadko?
- Jeszcze rzadziej, bo tylko raz jeden, jedyny. Wsiad, przejechał sie sto metry a jezdić umie, bo w szkole jego uczyli, nu i to wszystko. Wszysciutko. Dzisjej jego rower stoi letko przyrdzewiały na balkonie.

* Pewnie tam gdzie mieszka, nie ma ścieżki rowerowej.
- Fakt, że nie ma. Ale to uliczka boczna i samochodow też na niej prawie nie widać. On sie nie boi jezdzić na rowerze tylko takej jazdy nie lubi. I tyle.

* Cóż, ma prawo nie lubić.
- Prawo ma, nu ja tego prawa obsolutnie, całkowicie nie rozumiem. W moich młodych latach byli tutej dwa rowery w naszej bliskiej okolicy. Jeden Kaminskiego.

* Tak nazywał się właściciel?
- Bzdury mówi. Kaminski to była firma. Te rowery byli balonowe, czyli na szerokich gumach z drzewiannymi obrenczami... samo raz na nasze brukowe ulicy. Własicielem tego cuda był niejaki pan Marchiewka - tak my jego nazywali, bo miał duży ogrod warzywniczy - nu a plus do tego ojcem był naszego kumpla Witka. I ten Witek straszny biznes na nas robił za pomoco ojcowego roweryka. Kiedy tylko dorwał sie do jego, brał guziki od nas za przejażdżke sto metry jazdy laniec z gatunku takich, co szli na trzy stuki.

* Zaraz, zaraz, jakie stuki, co za laniec?
- Dzisiej nie ma czasu, żep ja wszystko tu dla jego miał wyjaśniać o guzikach. Terez powiem tylko tyle, że my w te guziki grali, znaczy wszystke białystocke szpurcy, nu i o tym graniu kiedysć jeszcze pomówim. Wienc za jazde na balonie Kaminskiego Witek został milionierem guzikownym, a jego ojciec warzywnym krwiopijco.

* Słucham!?
- Jak zobaczył jaki biznes robi na rowerze jego własny syn, wtenczas wpad na pomys i sam z nas korzystał.

*Za guziki dawał się przejechać?
- Stare guzikami sie nie zabawiali, Za sto metry jazdy u Marchiewki wiosno trzeba było grzondke skopać w ogródku. Latem jo wypielić no i oraz podlać, a jesienio to wykopać, co na jej urosło, rozumie?

* A to łobuz!
- Żesz czemu? Interes był czysty. Cóś sie dostawało za cóś… drugi rower, składak, miał nasz kumpel Jurek. Ten nie dawał jego dla nikogo, sam dzieś jakeś różne czensci skombinował, nawet miał tak zwane wolne koło, nie torpedo było z tyłu jak w Kaminskim i tak chuchał dmuchał na te swoje cudo, aż któregosć razu jakisć złodziej roweryka dla biedaka wioł podpylił. Kumpel mało co sie wtenczas nie powiesił, z żalu… I żep dla nas wtenczas któś powiedział, że nastano kiedysć take czasy, iż za nie za duży piniondz możno bendzie kupić roweryki z przerzutkami i sie znajdo take chłopcy, co dla których rower bendzie nie marzeniem tylko lipo, to by wtenczas nik w to nie uwierzył.

* Wtedy były inne czasy.
- Nu i prawda, że faktycznie. My jeździli najprzeważniej fajerkami z popychaczmi po chodźnikach, o rowerach co najwyżej śnilim.

* Jeździliście na fajerkach?!
- Nie na, a z, bo to jednakowoż duża jest różnica. Ale o tej jezdzie powiem jak już bende mówił o w guziki graniu. Może dzieś za tydzień czy za dwa tygodni jak lepszego nic nie bendzie do obgadywania, oczewiscie. Nu a terez, już na zakonczenie sie zapytam czy on nie uważa, że roweryk i dla jego by sie przydał bardzo? W swienta pewnie połknoł sporawato tych kaloriow nu i dobrze byłop spalić ich na roweryku.

*Chyba ma pan rację. Tylko nie wiem, czy nie zapomniałem, jak się jeździ na rowerze.
- Ło matulu!.. co za czasy, co za ludzie chodzić umie jeszcze? Bo jak tego nie zpomniał, to niech chociaż idzie na spacerek do Źwierzynca. Dziś nie pójdziem na to , co zawsze i tam, dzie zwykle bo to za blisko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna