Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tu zostanie skansen Europy

Kazimierz Radzajewski [email protected]
Turystom – skąd by nie byli – nie lada atrakcją jest taka przeprawa przez mokradła
Turystom – skąd by nie byli – nie lada atrakcją jest taka przeprawa przez mokradła A. Wiatr
Turyści z zachodniej Europy i rodzimi ekolodzy chcą utrzymać bagna biebrzańskie w pierwotnym stanie. Rolnicy i samorządowcy oczekują zaś, że za utrzymanie tej przyrodniczej enklawy dostaną miliony euro rekompensaty. To za cywilizacyjne opóźnienia. Niemniej kto nie bał się ryzyka i tych bagien, już z nich korzysta.

Dolina Rospudy jest piękna, ale to Bagna Biebrzańskie są wartością bezcenną - przyznają ważni goście z zachodniej Europy. Tymczasem przyrodnicy, przewodnicy i samorządowcy boją się powtórki protestów z doliny Rospudy. Podobny - a jak sądzą ekolodzy - jeszcze większy konflikt, może spowodować projektowana przebudowa Carskiej Szosy, śródbagiennej arterii wiodącej na wskroś przez najbardziej urokliwe miejsca nad Biebrzą.
Dyplomaci z ambasad "starych" krajów UE chcieliby, żeby Podlasie było europejską enklawą nieskażonej cywilizacją natury i... bezdrożami. Władze województwa i lokalne samorządy chcą inwestować w zaniedbaną sieć drogową, Biebrzański Park Narodowy marzy o budowie nowocześniejszej bazy turystycznej, rolnicy zaś domagają się od Unii więcej pieniędzy na gospodarstwa ekologiczne. Konfliktu interesów jeszcze nie ma. Jeszcze..., bo ekolodzy też patrzą na ręce decydentów.
Dyplomatyczne pochlebstwa
W połowie czerwca nad Biebrzę przyjechali radcowie rolni ambasadorów z krajów zachodniej Europy i ich koledzy z państw niezrzeszonych. Dyplomatów na poglądową debatę zaprosiła Podlaska Izba Rolnicza. W pierwszym dniu owego "najazdu" z attache rolnymi spotkali się w Goniądzu władze województwa oraz lokalni samorządowcy i rolnicy.
- Aż jedna trzecia Podlasia jest objęta różnymi formami ochrony przyrody. W tej enklawie natury mają się dobrze gospodarstwa mleczne, jest możliwość zarabiania pieniędzy w agroturystyce - mówił Tomasz Gietek, prezes PIR.
- Bywało i tak, że nasi urzędnicy wprowadzali nowe przepisy, twierdząc, że tego wymaga Unia. Dziś widać, że rozporządzenia unijne są bardziej racjonalne od tego, co wyczyniają nasi urzędnicy - przypochlebiał się dyplomatom T. Gietek.
Z tak postawioną tezą nie zgodził się wicewojewoda Jarosław Schabieński, bo - jak mówił - stanowione prawo jest prawem, a to jest stale poprawiane.
Mirosława Jaroszewicz-Łojewska z Podlaskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego zwróciła zaś uwagę na to, że w 2004 r. tylko 4 rolników przystąpiło do programów rolno-środowiskowych finansowanych ze środków UE, gdy w 2007 r. takich rolników jest już 132.
Dyplomaci ucieszyli się, gdy starosta moniecki Zbigniew Męczkowski obdarował ich koszami wędlin - jak mówił - pachnących Podlasiem. Dyplomaci dyplomatycznie nie skomentowali tej "łapówki" z kiełbasy "palcówki", ale widać było, że podarunek trafił w ich wysmakowane gusta.
Szosa tak pięknie... dziurawa
W części mniej oficjalnej "oficjele" dyskutowali o walorach bagien biebrzańskich.
- Już podczas przejażdżki Carską Szosą spotkaliśmy łosia! - zachwycała się Gabriele Martin, sekretarz ds. rolnictwa w ambasadzie Niemiec.
- Czy ta droga też się wam podobała? - zapytał starosta Męczkowski.
- Ma swój urok i jest tak pięknie... dziurawa - odpowiedziała mu inna dyplomatka.
Tymczasem władze powiatu monieckiego zamierzają przebudować ów historyczny Carski Trakt (wybudowany w końcu XIX wieku przez carskich inżynierów) i urządzić tam "Via turisticę". Na ten cel zamierzają pozyskać wsparcie z UE.
- To może być trudne, bo "im" marzy się przyrodniczy skansen. Sami żyją w cywilizowanych krajach i marzą o wycieczkach w taką... "dzicz" - powątpiewali rolnicy.
Tak też było, bo dyplomaci popłynęli na spływ Biebrzą, oglądali stada "pływających" krów, odwiedzali kwatery agroturystyczne, podziwiali najdziksze bagna w Europie.
- Nam też kazano zachwycać się "kawałkiem" bagna w Austrii. Na restaurację tych 10 hektarów trzęsawisk wydano tam wiele milionów euro. To jest bagno? - zakpiłem wówczas i zaprosiłem Austriaków, by zobaczyli nasze 60 tys. hektarów dziewiczych mokradeł - opowiadał Zbigniew Dembowski, rolnik ze wsi Mociesze k. Jaświł, uczestnik delegacji PIR do Austrii.
"Tubylcy" wypominają też straty, które - ich zdaniem - ponoszą rolnicy gospodarujący na terenach objętych ochroną.
- Skoro unijni decydenci sami przyznają, że my potrafiliśmy zachować walory przyrodnicze w nieskażonej postaci, a to teraz skutkuje ograniczeniami w gospodarowaniu, to ci sami decydenci muszą zrekompensować nam straty wynikłe z naszego ochraniania przyrody - zauważył Z. Dembowski.
Coś wisi nad mokradłami
Tymczasem przyrodnicy i przewodnicy jak ognia boją się zarzewia konfliktu, który już i tak zawisł w powietrzu nad Carską Szosą. Rzecz dotyczy bowiem nie kilkuset metrów szosy, jak było to nad Rospudą, ale kilkudziesięciu kilometrów drogi, która przecina obszar objęty całkowitą ochroną.
- To jeszcze faza dyskusji i nie ma jeszcze mowy o budowie tej drogi - zastrzega Wojciech Dudziuk, pełniący obowiązki dyrektora BPN.
Nad tym, by bagnom nie stało się nic złego, czuwają zapobiegliwi ekolodzy i ludzie, którzy już czerpią dochód z przyrodniczych dobrodziejstw Biebrzy. Część przewodników widzi bowiem zagrożenie, które może sprowadzić "Via turistica".
- A tak! To będzie niekontrolowany najazd "niedzielnych turystów" na dziewicze mokradła. Teraz hamuje ich zapędy dziurawa droga, ale jak "Carska" będzie gładka, to "hulaj dusza diabła nie ma". Nie będzie zgody organizacji ekologicznych i prawdziwych pasjonatów przyrody, by samochody jechały przez nasze trzęsawiska, zabijały "przy okazji" łosie i inne zwierzęta, trzebiły je hałasem i zatruwały spalinami. Nie wierzę, by na niefrasobliwość kierowców działały znaki nakazujące ograniczenie prędkości. Jeśli powstanie obwodnica dla tej trasy, a na Carskiej Szosie zainstalowane będą ograniczniki prędkości, to kto wie... Sądzę wszelako, że unikatowa przyroda jest tylko narzędziem do pozyskania milionów euro na inwestycję, a przy takim podejściu natura sama nie obroni się przed rozjeżdżeniem. W ostatecznym rozrachunku straty poniesiemy wszyscy - powiedziała nam Katarzyna Ramotowska z firmy "Biebrza-eco-travel".
Odmiennego zdania są przedsiębiorcy, którzy już korzystają z koniunktury na Biebrzę. Dla właścicieli pensjonatów ważny jest porządny dojazd.
- Miałem nosa! Budowa karczmy w samym środku bagien była strzałem w dziesiątkę. Gości w moim zajeździe mam zatrzęsienie. Jak Anglik, Holender i inna "maść" wyszamoce się w tych bagnach, to nie żałuje grosza na garnek porządnej strawy i wypoczynek w komfortowych warunkach - mówił Dariusz Dworakowski, restaurator z Moniek, który w ub. roku wybudował przy Carskiej Drodze swój "Dwór Dobarz".
Podobnego zdania jest Henryk Bartlewski, właściciel karczmy i zespołu pensjonatów "Bartlowizna" w Goniądzu. Ten był tu pierwszy. Jeszcze przed decyzją o utworzeniu parku narodowego nad Biebrzą w 1993 r. - zawistni sądzą, że wiedział o tym - zainwestował w budowę kompleksu wypoczynkowego. Bartlewski też nie narzeka, ma gości z całego świata, a ci raz zauroczeni Biebrzą wracają na bagna i... do jego pensjonatu.
Ani jednego eurocenta
Przyrodnicy przypominają zaś rolnikom o możliwości pozyskania godziwej rekompensaty w postaci gotówki, pochodzącej z programów rolno-środowiskowych.
- Chłopi grzeszą mówiąc, że Unia nic im nie daje. To park załatwił rolnikom możliwość skorzystania z takich dotacji. Okoliczni rolnicy mają oprócz "zwykłych" dopłat obszarowych, także kolejną "wypłatę" z tytułu umowy na prowadzenie gospodarstw na sposób ekologiczny. Są dotacje na hodowlę krów mlecznych, ale tych naszych, czerwonych. Jeśli zaś rolnik zaryzykuje sianokosy nad Biebrzą, to za każdy hektar ręcznego wykoszenia tzw. łąki jednokośnej może dostać nawet 2 tys. zł - stwierdził dyrektor Dudziuk.
Rzecz jednak w tym, że jeszcze niewielu gospodarzy pojmuje, na czym polega ekologiczne rolnictwo, nie potrafią skorzystać z podarowanej im możliwości innego zarabiania pieniędzy z pól i łąk położonych w obrębie parku.
- Dość się już człowiek naszarpał kosą w tych kępach turzyc i po pas w błocie, ze żmijami pod nogami i rojowiskiem wściekłych gzów nad głowami. A kto dziś zresztą potrafi kosić kosą? - narzekają rolnicy z okolic Trzciannego.
Tymczasem co bardziej obrotni przypomnieli sobie sztukę ręcznego koszenia i... też narzekają.
- Za taką mordęgę to za mało. Skosić hektar podmokłych zarośli to nie to samo, co hektar posianej trawy na polu - stwierdził mieszkaniec Laskowca, wsi w widłach Biebrzy i Narwi.
Niemniej nawet przyrodnicy z BPN-u też mogą mieć żal do dysponentów euro - w tym przypadku do polskich decydentów i polityków - bo z obiecanych już dwa lata temu 1,1 mln euro na ochronę wodniczki, rzadkiego ptaka bytującego nad Biebrzą, park nie dostał jeszcze... ani jednego eurocenta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna