Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadek, który zrujnował życie

Tomasz Kubaszewski
- Wyrokiem sądu i wcześniejszą postawą policji oraz prokuratury jestem wręcz załamana - mówi Barbara Kołodzińska. - Te instytucje z ofiary tego wypadku zrobiły ze mnie niemal przestępcę. Może mnie jeszcze za to skażą?
- Wyrokiem sądu i wcześniejszą postawą policji oraz prokuratury jestem wręcz załamana - mówi Barbara Kołodzińska. - Te instytucje z ofiary tego wypadku zrobiły ze mnie niemal przestępcę. Może mnie jeszcze za to skażą?
Suwałki. Jestem cieniem tej osoby, którą byłam przed wypadkiem - opowiada Barbara Kołodzińska, suwalska pielęgniarka.

- Często miewam zawroty, nieustannie boli mnie głowa. Mam tam zresztą implant. Z tego powodu nigdy już nie będę mogła być badana przy pomocy elektronicznych urządzeń, takich jak choćby tomograf komputerowy.

Tymczasem, na zakończenie procesu sędzia oznajmiła oskarżonemu, że jest niewinny.

- Pan tyle przecierpiał - miała powiedzieć.

- A ja? - wtrąciła nieśmiało Kołodzińska, ale konkretnej odpowiedzi nie otrzymała.
Z tak kuriozalną sprawę rzadko ma się do czynienia. Sąd uznał bowiem, że przejście dla pieszych, to nie miejsce, gdzie bezpiecznie można pokonać jezdnię, a samochód jest wręcz tam ważniejszy od człowieka.

Pani jest winna!

To był styczniowy poranek 2007 roku. Barbara Kołodzińska szła do pracy w szpitalu. Weszła na przejście.

- Chwilę wcześniej przejechał jakiś samochód - opowiada. - Innych nie było.
Kiedy była już na jezdni, poczuła uderzenie. Przeleciała parę metrów i upadła na ziemię. Uderzyła głową o nawierzchnię, zalała się krwią.

- Słyszałam wyraźnie, jak kierowca tego samochodu gdzieś telefonował - opowiada. - "Cześć, przyjedź do wypadku, potrąciłem kobietę" - mówił.

Tego wątku - znajomości kierowcy, Edmunda S. w suwalskiej policji nikt nigdy dokładnie nie sprawdził. W rozmowie z nami S., pracujący jako ochroniarz, zapewniał, że żadnych znajomości w policji nie ma.

Kołodzińska opowiada, że kilka godzin po zdarzeniu w szpitalu pojawił się policjant.
- Zakomunikował mi od razu, bez zapytania o cokolwiek, że będę odpowiadać za nagłe wtargnięcie na jezdnię.

Ta wersja obowiązywała przez wiele miesięcy. Dwukrotnie prokuratura umarzała śledztwo w tej sprawie. Jeden z biegłych napisał "bardzo precyzyjnie", że "możliwa była sytuacja, że kierujący nie miał możliwości uniknięcia potrącenia pieszej".

Inny stwierdził, iż samochód powinien, jeśli przyjąć zeznania kierowcy, że jechał 20 km na godz., a Kołodzińska "wbiegła na pasy", gdy auto było 10 metrów przed przejściem za prawdziwe, zatrzymać się po siedmiu metrach. Niczyich wątpliwości to jednak nie wzbudziło.

Sprawa została wznowiona dopiero wówczas, gdy pojawił się nowy świadek. Twierdził on, że widział wypadek, kobieta wcale nie wtargnęła na jezdnię, a auto przed przejściem w ogóle nie hamowało. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że ten mężczyzna dzwonił zaraz po zdarzeniu na komendę policji w Suwałkach. Jego dane zostały więc zarejestrowane. Ale wzywany nigdy wcześniej nie był. Powód?

Jak tłumaczył nam Krzysztof Kapusta, oficer prasowy suwalskiej policji, było już wielu innych świadków. Później okazało się, że niekoniecznie.

Ruszała ustami

Na podstawie nowych zeznań, w listopadzie ubiegłego roku, prokuratura sporządziła w końcu akt oskarżenia. Zarzuciła Edmundowi S., że nie zachował wystarczającej ostrożności prowadząc samochód. Proces ciągnął się wiele miesięcy.

Niemal od początku Barbara Kołodzińska miała wątpliwości dotyczące tego, czy sędzia jest bezstronna. "Na jednej z rozpraw zareagowała na moją wypowiedź podniesionym tonem: pani nie ma już tu nic do powiedzenia i nie ma prawa odzywać się do końca rozprawy. Chciała pani sądu, to zobaczy, co to znaczy sąd" - taki cytat Kołodzińska zawarła w skardze do prezesa suwalskiej Temidy. Ten jednak skargę oddalił.

Z suwalskimi sędziami można rozmawiać jedynie za pośrednictwem rzecznika prasowego. Jacek Przygucki mówi, że sprawy nie zna. Zaleca jednak daleko idącą powściągliwość w formułowaniu jednoznacznych ocen. - Bo bardzo często są one nieobiektywne - wyjaśnia.

Parę tygodni temu Edmund S. został uniewinniony. Sąd uznał, że Kołodzińska wtargnęła na jezdnię. Przed wejściem na nią poruszała ustami. Choć to, zdaniem sądu, było z zimna, kierowca mógł uznać, że kobieta z kimś rozmawia i na pasy nie wejdzie. Zeznania świadka, który obciążał oskarżonego odrzucono. Bo "nieprecyzyjnie zarejestrował przebieg zdarzeń".

Zdaniem sądu, w tej sprawie było wiele wątpliwości. A w takim przypadku rozstrzyga się je na korzyść oskarżonego.

Zarówno poszkodowana, jak i prokurator złożyli apelacje od tego wyroku. Sprawa wkrótce wróci na wokandę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna