Dorota Grądziel w końcu ubiegłego tygodnia przyszła wraz z mężem na komisariat policji na ul. Upalnej w Białymstoku. Była w zaawansowanej ciąży, ale porodu się nie spodziewała. Do rozwiązania brakowało jeszcze sześciu tygodni i nic nie wskazywało na to, że miałoby się odbyć wcześniej. Stało się jednak inaczej.
Kobieta przyszła na komisariat w sprawie swojej starszej córki, która narozrabiała w szkole. Podczas rozmowy z policjantami zdenerwowała się. Poczuła skurcze i przestraszyła się. Zaczęła krzyczeć, że zaczął się poród. - Myślałam, że zdążę urodzić w szpitalu - mówiła 37-latka.
Pępowinę odcięła policjantka
Do wijącej się w bólach kobiety podbiegły dwie policjantki. Podały wodę i otoczyły opieką.
- Koledzy wezwali pogotowie, a my chciałyśmy jej udzielić pierwszej pomocy - relacjonowała 27-letnia posterunkowa Ewa Pawłowska.
Szybko jednak okazało się, że na tym się nie skończy. Skurcze u ciężarnej stały się
coraz intensywniejsze. Policjantki nie tracąc zimnej krwi przystąpiły więc do akcji. - Musiałyśmy zdjąć jej spodnie, a wtedy okazało się, że poród jest już zaawansowany - opowiada 25-letnia Aniela Kurzyna, która ukończyła szkołę ratownictwa medycznego. - Dosłownie po kilkunastu minutach było po wszystkim.
Na świat przyszła dziewczynka
Chwilę potem przyjechało pogotowie, a Aniela Kurzyna w asyście ratowników odcięła dziecku pępowinę. Obie, mama i córka trafiły niedługo potem do szpitala. - Jestem bardzo wdzięczna policjantkom, że tak wspaniale się mną zajęły - mówiła pani Dorota. - Bardzo się bałam o dziecko, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
Mama wyszła już ze szpitala, ale noworodek spędzi tam jeszcze trochę czasu z uwagi na to, że był wcześniakiem. Dziewczynkę lekarze umieścili w inkubatorze. Jej stan był zadziwiająco dobry, jak na warunki, w jakich przyszła na świat. Maluch rozwija się prawidłowo, a w jego organizmie nie doszło do żadnych infekcji. Dziecko miało dużo szczęścia.
Porody odbywają się nawet w toalecie
- Gdyby pani Dorota była w pierwszej ciąży, mogłoby się to źle skończyć - mówi położna Bożena Brzezowska. - Na pewno wszystko trwałoby dużo dłużej. Nie mówiąc już o szoku, jaki przeżyłaby kobieta rodząc na komisariacie.
Dziewczynka jest siódmym dzieckiem pani Doroty. W tym, że nic jej się nie stało, spora jest zasługa policjantek, szczególnie Anieli Kurzyny. Funkcjonariuszka zrobiła wszystko, co trzeba. Wzięła dziecko na ręce, opukała i sprawdziła, czy zachowuje wszystkie czynności życiowe.
- To było niesamowite - wyznaje. - Sądziłam, że w policji będę ścigać przestępców, a nie odbierać porody.
Policjantki za swoją postawę otrzymały od swoich przełożonych nagrodę. Dziewczynka zaś, której pomogły przyjść na świat, imię po jednej z nich - Aniela. Ma też zagwarantowana pracę w policji.
To jednak nie jedyny poród w nietypowych warunkach, z jakim mieli do czynienia lekarze.
- Pamiętam sytuację, kiedy przywieziono do nas kobietę i dziecko, które urodziła właściwie na ulicy - opowiada Danuta Cynkier, ordynator oddziału neonatologii w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym im. J. Śniadeckiego w Białymstoku.
Ciężarna wyszła na spacer ul. Parkową. W pewnej chwili poczuła silne bóle porodowe. Wezwała karetkę, ale zanim pomoc przybyła, dziecko przyszło na świat. Kobieta urodziła w spodniach, a noworodek nie ważył nawet kilograma. Maluch długo nabierał sił, na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
Szczęśliwe zakończenie miał także poród, który odbył się w ... toalecie.
- Kobieta poszła załatwić swoje potrzeby fizjologiczne i w tym momencie zaczęły się skurcze - mówi pani ordynator. - Kiedy przyjechała karetka, było już po wszystkim. Dziecko urodziło się zdrowe. Oczywiście w takich sytuacjach łatwiej jest kobietom, które już rodziły, bo ich organizm jest lepiej przygotowany.
Może rodzić tam, gdzie chce
- Nie widzę w tym niczego niezwykłego - mówi o porodach poza szpitalem dr Małgorzata Kamińska, ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego w szpitalu w Sokółce. - Dziecko nie czeka na przyjazd do szpitala. Kobieta w zaawansowanej ciąży ma prawo urodzić tam, gdzie jest. Choćby na pokładzie lecącego samolotu.
Albo w samochodzie. Na przykład Zuzia przyszła na świat w "maluchu".
Zdarzyło się to w ubiegłym roku na wiadukcie Dąbrowskiego w Białymstoku. Mama dziewczynki była tego dnia w szpitalu z objawami zaczynającego się porodu. Po trzech godzinach na izbie przyjęć została jednak odesłana do domu, z informacją, że do porodu jeszcze daleko. Kiedy jednak kobieta wróciła do mieszkania, dziecko dało o sobie znać z całą mocą. Dziewczynka urodziła się w samochodzie w drodze powrotnej do szpitala. Mamę i córkę zabrała potem karetka.
- Zdarzało mi się jeździć do porodu w pociągu, czy w sklepie, bo kobieta poszła tam sądząc, że jeszcze zdąży zrobić zakupy - wylicza ordynator Kamińska. - Nigdzie nie jest napisane, że ciężarna musi rodzić w szpitalu w pozycji leżącej. Może to zrobić w każdym innym miejscu, jeśli jej tak wygodnie. Kobieta, która już rodziła, na pewno sobie poradzi nawet w nietypowych okolicznościach, bo wie, co się dzieje. Wystarczy jej nie przeszkadzać i stworzyć w miarę intymne warunki.
Zdaniem pani doktor, wszystko skończy się dobrze pod warunkiem, że poród przebiega prawidłowo, a dziecka nie dopadnie jakaś infekcja.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?