Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To był makabryczny wypadek. "Zwłok było coraz więcej"

Urszula Bisz [email protected]
30 września 2005 roku. Szosa w okolicach Jeżewa. Nikt z podlaskich ratowników nie widział tak wielkiej tragedii.
30 września 2005 roku. Szosa w okolicach Jeżewa. Nikt z podlaskich ratowników nie widział tak wielkiej tragedii.
Podczas akcji starał się nie patrzeć na twarze ofiar.

Szukają winnych

Szukają winnych

Wobec tragicznych wydarzeń na drodze do Jeżewa, prokuratura postawiła zarzuty osobom związanym z firmą Kosmos, która wynajęła autokar licealistom. Wśród oskarżonych znalazła się: księgowa, kadrowa, specjaliści bhp oraz lekarka, która wydała choremu na padaczkę kierowcy pozwolenie na wykonywanie zawodu. Wszyscy usłyszeli już prawomocne wyroki w zawieszeniu. Jedną osobę, kadrową, sąd uniewinnił. Od marca 2009 roku toczy się zaś proces właścicieli agencji turystycznej. Romuald i Janina Z. odpowiadają za nieprawidłowości w firmie oraz nieumyślne sprowadzenie katastrofy w ruchu lądowym. Grozi im 8 lat więzienia. (ika)

Był to najtragiczniejszy dzień w mojej karierze zawodowej - wspomina Jacek Dobrzyński, który 5 lat temu, gdy doszło do tragedii pod Jeżewem, był rzecznikiem podlaskiej policji. Myśli o niej do tej pory.

Był piątek, 30 września 2005 r. Rano grupa maturzystów jechała z pielgrzymką do Częstochowy. Ich autokar zderzył się z tirem.

- Gdy jako pierwsi przyjechaliśmy na miejsce, cały autokar stał w płomieniach. Wokół były grupki młodych osób - wspomina Marek Rzędzian, prezes OSP w Jeżewie Starym. - Dopiero podczas gaszenia zobaczyliśmy zwłoki dwóch kierowców autokaru. Dalej leżało ciało kierowcy tira. Potem okazywało się, że zwłok jest coraz więcej i więcej.

Jak mówi, podczas akcji starał się nie patrzeć na twarze ofiar. Musiał działać. Później jednak przyszedł szok, smutek, przygnębienie. Ciężko było się otrząsnąć, zwłaszcza że ma córki, które wówczas były w podobnym wieku jak maturzyści, którzy zginęli.

Chwile grozy przeżywał też Jacek Dobrzyński. Jego bratanek uczył się w klasie, która organizowała tą pielgrzymkę: - Zadzwonił do mnie brat, a ja bałem się odebrać, bo wiedziałem, że Maćka nie ma wśród rannych - wspomina Dobrzyński. - Odebrałem. Powiedział mi, że jego syn nie jechał tym autokarem.

Zginęło 13 osób: trzech kierowców oraz 10 maturzystów z I LO i ZS Elektrycznych w Białymstoku. Jedną z poszkodowanych dziewcząt transportował śmigłowcem do szpitala Stanisław Iwaszko, pilot białostockiej bazy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

- Była przytomna. Wiedziała, co się dzieje, ale jej twarz była cała poparzona - wspomina. - Miała też poparzone drogi oddechowe.

Licealistka odniosła tak poważne obrażenia, że mimo wysiłków lekarzy zmarła po kilku dniach w specjalistycznym szpitalu w Siemianowicach Śląskich.

Jak opowiada Iwaszko, szczególnie zapamiętał z tego tragicznego ranka moment, kiedy lądował obok miejsca katastrofy i nagle zaczęli się zbiegać ranni uczniowie. Wychodzili z lasu. Od twarzy po stopy byli we krwi.

Ratownicy wspominają też rodziców. Jedna z matek znalazła zniszczoną nadpaloną kurtkę córki. Próbowała odszukać dziecko. Z rozpaczy rwała sobie włosy z głowy: - Wołała do mnie: "Panie Jacku! Gdzie jest moja Małgosia?" - wspomina Dobrzyński.

Dziś tragedię sprzed 5 lat wspomina cały Białystok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna