Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samochód z piernika czy tarta z chilli? Znajdziesz w internecie

Ewa Wyrwas, Maryla Pawlak-Żalikowska
Andrzej Zgiet
Agnieszka uwielbia robić torty, Anny pasją są pierniczki. Marta i Marcin odnaleźli swoją niszę robiąc niepowtarzalne donuty, a Alina robi tarty na słodko i na słono. Wszyscy nie dość, że lubią to co robią, to jeszcze z tego żyją. A pomaga im w tym internet.

Agnieszka Sokół jeszcze kilka miesięcy temu pracowała w dobrze prosperującym biurze rachunkowym. Teraz piecze torty i ciasta. Anna Pietrzak-Gryc, wcześniej logistyk w wielkiej globalnej firmie, od roku utrzymuje się z pieczenia pierników. Marta i Marcin Żak, to studenckie rodzeństwo, które znalazło niszę pączkową, a właściwie donutową. A Alina Ziółkowska pomysł na robienie tart przywiozła z Francji.

Tort z wizerunkiem chomika

Agnieszka Sokół wcześniej była handlowcem w kilku firmach. Ale nie ukrywa, że zostawiła to wszystko, żeby wreszcie spełnić swoje marzenie: piec torty. No może nie same torty - inne ciasta też - ale przede wszystkim torty. Dlaczego?

- Właściwie nie wiem dlaczego - śmieje się. - To się zaczęło już w liceum. Miałyśmy taką pasję z koleżanką. Może dlatego, że tort jest takim „cieszącym” ciastem, które można zrobić nawet w prezencie. Niby szarlotkę czy sernik także, ale tort ma w sobie „wartość dodaną”… To takie: Łał!…

- Znajomi coraz częściej prosili, żeby im przygotować taki specjał np. na urodziny dziecka czy inną specjalną okazję - opowiada dalej pani Agnieszka. - No i teraz to moje hobby jest już moją pracą.

W ten właśnie sposób powstał kolejny lokal w Białymstoku z wąską słodką specjalizacją. Nazywa się Tortova by Aga. To kilka stolików z drewnianymi blatami, ławy zarzucone poduchami szytymi przez właścicielkę i jej przyjaciółki, stary kredens, tapeta w ptaki „nie-sokoły”, ekspres do parzenia kawy na kilka sposobów i - najważniejsze - gablota z ciachami.

W pracy za barem w Tortovej właścicielkę wspomaga jej kolega, ale pracownia ciast - widoczna za szklaną szybą - jest już królestwem tylko pani Agnieszki.

- Moją specjalnością jest tort makowy z nutą kawową i cynamonowo-pomarańczowy - wymienia specjały mające największe wzięcie. - Klienci i znajomi chwalą też czekoladowy. I fajny jest leśny: z jagodami, malinami, jeżynami, porzeczką leśną. I wiśniowy też jest pyszny, z ciemnym biszkoptem, nasączony wiśniówką.

Ten ostatni to raczej nie, ale wiele tortów jest robionych na specjalne zamówienia dzieci. - Na przykład miałam na torcie namalować czekoladą księżną. Nie księżniczkę, tylko - księżną - opowiada z uśmiechem pani Agnieszka. Albo jeszcze lepiej - chomika! Lub ukochanego konika dziecka.

Czasem zdarzają się śmieszne sytuacje: jednej z malowanych czekoladą księżniczek nie najlepiej wyszły oczy. Przykryte więc zostały intrygującą, precyzyjnie wykonaną woalką.

Jak wszystkie dziś powoływane do życia biznesy, również Tortova - poza szeptaną reklamą - wspierana jest swoim profilem na portalu społecznościowym. To tam np. szczerzy się w szerokim uśmiechu tort dla fana Borussi Dortmund: w barwach klubu i z elementami jego logo. - Przed świętami trafiło do mnie wielu klientów, w tym panie z Warszawy i z… Włoch. Zapytałam, jak się dowiedziały o Tortovej. Okazało się, że właśnie w internecie czytały o moim lokalu - mówi Agnieszka Sokół.

Koronki z lukru królewskieo

Tajlandia, Chiny, Emiraty Arabskie, Stany Zjednoczone i Kanada, Chiny - miedzy innymi do tych właśnie krajów trafiają ręcznie robione pierniki przygotowywane przez Annę Pietrzak-Gryc w małej pracowni w jednej z kamienic przy białostockim Rynku Kościuszki. Jakim cudem? Bo ludzie widzą słodkie cudeńka pani Ani w sieci i zamawiają je z różnych stron świata.

- Klienci wywozili też kupione tu pierniki za granicę jako regionalne, polskie produkty. Pokazywali je znajomym, ci kolejnym i tak trafiłam ze swoimi wyrobami w bardzo odległe miejsca. Co więcej - mówi właścicielka firmy AniPasje - moje pierniki pokazywane były na wystawach piekarniczych i cukierniczych w Gdańsku, Monachium, a w kwietniu będą w Singapurze.

W polskiej tradycji pierniki kojarzą się przede wszystkim ze świętami Bożego Narodzenia. I w tym okresie właśnie takie świąteczne motywy królują w AniPasjach: ze stołu w pracowni śmieją się mikołaje, wywracają oczami krasnale, zielenią się pięknie ubrane choinki, rozanielają piękne anioły. Nie ma dwóch takich samych: każdy malowany jest przez panią Annę kolorowym lukrem królewskim wyciskanym z małych torebeczek.

- Ale robię pierniki i na dzień dziadka i babci, walentynki, Wielkanoc, komunie, urodziny, imprezy firmowe - opowiada kobieta. Obok leżą np. piernikowe samochodziki dla jednego białostockich salonów. - Zrobiłam ich 60 - wyjaśnia pani Anna. I podobnie jak np. Agnieszka Sokół, zwraca uwagę, że ogromny urok takich wyrobów tkwi właśnie w ich niepowtarzalności i możliwości indywidualizowania produktu.

Jednymi z najpiękniejszych są piernikowe serca zdobione misternie uplecioną na nich lukrem koronką. Manualne mistrzostwo cukierniczki-artystki wzbudza szacunek i podziw. Podobnie jak doskonale wykaligrafowane napisy-dedykacje, które można znaleźć na piernikach wychodzących spod ręki pani Ani.

- Nie jestem plastykiem z wykształcenia - śmieje się uprzedzając pytanie. - Ale zawsze lubiłam pisać, malować. Szukałam sposobu na siebie: szyłam, robiłam meble. Jednak dopiero te piernikowe cuda zaczęły ściągać do mnie klientów i pokazały perspektywę pracy dającej i radość, i zarobek.

I tu znowu niezwykle cennym narzędziem okazuje się sieć, bo służy nie tylko promocji wyrobów pani Anny, ale także daje możliwość uczestnictwa w życiu światowej społeczności, która ma podobną pasję.

- To ogromna frajda rozmawiać w sieci z ludźmi, którzy się wzajemnie dopingują, inspirują, w jakimś stopniu konkurują, ale bez złych uczuć i zawiści. Z drugiej strony dowiadujemy się tez, że są kraje, gdzie te piernikowe pasje jeszcze nie weszły, czyli mamy rynki do podbijania!

Anna Pietrzak-Gryc utrzymuje się już tylko z produkcji pierników. - Uwielbiam moją pracę i tę radość, jaką przy jej okazji daję ludziom - mówi. - Daję im słodycze, a w zamian dostaję uśmiech.

Bombonierka z posypką

Chcesz sprawić komuś oryginalny prezent? Nie chcesz kupować kolejnej bombonierki na firmową imprezę? Zamów zestaw... donutów. Powiedzmy sześć sztuk.

- My je ładnie pakujemy i prezent gotowy - mówi Marta Żak. Ma 23 lata i wraz z bratem Marcinem (19 lat) od niedawna prowadzi w Białymstoku lokal Don Donut, który w sprzedaży własnoręcznie robionych donutów się specjalizuje. - Na przykład na urodziny. Można podarować komuś czekoladki, a można donuty - uważa.

Jak dodaje, takie zamówienia są coraz częstsze. Klienci zamawiają dla rodziny, dla współpracowników, na mikołajki... Zazwyczaj przychodzą, bo widzieli donuty u kogoś, od kogoś słyszeli, że można je tu zamówić. Młodsi zazwyczaj wiedzą, co to jest. Starsi pytają, dlaczego to nie jest zwykły pączek.

A nie jest to zwykły pączek, bo ma dziurkę w środku, za to nie ma nadzienia. Pączki bywają z cukrem pudrem, a donuty są z polewą. I posypką, różnego rodzaju.

- Z donutami można zaszaleć - mówi Marta Żak.

Największą popularnością cieszy się na przykład ostatnio donut z polewą czekoladową i kawałkami batona typu Snickers. Ale możliwości jest naprawdę wiele.

Marta i Marcin pomysł zaczerpnęli za granicą. - W Białymstoku nie było takiego lokalu, więc pomyśleliśmy, że można go stworzyć - mówi Marta.

Oboje jeszcze studiują, ale już wiedzą, że studia nie dadzą im możliwości robienia tego, co by chcieli. Pomysł na donuciarnię dojrzewał rok. - Od zawsze lubiłam gotować, piec. A od jakiegoś już czasu chciałam mieć jakąś gastronomię, tylko nie wiedziałam do końca, jaką - tłumaczy Marta.

Przy zakładaniu działalności gospodarczej pomógł internet. I pomaga nadal, ale już w prowadzeniu biznesu - portale społecznościowe, obok poczty pantoflowej, to dla nich dobry sposób dotarcia do klientów. A ludzie polubili donuty.

- Donuty to oryginalność i niekonwencjonalność - uważa Marcin. - Można nimi zaskoczyć.

Francuska inspiracja

A jeśli nie donuty, to może na przykład tarty? Według definicji, jest to rodzaj wypieku, składającego się z kruchego, drożdżowego lub francuskiego ciasta i nadzienia, które może być słodkie (np. z owocami), jak i wytrawne (np. z warzywami, grzybami). Ciastem wylepia się dno i brzegi specjalnej formy do pieczenia tart - okrągłej, o falowanym brzegu. Tarta jest jedną z najpopularniejszych potraw kuchni francuskiej.

Od maja istnieje w Białymstoku Tartalina, która właśnie w tartach się specjalizuje. W ofercie są na słodko i na słono, ale zainteresowanie klientów rozkłada się mniej więcej po równo. - To dobry pomysł na imprezy okolicznościowe lub tak bez okazji rano do kawki czy herbatki lub jako deser czy na poprawienie humoru - mówi Alina Ziółkowska, właścicielka Tartaliny.

Słodkie tarty można kupić na kawałki albo całą - średnica to 28 cm. Można ją dać w prezencie, można przynieść na spotkanie towarzyskie, a można zaserwować w roli... urodzinowego tortu. Ważą od 1,3 kg do ok. 2 kg.

- Mam coraz więcej klientów, którym podoba się że stawiam na jakość produktów nie dając żadnych utrwalaczy i nie żałuję farszu i porcji- uważa Alina Ziółkowska. - Bardzo często przychodzą do nas turyści w poszukiwaniu czegoś innego i są zachwyceni tartami.

Ciekawego, nowego i innego. Tarty spełniają te warunki.

Wśród swoich ulubionych tart na słodko pani Alina wymienia gruszkę z czekoladą oraz trufle czekoladowe z chilli. Ale w ofercie są też m.in. pralinowe, blokowe, truflowe, miętowe z czekoladą, latem z rabarbarem, malinami, truskawkami... Wymieniać można długo.

- Wariantów tart jest naprawdę wiele, w zależności od sezonu można tworzyć niezliczone wersje, do tego są sycące i efektowne - dodaje właścicielka. - I prawie wszystko robione jest na miejscu.

Pomysł podpatrzyła we Francji.

- Widziałam takie śliczne, kolorowe tarty na wystawach - wspomina. - Wyglądało to fantastycznie i zainspirowało mnie.

A że od zawsze lubiła piec, wszystko złożyło się w całość. Na pytanie o to, co pomaga w dotarciu do klienta, wymienia: poczta pantoflowa i internet.

Właśnie internet jako źródło przepływu informacji, promocji, jak i bezpośredniej sprzedaży, to szansa dla takich małych producentów-pasjonatów - zaznacza Andrzej Kondej, białostocki ekspert z dziedziny marketingu.

- Dzięki temu oferta małego producenta z Supraśla czy Łap może dotrzeć do potencjalnych klientów w całego kraju - wyjaśnia ekspert. - Szansą na sukces jest zatem połączenie pomysłu, naturalnego zindywidualizowanego produktu z nowoczesną formą dotarcia do klientów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna