Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spór o kreskę przy imieniu

Rafał Bieńkowski
- Pani w urzędzie przyczepiła się do pisowni imienia i nazwiska syna, ponieważ w akcie napisane było nie "Przemysław”, ale "Przemyslaw”. Przecież to są żarty z pogrzebu!  - denerwuje się Terasa Wróblewska.
- Pani w urzędzie przyczepiła się do pisowni imienia i nazwiska syna, ponieważ w akcie napisane było nie "Przemysław”, ale "Przemyslaw”. Przecież to są żarty z pogrzebu! - denerwuje się Terasa Wróblewska. R. Bieńkowski
Grajewo. Mój 28-letni syn zmarł 1 października we Francji - opowiada grajewianka Teresa Wróblewska. - 13 października ciało było w Polsce. We Francji wydano nam akt zgonu w języku francuskim, który został następnie przetłumaczony na język polski przez tłumacza przysięgłego.

Komentarz

Komentarz

Urzędnik też człowiek?
Sprawa jest bulwersująca, ponieważ bezpośrednio dotyczy śmierci bliskiej osoby - matce ginie 28-letni zaledwie syn. Jest to sytuacja wyjątkowa, i do kwestii załatwienia formalności w tego typu okolicznościach urzędnik powinien podchodzić nieco inaczej. Nie mówimy tutaj oczywiście o jakimkolwiek naginaniu prawa, ale o zwykłym ludzkim spojrzeniu na sprawę. Przecież to, że ktoś pełni funkcję urzędniczą, w żaden sposób nie zwalnia go z bycia człowiekiem.
Rafał Bieńkowski

Niespodziewane komplikacje kobieta napotkała, gdy w celu załatwienia formalności poszła do grajewskiego Urzędu Stanu Cywilnego. Zgłosiła się tam z tłumaczonym aktem zgonu.

- Pani w urzędzie przyczepiła się do pisowni imienia i nazwiska syna, ponieważ w akcie napisane było nie "Przemysław", ale "Przemyslaw". Przecież to są żarty z pogrzebu! We Francji wszystko było dobrze, w Warszawie, z której firma sprowadziła zwłoki także, tylko w Grajewie są problemy. Mieli nawet do mnie pretensje, że za długo czekałam. Twierdzili, że powinnam przyjść do nich 9 października, ale jak, skoro zwłoki w kraju mogły być dopiero 13 października?! - irytuje się Wróblewska.

Kobieta zmuszona była ponieść dodatkowe koszty, mimo że za wszystko zapłaciła już raz w Warszawie. Teresa Wróblewska za sprostowanie imienia i nazwiska zapłaciła następne 130 zł.

- Wszystko zostało załatwione zgodnie z prawem i akt zgonu został wydany - mówi Ewa Włodkowska z Urzędu Stanu Cywilnego. - Pani Wróblewska musiała zapłacić za wpis aktu, jego sprostowanie oraz uzupełnienie, ponieważ dokument był niekompletny. Mieliśmy do niego sporo zastrzeżeń.

Właścicielka warszawskiej firmy "Opus", która zajmowała się sprowadzeniem ciała do Polski twierdzi, że na podstawie przetłumaczonego aktu międzynarodowego każdy urzędnik musi wydać akt polski.

- Uczulaliśmy panią Wróblewską, że czasami urzędnik może coś zakwestionować, ale ten przypadek to ewidentny brak kompetencji - mówi Monika Kowalska-Duksztan, właścicielka firmy. - Przez urzędniczą nieznajomość prawa, kobieta musiała drugi raz zapłacić za tłumaczenie aktu.

Warszawska firma obiecała do końca zająć się tą sprawą. Jej szefowie są w trakcie załatwiania specjalnego zaświadczenia z konsulatu francuskiego, które zakończy całą sprawę.

- Powiem panu, że sytuacja, która spotkała naszego klienta, po prostu nie mieści mi się w głowie - twierdzi Kowalska-Duksztan.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna