Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uwaga na błoto!

Anna Mierzyńska [email protected]
Zaczęło się, proszę państwa. Ogłaszam wszem i wobec, że kampania wyborcza ruszyła. Kto jeszcze nie zrozumiał, dlaczego właśnie teraz rozpoczął się sezon afer w Polsce, temu spieszę z pomocą. Oto małe kalendarium.

Do najbliższych wyborów został tylko rok. Dla zwykłego człowieka to może i dużo, ale nie dla polityków, którzy strategicznie i długoterminowo patrzą w przyszłość. Rok do wyborów to właśnie ten moment, w którym trzeba zacząć bardzo poważnie przygotowywać się do kolejnej rozgrywki. Jedni przygotowują się, starając się ustalić, co im się udało zrobić i czym by się można pochwalić (co nie dla każdego jest łatwe, oj, nie), a inni szukają afer, spisków i układów.

Jesienią za rok będziemy mieli wybory samorządowe, a więc wybierzemy nowych radnych, wójtów, burmistrzów i prezydentów. Potem wybierzemy nowego
prezydenta kraju.

Bój będzie więc zaciekły, bo na dwie strony jednocześnie. I już dziś widać, że w dużej mierze polegać on będzie na obrzucaniu się g... Dobrze, uszanuję kulturę języka pisanego, nawet w związku z polityką. A więc jeszcze raz: polegać on będzie na obrzucaniu się błotem, i to wyjątkowo śmierdzącym. Pierwsze pecyny już poleciały. Na rządzących, rzecz jasna, bo to w nich się zawsze błotem rzuca. Kto to robi? Opozycja. Tak w Polsce jest i zdaje się tak zawsze będzie.

Jak widać, kultura polityczna nie pozwala naszym politykom zajmować się sprawami bardziej cywilizowanymi niż błoto. Bo przecież, aby skrytykować rząd, nie trzeba od razu zaczynać bójki na śmierdzące pecyny, które trafiają w winnych i w nieco mniej winnych, i w zupełnie niewinnych - tak że po kilkunastu minutach bójki nikt już nie wie, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi.

Wystarczyłoby rządowi wytknąć, czego nie zrobił, a powinien. Jak choćby reformy finansów publicznych. Wiadomo, sytuacja trudna, prezydent wie swoje, rząd swoje i jakoś dogadać się nie mogą, ale taka reforma jest Polsce niezbędna. Zwłaszcza że kryzys gospodarczy, o którym ostatnio w mediach jakby nieco ciszej, wciąż trwa. Czytam właśnie, że ekonomiści przestrzegają nas przed "węgierskim scenariuszem", czyli popadnięciem w kryzys z powodu zbytniego samozadowolenia z dobrych wskaźników ekonomicznych. Ponoć przed popełnieniem tego błędu może nas ustrzec tylko wspomniana wyżej reforma, a tej ani widu, ani słychu.

Ale opozycji merytoryczne zarzuty wobec rządu nie starczają. Opozycja już teraz, na rok przed wyborami, sięgnęła po broń największego rażenia, czyli... Centralne Biuro Antykorupcyjne. Wolałabym nie pisać źle o instytucji, której cel jest przecież szczytny - walka z korupcją. Niestety, dziś widać wyraźnie, że kierownictwu CBA zależało raczej na walce z przeciwnikami politycznymi, a nie z korupcją. Stąd nagrywanie rozmów telefonicznych polityków Platformy, szukanie miesiącami haka na Grzegorza Schetynę (oczywiście, po to, by uderzyć w Donalda Tuska, który zamierza kandydować na prezydenta). Stąd przecieki z CBA do przychylnych PiS-owi mediów, przy jednoczesnym niezawiadamianiu prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa.

Co do pierwszej afery, tzw. hazardowej, jestem głęboko przekonana, że gdyby rzeczywiście podczas rozmów Zbigniewa Chlebowskiego z kolegami doszło do przestępstwa, sprawa natychmiast wylądowałaby w prokuraturze. Tyle że przestępstwa prawdopodobnie nie było, wyłącznie działanie nieetyczne, polegające na przekroczeniu granic dozwolonego lobbingu.

To, że Chlebowskiemu nic nie udało się wylobbować, to jedna kwestia. To, że zachował się nagannie, to druga. Ale jest i trzecia: CBA prawdopodobnie nie zgromadziło żadnych dowodów, które dawałyby podstawy do postawienia komukolwiek zarzutów. Dlatego afera nagle wyciekła do mediów - nie od dziś wiadomo, że w ten sposób najłatwiej dziś zniszczyć każdego człowieka. Więc zniszczono. To, oczywiście, wyłącznie moja teoria, śledztwo przecież trwa, ale konia z rzędem temu, kto mnie przekona, że o wynikach tego śledztwa dowiemy się czegoś konkretnego przed wyborami - chyba że zostanie umorzone.

Nie wiem, czy Państwo zauważyliście, że zaraz po pierwszej wybuchła druga afera, tym razem stoczniowa. W jej szczegóły wnikało chyba niewiele osób - głównie dlatego że media doniosły o niej za szybko. Tu wyraźnie widać błąd popełniony przez polityków, którzy starają się wywalczyć swoje manipulując aferami. Gdyby z drugą aferą poczekali jakiś miesiąc, efekt byłby lepszy - oczywiście, z perspektywy ich interesów. Ludzi znowu ogarnęłoby oburzenie, znowu notowania Platformy spadłyby przynajmniej na kilka tygodni i opozycja miałaby się z czego cieszyć.

Ale nie poczekali, tylko od razu poinformowali o aferze stoczniowej. A Polacy nie ochłonęli jeszcze po pierwszej sprawie, dlatego ze sporym odrętwieniem wysłuchiwali informacji o stoczniach. Tym bardziej, że nawet ciekawych stenogramów z rozmów nie można było poczytać. A ci jacyś Katarczycy, co to byli albo ich nie było... Niejasna jakaś ta afera, niezrozumiała.

Właśnie z powodu błędu w ujawnianiu afer już dziś apeluję do bojowo nastawionej opozycji: spokojnie, spokojnie. Pomyślcie strategicznie, jak wykorzystać te teczki, które ponoć od zeszłego tygodnia wynoszone są z CBA. Niech może czas jakiś poleżą w czyjejś szafie, żeby później było z czego pułapki na rządzących zastawiać. Jak już ma być aferalnie, trudno, niech będzie, ale z jakimś sensem proszę...

Mam tylko jedną przestrogę. Otóż nikt nie powinien zapomnieć, że kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. To staropolskie przysłowie dedykuję wszystkim bojownikom opozycji i zalecam, by sobie je głęboko do serca wzięli. Bo inaczej... cóż, wojna może mieć zaskakujące zakończenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna