Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trąba powietrzna nad Suwalszczyzną. Ludzie krzyczeli: Boże ratuj

Helena Wysocka
Zniszczone zabudowania w jednej z wsi
Zniszczone zabudowania w jednej z wsi
Myślałam, że zginiemy. Dzieciom kazałam położyć się na podłodze, przykryłam je pierzyną. A sama trzymałam drzwi wejściowe do domu i krzyczałam: Boże ratuj!

Można pomóc poszkodowanym

Można pomóc poszkodowanym

Osoby, które chcą pomóc rodzinom poszkodowanym przez wtorkową wichurę, mogą to uczynić wpłacają pieniądze na specjalnie utworzone konto BS Rutka-Tartak 62 9367 0007 0000 0000 0866 0099 z dopiskiem "Pomoc dla poszkodowanych przez trąbę powietrzną".

Darczyńcy mogą kontaktować się z GOPS w Rutce-Tartaku pod nr tel. 87 5687 256 w. 32 lub elektronicznie: [email protected].

Przez okno w kuchni zauważyła, jak przewala się potężna kula i zmiata wszystko, co znajduje się na jej drodze. - Widziałam, jak porwało dach ze stodoły i jak jednego z naszych byków niosło nad ziemią - opowiada Krystyna Brzozowska ze wsi Pobondzie. - Po kilku minutach wszystko ucichło. A nieco później, na naszym podwórzu, było pełno ludzi. Ktoś przyniósł nam chleb, ktoś kiełbasę.

To był cud po cudzie, wszyscy przeżyliśmy - dodaje kobieta. - Nawet kota Bóg nam uratował.
Wtorek, kilkanaście minut przed godziną 17. Nad Rowelami, Kadaryszkami, Pobondziem i Potopami, czterema wsiami w gminie Rutka-Tartak zebrały się czarne chmury.

Wszystko fruwało w powietrzu
- Dosłownie z minuty na minutę zrobiło się ciemno - wspomina Janina Grygo z Kadaryszek. - Czułam, że szykuje się coś złego. Zamknęłam drzwi wejściowe do domu na klucz i zapaliłam gromnicę. Wtedy usłyszałam ogromny huk. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że nie mamy dachu na stodole. W powietrzu zaś fruwały, pozostawione na podwórzu, zabawki wnuków. A dalej, tam w rowie, leżały wszystkie drzewa.

Po domowej szklarni pozostało tylko kilka metalowych prętów. W ziemię wbiły się też sadzonki pomidorów, kupione z katalogu.

- Tak pięknie rosły - dodaje. - Nie chce mi się nawet tam zaglądać.

Grygo przeżyła 75 lat, ale - jak mówi - czegoś takiego jeszcze nie widziała.

- Wszystko, dosłownie wszystko latało w powietrzu - dodaje. - Deszcz był niewielki, ale wicher straszny. Zaczęłam zastanawiać się, co zrobię, gdy poniesie dach z domu. Na szczęście, tak się nie stało.

W gospodarstwie Grygo trąba powietrzna rozwaliła pół stodoły. Na razie nikt nic nie robi. Nie ma ani za co, ani komu. Na pomoc sąsiedzką trudno liczyć. Kadaryszki to niewielka wioska, zaledwie siedemnaście dymów. Większość ludzi pracuje, nie mają czasu na sąsiedzką pomoc.

- Zresztą, nie my jedne poszkodowane - dodaje kobieta. - Tutaj wielu potrzebuje pomocy.

U Pietrołajów wiatr też zerwał dach i uszkodził część murowanej stodoły. U Guzewiczów - podobnie. Takich gospodarstw jest w sumie ponad czterdzieści.

- A tuż za górą, u naszych sąsiadów, drewniane budynki rozsypały się jak zapałki. Ludzie zostali bez niczego - dodaje Grygo. - Tutaj co dom, to tragedia.

Wicher zniszczył wszystko
Józef Raczyło mieszka w Pobondziach. Wicher zniszczył mu wszystkie zabudowania. Zerwał dach z domu, obory i stodoły. Blachę rozrzucił po okolicznych polach i łąkach. Popękany eternit zalega na podwórzu.

Raczyłowie są młodzi, gospodarują na 16 hektarów ziemi. Hodują trochę bydła, świń. Mają dwoje dzieci. 9-letni Jakub dwa dni wcześniej, w niedzielę, miał Pierwszą Komunię.

- We wtorek pojechaliśmy do rodziców, by odwieźć stoły, które pożyczaliśmy na komunijne przyjęcie - opowiada Marzena Raczyło. - Kilka godzin później zadzwonił do nas sąsiad. Wracajcie do domu - krzyczał w słuchawkę.

Gdy przyjechali, było już po wszystkim. Po podwórzu walały się deski z więźby dachowej, kawałki blachy i eternitu.

- Moja dwuletnia córeczka Patrysia złapała się za głowę: - Ojej, jaki mamy popsiuty dom - wspomina Raczyło. - A my zupełnie nie wiedzieliśmy, od czego zaczynać. Gdzie ręce włożyć, tyle roboty dookoła. Tylko stać i płakać.

Na szczęście, z pomocą pośpieszyli strażacy i sąsiedzi. Ktoś przyniósł folię, ktoś gwoździe. Strażacy zaciągnęli folię na więźbę dachową, by deszcz nie lał się na głowy.

- Przynajmniej tyle nam zostało - dodaje Raczyło. - Co dalej, nie wiem. Pomoc obiecywał i wójt, i wojewoda. Czy coś dostaniemy, nie wiem.

Najgorzej jest z eternitem. Trzeba go zebrać i przekazać do utylizacji.

- Tutaj co drugi dom eternitem pokryty - dodaje Raczyło. - Jak to wszystko ogarnąć, nie wiem. A skąd pieniądze na cement czy nową blachę?

Tak ma wyglądać koniec świata?
Obok Raczyłów mieszkają Brzozowscy. Stanowią rodzinę zastępczą dla czteroletniej Andżeliki i o dwa lata starszej Wiktorii. Dziewczynki są schorowane.

- Strasznie się o nie bałam - wspomina Krystyna Brzozowska. - Gdy wszystko ucichło, wygramoliły się spod kołdry i pytały: - Babciu, czy my żyjemy?

Kobieta do dziś nie może ochłonąć.

- Ja już powiedziałam, że jeśli tak ma wyglądać koniec świata, to chcę odejść wcześniej - dodaje. - Nie wyobrażam sobie, abym mogła to przeżyć jeszcze raz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna