Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tęsknię do rodziny i dzieci

opr. BJK
Nigeria to kraj egzotyczny, choć bardzo ciekawy - mówi Sławomir Cieśliński. - Na każdym kroku spotykam coś, czego do tej pory nie doświadczyłem - dodaje.
Nigeria to kraj egzotyczny, choć bardzo ciekawy - mówi Sławomir Cieśliński. - Na każdym kroku spotykam coś, czego do tej pory nie doświadczyłem - dodaje.
Przyjechałem do Nigerii (planowo na dwa tygodnie) prosto z Arabii Saudyjskiej. 26 kwietnia minął rok od tej daty, a ja wciąż jestem częścią nielicznej Polonii w Lagos.

Przygodę z emigracją rozpocząłem w dzień swoich urodzin, wyjeżdżając 1 lipca 2007 roku do Rijadu. Spędziłem tam osiem miesięcy pracując w transmisyjnym dziale projektowym Alcatel-Lucenta. Czy mam miłe wspomnienia?

Może powinienem bardziej mówić o doświadczeniach, gdyż kraje arabskie to miejsca specyficzne kulturowo. Przeżyłem kilka burz piaskowych, smażyłem się w pustynnym słońcu i wiem, co to ramadan. Tu pierwszy raz zetknąłem się z wszechobecną bronią, punktami kontrolnymi.

Czasem, czując dreszczyk strachu na plecach, zadawałem sobie pytanie, co robię w takim miejscu. Odpowiedź przyszła z czasem. My, polscy inżynierowie, mamy też pewną misję do spełnienia, tak jak żołnierze, kapłani czy lekarze. Jestem jednym z nich. Ja, z serca łomżyniak, absolwent wydziału telekomunikacji ATR Bydgoszcz, wykonuję pewną pracę u podstaw... dla innych...

Wrócę z tarczą

W Nigerii szybko się zaaklimatyzowałem, jako że to kraj "szczęśliwych ludzi". Przyjęto mnie tu ciepło i stałem się częścią lokalnej rodziny Alcatela. Realizowany jest tu ogromny projekt telekomunikacyjny (obecnie chyba największy w tej dziedzinie na świecie). Budujemy optyczną sieć krajową dla firmy Globacom.

Niedługo rozpoczniemy prace nad siecią transoceaniczną (kabel podmorski z USA i Europy do Afryki Zachodniej). Cześć lądowa tego przedsięwzięcia jest autorstwa jedynego Polaka w Alcatel Nigeria, technicznego menedżera projektu - czyli mnie. Z tego jestem dumny, bo pozostawiam po sobie pewien ślad i zawitam w progi domu z tarczą.

Jestem jak satelita

Zatrudniony jestem w Alcatel-Lucent Polska w Bydgoszczy, w organizacji GNEIC (Global Network Engineering and Integration Center). Wspomaga mnie wiele osób tego działu, którym kieruje Damian Kliszewski. Pracujemy razem, Bydgoszcz zdalnie, a ja jako "satelita" w Afryce. Wszystkie sukcesy są naszym wspólnym dorobkiem, bo wszyscy pragniemy udowodnić, że polscy inżynierowie mają świetne kwalifikacje, biegle mówią po angielsku i mają charyzmę - coś, co wyryła w naszych charakterach historia naszego kraju. Nikt nie jest stanie tego odtworzyć, skopiować i w tym tkwi nasza siła.

Bywa bardzo trudno

Czytałem sporo opinii po śmierci polskiego geologa w Pakistanie - było bardzo ciężko, jako że niby my, Polacy zrobimy wszystko dla mamony - tak mówią o nas, że nie powinniśmy pchać się w takie miejsca. Ja nazwałbym to szukaniem satysfakcji, spełnienia, bo nie chodzi tu tylko o pieniądze.

Chodzi o doświadczenia, międzynarodowe obycie i... pewność siebie. Chodzi też o promocję naszego kraju, bo tylko naszą pracą możemy zamazać złe opinie o Polakach krążących po świecie i pokazać, na co nas stać. "Życie nie po to jest, by tylko brać...".
Tęsknię do domu, do żony, do dzieci. Kiedyś pewnie powiem: "Coś dla ciebie ta zabawa nie jest zdrowa. Idź ty lepiej, koziołeczku, szukać swego..".

Jak bardzo się różnimy

Kolejny dzień. Na niebie kłębią się geste chmury i leje jak z cebra. Odkręcam kurki kranu. Jest dobrze. Woda leje się cienkim strumieniem i mogę się umyć. Jem pośpiesznie yam - coś w rodzaju ziemniaka, tylko większe i twardsze, z czymś pikantnym.

Wygląda jak jajecznica więc nie dociekam. W międzyczasie dzwonię do "dispatchera" (dyspozytor samochodowy - przyp. red.), prosząc o 4-runnera (samochód terenowy - przyp. red.). Chcę pojechać do biura skrótem, bo ze słuchawki usłyszałem: "Traffic is too much!".

Yam miesza mi się z kawą w żołądku. Straszne wertepy. Droga prowadzi przez siedliska lokalnej ludności. Nie wiem, czy można to nazwać domami - kilka desek zbitych niechlujnie, przykrytych kawałkiem blachy. Myślę... Boże, jak różne my mamy problemy. Ja borykam się z kredytem na własne "M", a oni są szczęśliwi...?

Co się dzieje?

Zaczyna się przejaśniać i kobiety wynoszą na zewnątrz pościel i wykładziny. Muszą się wysuszyć. Dzieci idą do szkoły wolno i ostrożnie, jakby starały się oszczędzać buty, które kazano im teraz włożyć. Patrzą na mnie z zaciekawieniem i pokazując palcami, krzyczą "Oyinbo!" czyli biały człowiek. Wiedzą, że czasem mam dla nich drobniaki.

Zbliżamy się do miasta. Słychać już gwar i wycie klaksonów. Zaczynają krążyć "okada"; - taxi motocyklowe i "hawkers"; - uliczni sprzedawcy. Próbują sprzedać cokolwiek, rzeczy rodem z "kolorowych jarmarków". Ukrywam się za kołnierzem obojętności. Nie zwracam uwagi na to, co mówią i robią. Jeżeli okażę jakikolwiek objaw zainteresowania, potrafią biec kilometr za samochodem... może za cenę przetrwania.

Chytry lis z Ekwadoru

Dziś jadę do Oregun. Musimy zrobić "kitting" - pogrupowanie na magazynie przed wysyłką sprzętu na obiekty. Zabieram ze sobą Marcusa (bo to chytry lis z Ekwadoru) i Kevina (lokalny pracownik). Czekamy na "mopol". Do broni już również przywykłem. Zawsze opuszczając wyspę, musimy mieć ochronę.

Smutno...

Jedziemy 3rd Mainland Bridge. To najdłuższy most w Afryce Zachodniej. Kevin dziś mi się zwierzył. Umarła mu żona na raka piersi. Smutno mi było. Zamknąłem się w sobie, bo nie wiedziałem, co mu powiedzieć.

Moja dusza

Zrobiło się ciemno. Do domu wracam busem razem z Racielem (NM expert) i Yannem (local PM). Jest też jakiś facet z Pakistanu. Nie wiem, jak ma na imię. Rozmawiają o ostatnich zamachach w Islamabadzie, ale się nie włączam w te rozmowy. Przykleiłem czoło do szyby, starając się "przenieść moją duszę utęsknioną....

Jakiś chłopiec kieruje ruchem na skrzyżowaniu, starając się zarobić kilka naira. Jest może w wieku mojego syna. Pomyślałem teraz o Czarku. Czy przeczytał "Kubusia Puchatka" i czy odrobił lekcje? Myślę też o Natalce, czy nie napsociła mamie i czy nie podbierała słodyczy z szafki... Jakoś się nawet uśmiechnąłem.

Czasami zadaję sobie bardzo ważne pytanie dla każdego z nas. I nie jako osoba prywatna, tylko jako Polak, obywatel naszej ziemi. To pytanie brzmi: Czy Polak potrafi? I tu muszę stwierdzić jasno. Że potrafi, bardzo wiele.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna