Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wokół targowisk małych i dużych...

Martyna Tochwin
Martyna Tochwin
Martyna Tochwin Archiwum
Nie jestem w stanie wyobrazić sobie Sokółki bez targu. Takiego prawdziwego, ze „szczękami” i rozłożystymi namiotami. Dlatego pewnym smutkiem napawa mnie opinia niektórych mieszkańców, że poniedziałkowy rynek nie jest nikomu potrzebny, bo mamy w mieście wystarczająco dużo sklepów i sklepików. Mam jednak nadzieję, że tradycja zwycięży i ani handlujący, ani kupujący nie pozwolą na to, żeby ten unikatowy folklor zniknął z naszego krajobrazu.

Rynek poniedziałkowy to jedno, ale tzw. codzienne ryneczki w Sokółce, to już zupełnie inna para kaloszy. Bo przyznać trzeba, że nasze miasto nie ma szczęścia do lokalizowania miejsc targowych. Problem z rynkiem w centrum Sokółki ciągnie się już kilkanaście lat. Od czasu, gdy zlikwidowany został handel przed kinem. Mogło się to wielu nie podobać.

Sama przyznaję: teraz uliczka przed kinem wygląda lepiej. Ale faktem jest, że wtedy przynajmniej wiadomo było, gdzie jest codzienny targ. Teraz już tak łatwo nie jest. Każda próba podejmowana przez kolejne władze w mieście kończyła się większym lub mniejszym, ale jednak fiaskiem. Tak było z miejscem naprzeciwko cerkwii (przy dawnym Rzemieślniku), w zaułku przy sklepie rybnym, czy między kamienicami przy ulicy Piłsudskiego. Żadna z tych lokalizacji nie była strzałem w dziesiątkę. Powód wydaje się oczywisty: to ludzie wybierają, gdzie chcą kupować. Decydują nogami. A za nimi idą handlujący.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna