Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siostry Frankiewiczówny odegrały dużą rolę w życiu kulturalnym Białegostoku

jul
Siostry Helena (z lewej) i Zofia Frankiewicz. Około 1935 roku. Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku.
Siostry Helena (z lewej) i Zofia Frankiewicz. Około 1935 roku. Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku.
Siostry Zofia, Helena i Jadwiga Frankiewiczówny całe życie poświęciły pracy z dziećmi i młodzieżą. Nieprzerwanie przez ponad 40 lat zajmowały się pedagogiką.

Siostry urodziły się w Stanisławowie. Ukończyły Konserwatorium Polskiego Towarzystwa Muzycznego we Lwowie. Jako pierwsza do Białegostoku przyjechała Helena (1908-1980). Później ściągnęła tutaj siostry - Jadwigę (1911-1996) i Zofię (1906-1999) oraz rodziców.
Helena Frankiewicz uczyła gry na fortepianie w szkole muzycznej im Fryderyka Chopina, którą prowadziła Zofia Wolańska. Szkoła mieściła się w kamienicy Lifszyca przy Rynku Kościuszki 11.

- Młoda pianistka, idąc niespiesznie po Sienkiewicza, być może wstąpiła do Stojanowicza na wyśmienitą buzę. Kto wie? Ale z pewnością dowiedziała się, że w oficynie tej kamienicy jest wolne, obszerne, wygodne mieszane. Wynajęła je - opowiada Andrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku.

Założyły szkołę muzyczną

To był szczęśliwy początek. Wkrótce do Białegostoku przyjechała jej siostra, też pianistka, Zofia. Energiczna Helena miała wówczas zaledwie 28 lat i postanowiła założyć własną szkołę.

I tak 11 września 1936 roku otwarty został Prywatny Instytut Muzyczny Heleny Frankiewicz. Mieścił się on na trzecim piętrze przy Sienkiewicza 14.
- Z klatki schodowej wchodziło się na korytarz, który przebiegał przez całą długość kamienicy. Na wprost wejścia, od frontu znajdowała się aula z wybudowaną estradą - opisuje dyrektor Andrzej Lechowski.

Zdobił ją parkiet. Po obu stronach auli, w rogach korytarza, znajdowały się dwie niewielkie sale lekcyjne.

Natomiast po drugiej stronie korytarza, tuż przy wejściu, po lewej stronie miała swój gabinet Helena Frankiewicz - dyrektorka Instytutu. Tuż obok znajdował się pokój nauczycielki.

Poza tym były tam jeszcze dwie sale lekcyjne. Wszystkie klasy miały podwójne, na tamte czasy dźwiękoszczelne drzwi. W głębi korytarza, po lewej stronie, była kuchnia.

- To jeden z "klimatów" tamtej szkoły. Przetrwał i wojnę, i stalinizm. Uczniowie w szkole dostawali wyśmienite bułki, do których podawano kawę zbożową na mleku. Ot, wychodziło się z lekcji, szło się do kuchni, a tam w koszach nakrytych ściereczkami czekały już drożdżówki, a na kuchennej płycie, w wielkim garnku, podgrzewała się kawa. Kto tam choć raz był, to nie zapomniał tego wspaniałego zapachu - podkreśla Andrzej Lechowski.

Miał okazję zwiedzić kuchnię. Jak mówi, pierwszy raz tam był ponad 20 lat po dziecinnych doświadczeniach mojej mamy, a zapach bułek i kawy był ciągle ten sam. Bo w Instytucie uczyła się mama Andrzeja Lechowskiego, w późniejszych latach nauczycielka tej szkoły.

Przyjazna atmosfera

Helena Frankiewiczówna przez 47 lat szefowała tej placówce. Szkoła od początku także słynęła z niezwykłej atmosfery, wysokiego poziomu nauczania i odkrywczych metod pedagogicznych. Była wylęgarnią talentów.

Bo Helena skupiła wokół siebie niezwykłych nauczycieli. Pomagały jej w tym dwie siostry, Zofia i Jadwiga, która w 1938 roku otworzyła przy Instytucie prekursorskie w polskim szkolnictwie muzyczne przedszkole. Do pierwszej uczęszczano na lekcje fortepianu, zaś do drugiej z sióstr, m.in., na lekcje solfeżu.

- Wśród grona znakomitych pedagogów była pianistka Alicja Szataginowa córka inżyniera - Willego, który budował fabrykę Eugeniusza Beckera. Willa Willego, później pani profesor Szataginowej, stoi nadal przy ulicy Parkowej. Klasę wiolonczeli prowadził Zdzisław Kisielewski, a naukę śpiewu miała Maria Dobrowolska-Gruszczyńska. Administracją Instytutu zajęła się Helena Pichler. Jej mąż Karol prowadził znany w Białymstoku skład dykty - wylicza szczegółowo Andrzej Lechowski.

W pierwszym roku działalności do Instytutu przyjętych zostało 50 uczniów. Podzieleni oni zostali ze względu na wiek i umiejętności na trzy programy. Nauka w tej szkole trwała 10 lat (wszystkie trzy stopnie).

Tajne nauczanie podczas wojny

Spokój nauki przerwał wybuch II wojny światowej we wrześniu 1939 roku, chociaż przez całą okupację w Instytucie odbywały się konspiracyjne lekcje muzyki. Władze szkoły zdawały sobie, że nauka jest nielegalna. Dlatego, żeby wytłumić dźwięki zakazanych mazurków i polonezów Fryderyka Chopina, do pudła fortepianu wkładano koce.
Dramatyczny dla całej kamienicy okazał się koniec okupacji. 23 lipca 1944 roku Niemcy rozpoczęli palenie Białegostoku.

- Gdy podchodzili pod Sienkiewicza 14, to wówczas wyszedł do nich Jan Frankiewicz ojciec Heleny, Zofii i Jadwigi. Udało mu się nakłonić dowódcę oddziału wykonującego barbarzyński rozkaz, aby ten ominął kamienicę, bo w niej przecież nadal uczyć się będą grać Bacha, Beethovena, Schumana - opowiada Andrzej Lechowski.

Po wojnie przy bramie wejściowej, umieszczony został kawałek dykty z napisem: "Prywatny Instytut Muzyczny Sienkiewicza 14 III p. m 5 rozpoczyna z dniem 12. XII rok szkolny 1944/45. Kancelaria przyjmuje zapisy do klas: fortepianu, śpiewu solowego, skrzypiec, wiolonczeli, gry na organach, przedmiotów teoretycznych od dnia 20 do 25 b.m. w godzinach 12-13 i 15-17".

- I tak ruszyła szkoła, w której w sposób fenomenalny ochroniono te wszystkie wartości, o które dziś trudno. Sztuka, wychowanie, praca, patriotyzm, skromność. To było wspaniałe miejsce. Pomimo tego, że w 1950 roku szkołę upaństwowiono to Helena Frankiewicz była nadal jej dyrektorem - przyznaje Andrzej Lechowski.

W 1974 roku nastąpił kres tej historii. Najpierw wyprowadzono szkołę do nowej siedziby na Podleśną. Jak tłumaczy dyrektor Muzeum Podlaskiego, dawna kamienica Łapidusa miała zostać oddana organizacjom młodzieżowy.

Z kolei remont, który został wówczas tu przeprowadzony, zniszczył bezpowrotnie ślady tej historii. Jej epilog nastąpił w 1984 roku kiedy to w dość bezceremonialny sposób wykwaterowano siostry Frankiewicz. W przebudowanej oficynie powstał Teatr Szkolny.

Skromne kobiety

Siostry Frankiewiczówny zawsze były pełne energii. Nawet po odejściu na emeryturę do końca służyły radą młodszym pedagogom i żywo interesowały się ich pracą.
Natomiast białostoczanie zapamiętali je jako skromne, dobre oraz bezinteresowne osoby. Były oddane kształceniu dzieci i młodzieży uzdolnionej muzycznie. W swoich uczniach wyrabiały również wrażliwość na piękno i dobro.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna