Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryboły. Z góry problemy wyglądają inaczej

(tem)
– Każdy lot traktuję jakby był najważniejszym w życiu, po to, by nie okazał się ostatnim – mówi Czesław
– Każdy lot traktuję jakby był najważniejszym w życiu, po to, by nie okazał się ostatnim – mówi Czesław T. Modzelewska
z Czesławem, parolotniarzem, miłośnikiem latania mieszkającym w Rybołach.

Czy od dziecka marzyłeś o lataniu?

- Latać chciałem od dziecka, jak chyba wielu z nas. Marzyłem, żeby oderwać się od ziemi i poszybować jak ptak. Początkowo myślałem o motolotni, ale to wielkie sztywne skrzydło, które musi być hangarowane w całości, bo składanie i rozkładanie na stanowisku jest kłopotliwe. Latam więc na paralotni z napędem, to jest do skrzydła podczepiony jest dwuosobowy wózek z 45-konnym silnikiem i śmigłem, które daje ciąg i pcha mnie do przodu. Paralotnia to skrzydło uszyte z odpowiedniego materiału, które w stanie złożonym ma wielkość poduszki.

Kiedy, w jaki sposób, gdzie spotkałeś się z paralotniarstwem? Co Cię zafascynowało na tyle, że sam zacząłeś latać?

- Paralotnię zobaczyłem na własne oczy około 8 lat temu. Byłem na wycieczce w Beskidach i tam zobaczyłem, jak ze Skrzycznego startują twardziele, rzucając się w przepaść na jakimś dziwnym "szmatolocie". Popatrzyłem, porozmawiałem i wiedziałem, że to TO. Następnego dnia byłem już uczestnikiem szkolenia w szkole Beskid Paragliding w Szczyrku. A tam od razu wyjazd w teren i pierwsze zloty, a raczej ślizgi, oczywiście na początku z niewielkiej górki - to był przedsmak latania. Później już trochę większa góra, Wapiennik, nazywana przez nas Golgotą, bo trzeba było na plecach nieść długo sprzęt, tylko po to, żeby zszybować w ciągu jednej minuty.

Ale to wtedy było takie fascynujące i nowe, że nie czuło się potu czy zmęczenia. Kurs trwał 5 dni, zakończony był egzaminem i stosownym świadectwem. No i stop, na naszych równinach nie polatasz. Tu się lata tylko na holu, a jest to wyciągarka bębnowa i kilometr liny. To urządzenie wyciąga podczepionego paralotniarza na wysokość 500 metrów, on wyczepia się i już lecąc szuka noszeń, kominów termicznych, w których można osiągnąć wysokość nawet 2 kilometrów. Jeżeli nie ma termiki, to zlatuje się z prędkością około 2m/s w dół. Takie latanie nie satysfakcjonowało mnie i postanowiłem się usamodzielnić. Kupiłem skrzydło do latania i wózek z silnikiem. I zacząłem latać, kiedy chcę i gdzie chcę, a nie tam, gdzie wiatr i termika zaniesie.

Co jest najbardziej fascynującego w tej pasji?

- Najbardziej fascynujące jest odkrycie nowej przestrzeni, która wcześniej było dla mnie zupełnie nieznana, trudna, niebezpieczna. Radość, która płynie z tego przełamania jest tak ogromna, że nie wyobrażam sobie nic piękniejszego. Przelatałem ok. 100 godzin, to niewiele, ale ta przestrzeń nie jest już taką nowością. Zacząłem wozić pasażerów i z radością obserwuję ich reakcje: od niepewności czy wręcz strachu przed startem, kiedy spięci kurczowo trzymają się ramy, a potem w locie stopniowo wzrastającą euforię i zadławienie ogromem wrażeń, emocji fascynującymi widokami. Po takim locie musi minąć sporo czasu, żeby "wrócili na ziemię".

Widząc szczęście na Twojej twarzy w czasie przygotowań i po wylądowaniu, musi to być coś ważnego w Twoim życiu. Może to wieczne dążenie człowieka, żeby poczuć się jak ptak, poczuć się wolnym?

- Do dziś pamiętam ten pierwszy lot: ramiona posiniaczone od taśm nośnych i te cudowne chwile, kiedy skrzydło uniosło mnie po raz pierwszy w niebo. I kiedy po Golgocie Wapiennika, tej świętej góry szczyrkowskich debiutantów, stanąłem do pierwszego samodzielnego lotu. Kto tego nie przeżył, nie zrozumie. Niesamowicie było, gdy wyniosło mnie na 1000 m nad ziemię.
Moje latanie to sposób na odreagowanie stresów. Podczas lotu ziemia i problemy tam istniejące nabierają innego wymiaru. Po prostu nabieram dystansu i to jest niesamowite przeżycie, to szybowanie w przestrzeni.

Czy odczuwasz lęk?

- Na początku latania miałem stracha, bo latanie jest bardzo nienaturalne dla człowieka. Natura wyposażyła nas w hamulec w postaci lęku wysokości. Po jakimś czasie to jednak minęło, po pierwszych lotach na kursie. Oczywiście nieraz kilka sekund po starcie myślę: "co ja tutaj robię". Ale strach mnie nie paraliżuje i wysokość już nie robi wrażenia, czy to jest kilkadziesiąt metrów, czy półtora kilometra. Wiem, że mogę liczyć na moje skrzydło, sam je przygotowuję i panuję nad nim. Udało mi się wiele zrobić, żeby opanować lęk. Myślę cały czas o tym, co robię w powietrzu, planuję, przewiduję kolejne działania. Bronię się przed rutyną, każdy lot traktuję jakby był najważniejszym w życiu, po to, by nie okazał się ostatnim.

Gdzie jest piękniej, wysoko czy nisko?

- Najfajniej jest na wysokości 100-200 metrów, bo widać więcej szczegółów. Widać ludzi, zwierzęta. Jest szczególnie, kiedy obserwuje się na przykład łosie, jelenie w stadzie albo przepiękne łabędzie, które majestatycznie płyną sobie i w ogóle nie reagują na takiego dużego ptaka w powietrzu. Kiedyś zdarzyło mi się krążyć razem z bocianem w takim kominie termicznym. Wysoko, tak na około jednym kilometrze krajobraz się zlewa i powietrze jest nieprzezroczyste. Może, gdyby tak bezpośrednio po deszczu latać, byłoby "czystsze" i bardziej przejrzyste.

Czy to droga pasja?

- Sport ten jest coraz bardziej popularny i bardziej dostępny. Dobry sprzęt kosztuje dużo i na bieżąco ponosi się koszty paliwa. Dla obserwatora stojącego z boku wydaje się, że start i lot, to czynność w miarę prosta. Niestety, w rzeczywistości tak nie jest. Dlatego nie radziłbym nikomu próbować samemu latać, a szczególnie na skrzydle niewiadomego pochodzenia. Nie jest to ani bezpieczne, ani rozsądne. Najlepiej poradzić się fachowców i nauczyć się latać pod ich okiem. Mamy w Białymstoku "Dragona" - Paralotniową Szkołę Latania Tomasza Kudaszewicza - dwukrotnego Mistrza Świata PPG i Mistrza Polski PPG.

Jakie masz marzenia, plany na najbliższy czas?

- Marzenia właściwie spełniły się już: latam! Marzyłem o swobodnym lataniu - gdzie chcę i kiedy chcę. I tak się dzieje, no oczywiście o lotach decyduje pogoda. Zabieram pasażerów i cieszę się ich radością. A plany? W tym roku chcę polecieć na wysokość 3-4 km. Chcę poczuć jak to jest, wisieć na takich cienkich linkach tak wysoko i w tej bezkresnej przestrzeni.
s Życzę spełnienia planów i tyle samo lądowań ile startów!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna