Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skreślone zbyt wcześnie

Jolanta Gadek
W domach sobie z nimi nie radzą, w szkołach też ich nie chcą. Na miejsce w ośrodku wychowawczym czekają miesiącami. W tym czasie - pozostawione same sobie - piją, palą i kradną. Jednak kiedy w końcu dostają skierowanie na odbycie kary - przymusowy pobyt w ośrodku - mają szansę zacząć tam wszystko od początku...

Gabrysia nie chodziła do szkoły przez dwa lata. Na wagary uciekała już w podstawówce, ale jakoś udawało się jej przeskakiwać z klasy do klasy. W gimnazjum w Malborku, gdzie mieszka, zupełnie jej się nie podobało. Potem, gdy już postanowiła chodzić na lekcje, w szkole przestali o nią walczyć.
- Powiedzieli, że jak mam skierowanie do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego, to do szkoły nie mam już po co chodzić - opowiada. - Więc nie chodziłam.
Co robiła? Siedziała w domu. Całymi dniami oglądała telewizję. Trochę pomagała mamie w sprzątaniu. Ma sześciu braci i trzy siostry. Niechętnie przyznaje się do innych wybryków: alkoholu, ucieczek z domu, papierosów. Próbowała też narkotyków. Rok temu znalazło się dla niej miejsce w Ośrodku Wychowawczym w Józefowie pod Warszawą. Ostry rygor, brzydkie sypialnie, niesympatyczni wychowawcy. Uciekła. Znów siedziała w domu, bo w szkole dalej jej nie chcieli. Po kolejnym roku dostała wreszcie skierowanie do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Goniądzu. Ma 15 lat i rozpoczęła naukę w pierwszej klasie gimnazjum. Mówi, że tym razem chyba jej się uda, bo w swojej grupie nie czuje się wyrzutkiem. W klasie nikt nie patrzy na nią jak na przysłowiowego raroga. Wreszcie nie jest tą "najgorszą"...
- Dziewczyny, które do nas trafiają, mają już dwu-, trzyletnie opóźnienie w nauce - mówi Sławomir Moczydłowski, dyrektor Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Goniądzu. - Można byłoby uniknąć tej sytuacji, gdyby kara, którą jest umieszczenie w ośrodku, następowała szybciej. Na pewno demoralizacja dziewcząt byłaby wówczas znacznie mniejsza. A tak, w trakcie oczekiwania na miejsce w ośrodku, popełniają kolejne czyny karalne.
Sąd sobie, życie sobie
W Polsce funkcjonuje 46 Młodzieżowych Ośrodków Wychowawczych. Jest w nich 2,5 tysiąca miejsc. Tymczasem potrzeby są znacznie większe. Z roku na rok sądy dla nieletnich wydają bowiem coraz więcej decyzji o umieszczeniu w ośrodku. Co jest podstawą skierowania do takiej placówki? Przede wszystkim notoryczne wagary, ucieczki z domów rodzinnych lub domów dziecka, picie alkoholu, używanie narkotyków, drobne przestępstwa: kradzieże, bójki, wymuszenia, wybryki chuligańskie...
- W tej chwili w naszej placówce jest sześcioro nastolatków, w wieku 16-18 lat, które decyzją sądu powinny być w ośrodku, ale czekają na miejsce w długiej kolejce... - mówi Krystyna Majewska, dyrektor Domu Dziecka nr 1 w Białymstoku. - Są to nasi wychowankowie, którzy weszli w konflikt z prawem. Mają na swoim koncie kradzieże, wyrwy torebek damskich.
Tacy nieletni przestępcy potrafią zdezorganizować pracę całej placówki. A trzeba pamiętać o tym, że wychowankowie domów dziecka są i tak pokrzywdzeni przez los - są sierotami naturalnymi lub społecznymi. Ich rodzice albo nie żyją, albo z różnych przyczyn nie mogą lub nie chcą zapewnić im opieki. W domach dziecka wychowankowie większość czasu spędzają w grupach. Zdemoralizowani rówieśnicy mają na nich bardzo duży wpływ. Bywa, że ich wykorzystują, zastraszają, wymuszają od nich drobne sumy pieniędzy lub też zmuszają do różnego rodzaju posług.
Taki brak natychmiastowej izolacji nieletnich, których sąd skierował do ośrodka wychowawczego, to jednak krzywda nie tylko dla grzecznych wychowanków, ale także dla... nich samych.
- Czas oczekiwania na miejsce w ośrodku to dla nieletnich przestępców czas bezpowrotnie stracony - mówi Marek Iwanowicz, dyrektor Pogotowia Opiekuńczego w Białymstoku. - Co prawda my w trakcie tego oczekiwania zajmujemy się resocjalizacją nieletnich sprawiających problemy, ale w domach dziecka nie ma takiej możliwości.
Problem tkwi jednak w tym, że Pogotowie Opiekuńcze - jak sama nazwa wskazuje - jest pogotowiem. Celem tej placówki jest zapewnienie opieki dziecku do chwili uregulowania jego sytuacji prawnej. Poza tym placówka ta znajduje się w centrum Białegostoku i dla wielu wychowanków pokusa spotkania kumpli jest zbyt silna. A takie spotkania często kończą się ucieczką, wspólnym piciem lub kradzieżą.
Zaczynają od początku
Emilka jest szczupłą 16-latką z mnóstwem kucyków na głowie. W goniądzkim ośrodku mieszka już drugi rok. Przygotowuje się do egzaminu poprawkowego. Jeśli go zda, będzie się uczyć w II klasie gimnazjum. Do nauki namawia ją starsza siostra. Kilka lat temu obie trafiły do domu dziecka w Olecku. Siostra Emilki nie chodziła do szkoły, więc sąd skierował ją do ośrodka wychowawczego. Trafiła do Goniądza, gdzie skończyła gimnazjum. Teraz wróciła do domu dziecka w Olecku, kontynuuje naukę w liceum w Ełku. Emilka też tak chce, tylko na razie jej nie wychodzi. Zimą nie wróciła z przepustki, narobiła sobie zaległości w szkole i teraz stara się je nadrobić.
Siedzi grzecznie przed komputerem, lubi lekcje informatyki. Ma duży zasób słownictwa, wyraża się poprawną polszczyzną.
- Za głupotę tu się nie trafia - mówi dyrektor Sławomir Moczydłowski. - Nasze wychowanki to osoby aktywne, twórcze, sprytne, z reguły zdolne. Kiedyś trafiały tu głównie dzieci z rodzin patologicznych, teraz bardzo dużo jest nieletnich z tzw. normalnych rodzin. Ich rodzice są nauczycielami, policjantami, biznesmenami. W swoich środowiskach nasze wychowanki nie były akceptowane - przez członków rodzin, kolegów z klasy, nauczycieli. To umacniało ich więzy z gangami młodzieżowymi. Tu są odizolowane od dawnego środowiska, mają szansę zacząć wszystko od początku.
I nie chodzi tylko o naukę. Od nich zależy np. wystrój własnego pokoju. Muszą dbać o porządek. Same piorą swoje rzeczy, sprzątają.
Każdy pokój jest inny, ale wszystkie są kolorowe. Podobnie jak korytarze, świetlice, jadalnia. Na ścianach wiszą rysunki dziewcząt, na oknach - firanki i zasłonki, które same uszyły. Estetyczne, kolorowe otoczenie wywiera pozytywny wpływ na ich psychikę, poprawia nastrój. W ośrodku czują się jak u siebie, rzadko z niego uciekają. Od czasu do czasu uczniowie z liceum w Goniądzu zapraszają je na dyskoteki. Dziewczyny są grzeczne podczas zabawy - wiedzą, że jeśli pozwolą sobie na wybryki, nie dostaną w przyszłości zaproszenia.
Rodzice się ich wstydzą
W ubiegłym roku ośrodek opuściło 13 dziewcząt. Jedenaście z nich nadal się uczy, przy czym aż osiem w szkołach średnich, głównie liceach.
- To nasz duży sukces, ale przede wszystkim to ich sukces - mówi Sławomir Moczydłowski. - W dzisiejszych czasach bez wykształcenia ani rusz. Prowadzimy także kursy szycia i fryzjerskie. Te dziewczyny, którym nie uda się skończyć liceum, mogą kontynuować naukę zawodu, zdobyć papiery czeladnicze. Poza tym takie umiejętności jak szycie czy strzyżenie podnoszą prestiż dziewcząt w ich środowiskach, poprawiają ich samoocenę.
A to jest bardzo ważne. Bo bywa, że rodzice się ich wstydzą. Ukrywają przed znajomymi miejsce pobytu dziecka, udają, że córka uczy się w zwykłej szkole z internatem. Ale mimo to dziewczyny idealizują swoich rodziców. O matkach - nawet jeśli piją, zaniedbują dom i nie interesują się losem dzieci - zawsze wyrażają się pozytywnie. Bo mimo wszystko tęsknią do swoich domów.
- Mam dobre kontakty z mamą i ojczymem - mówi 16-letnia Aneta. - Mama bardzo się przejmowała tym, że idę do ośrodka. Czy wiedziała, że nie chodzę do szkoły? Nie, dużo pracowała. No i mam 5-letniego przyrodniego braciszka...
Zdaniem dyrektora Moczydłowskiego, tych dziewcząt nie należy "skreślać", a tak właśnie często dzieje się w ich rodzinnych domach i szkołach. Trzeba dać im szansę, choć ta szansa, którą dostają w ośrodku, jest dla nich karą.
- Staramy się zapewnić im jak najwięcej zajęć, wtedy bowiem nie mają czasu na stwarzanie kłopotów - mówi dyrektor. - Dlatego oprócz wspomnianych kursów organizujemy im jeszcze kursy hafciarstwa, próby zespołu muzycznego i kółka teatralnego, zajęcia w szkolnym klubie sportowym...
Zainteresował się rzecznik
Na miejsce w ośrodkach wychowawczych oczekują setki polskich nastolatków. W tym roku jest ich znacznie więcej niż w latach ubiegłych. Od stycznia tego roku bowiem ośrodki "przeszły" z Ministerstwa Gospodarki i Pracy do Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu. Dopiero jednak w lipcu br. wydano rozporządzenie określające status ośrodków oraz zasady kierowania dzieci do poszczególnych placówek. Do stycznia zajmowały się tym Powiatowe Centra Pomocy Rodzinie, a od stycznia do lipca nie robił tego nikt. Dlatego czas oczekiwania na miejsce w ośrodku znacznie się wydłużył. Dopiero teraz tworzony jest system komputerowy, dzięki któremu będzie wiadomo, w których ośrodkach są wolne miejsca.
Jednocześnie placówkom tym znacznie okrojono budżet. W tym roku dostały one jedynie 60 proc. tych pieniędzy, na które mogły liczyć w ubiegłym roku. A sponsorzy, do których zwracają się dyrekcje ośrodków, odmawiają wsparcia. Dlaczego?
- Wolą dawać pieniądze czy dary domom dziecka, bo uważają, że nastolatkom wchodzącym w konflikt z prawem nic się nie należy - mówi Moczydłowski. - A przecież lepiej wydać pieniądze na resocjalizację tych dziewcząt - zwłaszcza że nasze wyniki są naprawdę dobre - niż na ich izolację w zakładach karnych. A wiele naszych wychowanek tam właśnie trafiłoby, gdyby nie szansa, którą u nas otrzymują.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna