Szukają winnych
Szukają winnych
Wobec tragicznych wydarzeń na drodze do Jeżewa, prokuratura postawiła zarzuty osobom związanym z firmą Kosmos, która wynajęła autokar licealistom. Wśród oskarżonych znalazła się: księgowa, kadrowa, specjaliści bhp oraz lekarka, która wydała choremu na padaczkę kierowcy pozwolenie na wykonywanie zawodu. Wszyscy usłyszeli już prawomocne wyroki w zawieszeniu. Jedną osobę, kadrową, sąd uniewinnił. Od marca 2009 roku toczy się zaś proces właścicieli agencji turystycznej. Romuald i Janina Z. odpowiadają za nieprawidłowości w firmie oraz nieumyślne sprowadzenie katastrofy w ruchu lądowym. Grozi im 8 lat więzienia. (ika)
Był to najtragiczniejszy dzień w mojej karierze zawodowej - wspomina Jacek Dobrzyński, który 5 lat temu, gdy doszło do tragedii pod Jeżewem, był rzecznikiem podlaskiej policji. Myśli o niej do tej pory.
Był piątek, 30 września 2005 r. Rano grupa maturzystów jechała z pielgrzymką do Częstochowy. Ich autokar zderzył się z tirem.
- Gdy jako pierwsi przyjechaliśmy na miejsce, cały autokar stał w płomieniach. Wokół były grupki młodych osób - wspomina Marek Rzędzian, prezes OSP w Jeżewie Starym. - Dopiero podczas gaszenia zobaczyliśmy zwłoki dwóch kierowców autokaru. Dalej leżało ciało kierowcy tira. Potem okazywało się, że zwłok jest coraz więcej i więcej.
Jak mówi, podczas akcji starał się nie patrzeć na twarze ofiar. Musiał działać. Później jednak przyszedł szok, smutek, przygnębienie. Ciężko było się otrząsnąć, zwłaszcza że ma córki, które wówczas były w podobnym wieku jak maturzyści, którzy zginęli.
Chwile grozy przeżywał też Jacek Dobrzyński. Jego bratanek uczył się w klasie, która organizowała tą pielgrzymkę: - Zadzwonił do mnie brat, a ja bałem się odebrać, bo wiedziałem, że Maćka nie ma wśród rannych - wspomina Dobrzyński. - Odebrałem. Powiedział mi, że jego syn nie jechał tym autokarem.
Zginęło 13 osób: trzech kierowców oraz 10 maturzystów z I LO i ZS Elektrycznych w Białymstoku. Jedną z poszkodowanych dziewcząt transportował śmigłowcem do szpitala Stanisław Iwaszko, pilot białostockiej bazy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
- Była przytomna. Wiedziała, co się dzieje, ale jej twarz była cała poparzona - wspomina. - Miała też poparzone drogi oddechowe.
Licealistka odniosła tak poważne obrażenia, że mimo wysiłków lekarzy zmarła po kilku dniach w specjalistycznym szpitalu w Siemianowicach Śląskich.
Jak opowiada Iwaszko, szczególnie zapamiętał z tego tragicznego ranka moment, kiedy lądował obok miejsca katastrofy i nagle zaczęli się zbiegać ranni uczniowie. Wychodzili z lasu. Od twarzy po stopy byli we krwi.
Ratownicy wspominają też rodziców. Jedna z matek znalazła zniszczoną nadpaloną kurtkę córki. Próbowała odszukać dziecko. Z rozpaczy rwała sobie włosy z głowy: - Wołała do mnie: "Panie Jacku! Gdzie jest moja Małgosia?" - wspomina Dobrzyński.
Dziś tragedię sprzed 5 lat wspomina cały Białystok.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?