MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Stali w kolejce po sławę

Urszula Krutul
Kierowca tira grał pijanego, rozzłoszczonego szlachcica, małej dziewczynce nagle do rękawa wskoczyła mysz, a pani stomatolog... Spotkali się oni na białostockim castingu do filmu "Goście, goście".

Przyszłam tu, bo chcę zostać aktorką - tłumaczyła 5-letnia Lidia, jedna z najmłodszych uczestniczek castingu. Ale nie jedyna. W poniedziałek punktualnie o godz. 17 przed siedzibą Białostockiego Ośrodka Kultury ustawił się spory tłumek. Ludzie stali w kolorowej, rozkrzyczanej kolejce.

Wśród nich był kierowca tira, pani stomatolog, informatyk, kabareciarze, tancerze i studenci. Każdy chciał spróbować swoich sił w filmie. I to nie byle jakim. Podlascy niezależni filmowcy, skupieni w Kolektyw Filmowy Podlasie Makes Me Happy, postanowili nakręcić osiem nowel pod wspólnym tytułem roboczym "Goście, goście" opowiadających o podlaskiej gościnności. Treść każdej z nowelek jest, póki co, owiana tajemnicą. Jedynie Wojtek Koronkiewicz, jeden z twórców, zapowiedział, że jego nowelka będzie o Batmanie, który w białostockich realiach spróbuje poradzić sobie ze złem.

Aktorstwo jest moim celem

Klaudia Koronczewska ma 21 lat. Właśnie po raz "n-ty" próbuje dostać się na Akademię Teatralną.
- Przyszłam po to, żeby spróbować swoich sił. Aktorstwo jest moim priorytetem w życiu, moim celem... - mówi dziewczyna.

Według niej, udział w takim castingu daje szansę, by ktoś ją zauważył. Dodatkowo jest to świetna wakacyjna przygoda, można poznać nowych ludzi i zdobyć kontakty...
- A to jest w tym zawodzie bardzo ważne! - podkreśla Klaudia. Mówi pewnie, nie ma tremy. Widać, że jest zdeterminowana i wie, czego w życiu chce. Chce grać. Uwagę przyciąga też jej wygląd. Ma mnóstwo kolczyków i tatuaży.
Klaudia przyznaje, że bardziej niż film interesuje ją teatr. - Ale udział w filmie też może być ciekawy - przekonuje. - W teatrze najważniejszy i najbardziej naturalny jest kontakt z widownią. Teatr pomaga ludziom się wyrazić. I do wielu ludzi trafia. Nawet do tych "twardych". A jak oceniam swoje szanse? Są duże. Bez przechwalanek myślę, że mogłabym się sprawdzić w takim projekcie.
Nad odpowiedzią na pytanie o wzory aktorskie zastanawia się dłuższą chwilę. W końcu wymienia świetnie znanych z desek Białostockiego Teatru Lalek Piotra Damulewicza i Alicję Bach.

- I oczywiście Stuhr. Starszy i młodszy, bo młodszy też daje radę! - dodaje ze śmiechem.

Willa, piwko i ja na szklanym ekranie

- Uważam, że jestem świetnym aktorem, moje zdolności ekspresji są niesamowite. No i barwa głosu, zmienna oczywiście, nie monotonna - z kamienną twarzą przechwala się Maciek Prus. Na casting przyszedł, bo... nie ma co robić w wakacje. A doskonały aktor powinien być - według niego - spontaniczny i szalony. Czyli taki jak on.

- Wybrałem inną drogę, niż moi koledzy - dodaje. - Zamiast siedzieć na ławce i pić piwo, tu przyszedłem, może się dostanę, może spodoba mi się ta przygoda, może coś się rozwinie... Zobaczymy, czas pokaże...

Swoje szanse ocenia bardzo wysoko. Widać, że nie brakuje mu odwagi. Zapytany o swój wymarzony dzień, kiedy już będzie znanym aktorem, rozmarza się i mówi z uśmiechem:

- Będę tak jak moi koledzy dresiarze siedział z piwem cały dzień w mojej gigantycznej willi i będę oglądał swój film i chełpił się tym, że jestem na ekranie.
Z tłumu przybyłych na casting zdecydowanie wyróżniał się też człowiek o trzech imionach i z burzą blond włosów. Marcin Mieszko Maurycy Minkiewicz - bo o nim mowa, pierwsze kontakty z aktorstwem ma już za sobą. Kiedyś, na warsztatach kabaretowych, wcielał się w samą... Sharon Stone. Niestety, nikt nie poznał, że to właśnie tą znaną amerykańską aktorką chciał się na kilka chwil stać.
- Wyglądałem jak kobieta, i miałem piękny biust. I przedstawiłem się jako John Rambo, a mój biust to był przerost prostaty - wspomina ze śmiechem. - I wygrałem roczną prenumeratę magazynu satyrycznego.

Kiedyś myślał, żeby zostać aktorem. Poszedł nawet na kilka castingów. Ale usłyszał, że nie potrafi grać sobą. Nic dziwnego. Kiedyś miał zagrać scenkę, w której zmarła mu matka. Raczej mało kto byłby gotowy wcielić się w taką sytuację. Mieszko pomyślał o tym, żeby zagrać tak, jakby przed chwilą złamał nogę. Prawie się udało. Ale o aktorstwie przestał poważnie myśleć. Bardziej interesuje go film jako taki. I dlatego planuje studiować filmoznawstwo.

- Udział w filmie to rodzaj wakacyjnej przygody. A sposób na życie? Każdy sposób jest dobry. Czytałem kiedyś bardzo długi artykuł o tym, co potrafią zrobić ludzie, żeby znaleźć się w napisach końcowych. Myślę, że każdy chce zobaczyć siebie na szklanym ekranie, bo to bardzo miłe i konstruktywne przeżycie - podsumowuje.
Inny uczestnik castingu Artur Kobus zna Mieszka z kabaretu. Jego jednak bardziej od aktorstwa interesuje muzyka. Lista instrumentów, na których gra, jest imponująca: gitara, gitara basowa, perkusja, pianino i harmonijka ustna. Chłopak wprawdzie myślał kiedyś o Akademii Teatralnej, ale w końcu zdecydował się na studiowanie... fizyki.

A na casting przyszedł z czystej ciekawości. Chciał zobaczyć, jak to jest zagrać w filmie. Czy uda się jemu i pozostałym naszym bohaterom? Przekonamy się już niedługo, bo pierwszy klaps na planie filmu padnie już na początku przyszłego tygodnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna