Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Tak. Zabiłam męża. Kochałam go do ostatniej chwili"

Izabela Krzewska, Urszula Krutul
Wolałabym umrzeć zamiast niego - zapewniała przed sądem Kinga P.
Wolałabym umrzeć zamiast niego - zapewniała przed sądem Kinga P.
Może to się wydać komuś dziwne, ale kochałam swojego męża. Do ostatniej chwili... - mówiła przed sądem 32-letnia kobieta. W trakcie jednej z wielu sprzeczek wbiła mu prosto w serce kuchenny nóż.

Małżeństwo Kingi i Mariusza nie było idealne. Widzieli to wszyscy: sąsiedzi, rodzina Kingi. A ona sama? Kochała... Mimo, że mąż ją bił, nadużywał alkoholu, potrafił zniknąć z domu na dłuższy czas. Znęcał się nad nią nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Kobieta długo zaciskała zęby. Dla dzieci. Całej czwórki. Najmłodsze ma teraz 6 lat, najstarsze są 11-letnie bliźniaczki. Jednak po latach upokorzeń nadszedł kres. Kinga w końcu nie wytrzymała. W czasie jednej ze sprzeczek wbiła Mariuszowi nóż w serce. Prosto w serce.

Nie wiem skąd wzięłam nóż
Tragedia wydarzyła się rok temu, w lutym, w ich białostockim mieszkaniu przy ul. Sitarskiej. 32-letnia wówczas Kinga bardzo się cieszyła, bo mąż miał w końcu wrócić do domu, z pracy z innego miasta. Radosna, zadzwoniła do niego i zapytała, czy z tej okazji mogą przyjść do nich znajomi. Mariusz zgodził się.

Jeszcze przed przybyciem znajomych między małżonkami doszło do sprzeczki. Kiedy jednak pojawili się goście, znajome małżeństwo, wydawało się, że awantura została zażegnana. Wszyscy usiedli do stołu. Jedli, rozmawiali, pili alkohol... Po jakimś czasie jednak Kinga i Mariusz znowu zaczęli się kłócić. Kobieta powiedziała coś o kolegach małżonka. Mariuszowi więcej nie trzeba było. Wstał od stołu i uderzył żonę otwartą dłonią w twarz, po czym postanowił wyjść z mieszkania. Poszedł do kuchni, a Kinga za nim. Tam rozegrała się tragedia.

- Chciałam go zatrzymać - tłumaczyła podczas śledztwa kobieta. - Krzyczał, żebym go zostawiła, żebym się od niego odpier...a. Bardzo się bałam. Miałam dość ciągłego wyzywania, bicia i tego wszystkiego. Nie wiem, skąd wzięłam nóż...

35-letni Mariusz umarł niemal na jej rękach. Kinga we krwi miała 1,5 promila alkoholu.

Kochanie, nie umieraj!
- Nie wiem jak to się stało. Kochałam go! Wolałabym umrzeć zamiast niego - mówiła w swoich wyjaśnieniach Kinga P. Słowa więzły jej w gardle, po policzkach płynęły łzy.

Na jednej z rozpraw odtworzone zostaje nagranie z wizji lokalnej. Zakuta w kajdanki Kinga P. opisuje ostatnie chwile życia swojego męża. Cały czas płacze. W zasadzie ciężko zrozumieć, co mówi.... Na filmie widać zadbane pokoje. Panele na podłodze i brzoskwiniowe ściany w kuchni sprawiają ciepłe i przytulne wrażenie. Teraz to jednak miejsce zbrodni. Kinga P. pokazuje, gdzie wywiązała się kłótnia, gdzie poszła za mężem.

- Nie wiem skąd się wziął ten nóż kuchenny - powtarza. - Chwyciłam go i wyprostowałam rękę przed siebie. Nagle zobaczyłam, że on krwawi! - Kinga znowu zaczyna krzyczeć, jakby przeżywając wszystko raz jeszcze.

Pamięta, że jej mąż osunął się na ziemię. 19-centymetrowe ostrze jeszcze przez chwilę trzymała w dłoniach. Po chwili wyrzuciła je. Pochyliła się nad Mariuszem.

- Próbowałam go ratować. Jedną ręką tamowałam krew, a drugą chciałam zadzwonić na pogotowie. Nie dałam rady wykręcić lewą ręką żadnego numeru. Wołałam "kochanie nie umieraj!" - wspomina.

Goście usłyszeli jej krzyk. Kiedy weszli do kuchni, zastali masakryczny widok. Zakrwawiona podłoga i konający Mariusz. To oni wezwali pomoc. Jednak mimo natychmiastowej reakcji sanitariuszy 35-latka nie udało się uratować.

Dwa lata za kratami
Rodzina Mariusza nie potrafi Kindze wybaczyć tego, co się stało. Na sądowej sali oskarżali ją, że z zimną krwią zabiła niewinnego człowieka, a teraz sama robi z siebie ofiarę. Zdaniem siostry Mariusza, to właśnie Kinga była siłą sprawczą domowych awantur.

Natomiast ojciec Kingi starał się tłumaczyć córkę: - Jej małżeństwo nigdy nie wyglądało kolorowo - zeznawał. - Na początku Kinga jeszcze dzwoniła do mnie i żaliła się, że mąż znów ją pobił, albo poszedł pić z kolegami i nie wracał przez kilka tygodni. Później przestała. Wiem, że myślała wielokrotnie o rozwodzie. Jednak nie potrafiła odejść.

Czwórka dzieci Kingi od prawie roku, czyli od momentu kiedy ich matka trafiła do aresztu, mieszka z dziadkiem. To on tworzy dla nich rodzinę zastępczą. Prawdopodobnie z nim zostanie też wtedy, kiedy Kinga P. będzie siedziała w więzieniu. W środę białostocki sąd ogłosił wyrok: Kinga spędzi za kratami dwa lata.

Obrońca apelowała o zmianę kwalifikacji czynu na zabójstwo w afekcie i wymierzenie kary w zawieszeniu. Podpierała się opiniami biegłych, którzy stwierdzili, że kobieta straciła chwilowo poczytalność. Zdaniem lekarzy, nie potrafiła ona na bieżąco rozładowywać swoich emocji. Alkohol, który wypiła tego wieczoru, nie był czynnikiem sprawczym, a wyzwalającym. Przez 10 lat w związku małżeńskim była poddawana traumie - znęcaniu fizycznemu i psychicznemu przez męża. Nie potrafiła się wyzwolić z tego związku. Cały czas miała nadzieję na zmianę zachowania ukochanego. W dniu tragedii doszło do skumulowania negatywnych emocji, które tłumiła od wielu lat.

Przez cały czas trwania procesu Kinga nie mogła powstrzymać łez. Wydawała się taka mała na wielkiej sali sądowej. Zawsze z nisko pochyloną głową, twarzą zasłoniętą włosami. Widać było, że żałuje. Że - jak sama przyznała przed sądem - wstyd jej jest, że zabrała ojca dzieciom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna