Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory prezydenckie 2010: Kandydaci tańczą (zobacz wideo)

Sebastian "Semi" Michałowski
Bronisław Komorowski i Jarosław Kaczyński: Dwóch najbardziej liczących się kandydatów w wyborach prezydenckich 2010
Bronisław Komorowski i Jarosław Kaczyński: Dwóch najbardziej liczących się kandydatów w wyborach prezydenckich 2010 bronislawkomorowski.pl/ Archiwum
Kiedy politycy zaczynają starać się o pozyskanie młodszej części elektoratu, powiedzmy - poniżej 30-tki, wypada to żenująco, albo wręcz śmierdzi fałszem. W czwartek zaśmierdziało. Nawet dwa razy.

Historię podlizywania się kandydatów na prezydenta tym, co już głosować mogą, ale nie stanowią żelaznego elektoratu żadnej partii, rozpoczął Aleksander Kwaśniewski. Ten kameleon przedwyborczy, zrzucający na potrzeby kampanii wagę, zmieniający kolory koszul itp., w 1995 r. nieoczekiwanie okazał się fanem disco polo. Cały w skowronkach pląsał wówczas na scenie wraz z grupą TOP ONE, która na zamówienie jego sztabu wyborczego napisała hit "Ole Olek!". Po wyborach Kwaśniewski nie afiszował się już ze swoją słabością do disco polo. Bo i po co? Przez pięć lat po wygranych wyborach wyborcy mogli mu skoczyć na puklerz. Ciekawostką jest, że zespół TOP ONE twierdzi na swojej stronie internetowej, że za piosenkę "Ole Olek!" do tej pory nie otrzymał ani centa.

Gwoli ścisłości dodać trzeba, że również PSL sięgnął w 1995 r. po ten sam oręż - zespół BAYER FULL nagrał dla ludowców - harcerską, o ile się nie mylę - piosenkę ze wzruszającym refrenem "bo wszyscy Polacy to jedna rodzina". Tańczący i uśmiechnięty Waldemar Pawlak jakoś mi jednak w pamięć nie zapadł. Pewnie dlatego, że kilkanaście lat temu jeszcze nie umiał uśmiechać się do kamer. A "Olek" potrafił i wygrał.

Podpinanie się pod dominujący nurt muzyczny jest już jednak od dawna passe. Co prawda jeszcze pięć lat temu Marek Borowski zapragnął przedwyborczo "odmłodzić się" i jego sztab kupił prawa do wykorzystania w kampanii piosenki "Ważne" Mezo, ale nikomu to nie wyszło na zdrowie. Borowski w wyborach przepadł, a Mezo zaczął być utożsamiany z jednym nurtem polityki. Czy dla rapera (?) to dobra łatka? Wątpię.

W tej kampanii kandydaci na prezydenta (dwaj jednocześnie!) postanowili pokazać się jako ludzie nowocześni, czyli tacy, co to z Internetem są za pan brat. Nie tylko posiadający swoje - obsługiwane oczywiście przez kogoś innego - witryny i konta na portalach społecznościowych, ale wręcz Internetem żyjący. Obaj wypadli równie przekonująco jak Olek - fan disco polo.

Najpierw "zatańczył" Jarosław Kaczyński. Udzielił pierwszego w tej kampanii wywiadu nie - przychylnej mu - "Rzeczpospolitej", ani nie - wzdrygającej się z obrzydzeniem/przerażeniem na brzmienie jego nazwiska - "Wyborczej", ale portalowi Salon24.pl. Tak jest - portalowi! I w dodatku odpowiadał na pytania internautów! Internautów, którzy jeszcze w 2008 r. jawili się prezesowi PiS-u jako młodzi ludzie, popijający przy komputerze piwko i oglądający filmiki oraz pornografię. Wychodzi na to, że albo porzucili oni piwko i zamykają oczy na widok zdjęć osób uprawiających seks, albo jest to zupełnie nowy Jarosław Kaczyński. Spokojny, opanowany, koncyliacyjny człowiek współpracy ponad podziałami. Do tego ostatniego usilnie stara się nas przekonać jego sztab wyborczy. Szybciej jednak uwierzę, że internauci w ramach pokuty przerzucili się na wodę źródlaną niż w wizerunek Jarosława Kaczyńskiego w wersji 2.0.

Ale i po drugiej stronie kampanijnej barykady zatańczono. W "wyborczy oberek" puścił się Bronisław Komorowski. Na konferencji prasowej zupełnie "przypadkiem" zaprezentował egzemplarz Konstytucji RP, założony kartką z wydrukiem z Wikipedii o Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. Oczywiście zwróciło to uwagę dziennikarzy, a samemu Komorowskiemu dało możliwość pokazania się jako człowiek nie tylko nowoczesny, ale i dynamiczny w działaniu. "Należy sięgać do wszelkich źródeł wiedzy i informacji, szczególnie tych, które dają możliwość szybkiego uzyskiwania wiedzy, szybkiego także podejmowania decyzji i działania" - rzekł. Nie wątpiąc w prawdziwość tego cytatu (podaję za Polską Agencją Prasową), mam nadzieję, że Pan Marszałek żartował. I że owa kartka to naprawdę tylko niefortunna zagrywka kampanijna, która może wywołać śmiech lub niesmak. Bo jeśli naprawdę Bronisław Komorowski w Wikipedii musiał szukać informacji o Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, którą - jako pełniący obowiązki Prezydenta RP - właśnie powołuje (!), to ja się boję. Bynajmniej nie o Wikipedię.

P.S. Z zupełnie innej "mańki": Dla rozweselenia dodaję filmik znaleziony na YouTube. Marszałek Sejmu popisał się niezłym "zbukiem" podczas swojej niedawnej wizyty w Moskwie. Co prawda nie tańczył, ale głupio wyszło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna