Anna S. miała 39 lat. Na co dzień zajmowała się wydawaniem obiadów za stosowną opłatą. Ale całe przedwojenne Suwałki wiedziały, iż trudni się również nielegalną akuszerką, a raczej jej najgorszą odmianą, czyli usuwaniem ciąży. Miała wiele klientek.
Chciała 20 złotych, zeszła do dziesięciu
W styczniu 1934 roku Maria Gryszpan zaszła w ciążę. Ponieważ była panną i miała już jedno dziecko, ojciec zaś nie chciał jej pomóc, postanowiła spędzić płód.
Dowiedziała się, że trudni się tym pani S., która zamieszkuje na górce w domu numer 6 przy ulicy 3-go Maja.
Przyszła do niej na początku marca. Po krótkich negocjacjach S. zgodziła się na przeprowadzenie "operacji". Zażądała za to najpierw 20 złotych. Po kilku minutach targu zeszła jednak do 10 złotych, obiecując wywołanie poronienia.
Za pomocą między innymi gumowej rurki oraz paru innych sprzętów usiłowała przeprowadzić poronienie. Ponieważ to nie poskutkowało od razu, ponowne zabiegi przeprowadzała przez trzy kolejne dni. Kobiecie podawała dodatkowo różne płyny do picia, na przykład wodę z jodyną i ze sporyszem.
Półtora roku więzienia
Ostatni zabieg wywołał krwawienie i poronienie. Maria Gryszpan rozchorowała się jednak i przez dwa tygodnie nie ruszała się z łóżka. Wyglądała na ciężko chorą.
Zaniepokojeni sąsiedzi wezwali w końcu lekarza. Nic to nie dało. Po kilku dniach kobieta zmarła w szpitalu.
Z lekarskiej ekspertyzy wynikało, że powodem śmierci było silne zakażenie krwi wywołane niewłaściwym i nieumiejętnym zabiegiem spędzenia płodu.
Oskarżona Anna S. nie kwestionowała tych ustaleń. Twierdziła jedynie, że wszystko czyniła za zgodą pokrzywdzonej. Została skazana za to na karę 1,5 roku więzienia.
Nie pierwszy raz i, niestety, nie ostatni
To jednak nie wszystko. Oskarżona przyznała się, iż kilka lat wcześniej za taki sam czyn została skazana na rok więzienia, z czego odsiedziała 9 miesięcy. Mimo tego nie zaniechała swojego procederu.
W dodatku, oczekując na rozpoznanie apelacji od wyroku w sprawie Marii Gryszpan, nie próżnowała i w listopadzie 1934 roku dokonała jeszcze jednego "zabiegu". Tym razem na 24-letniej żonie suwalskiego stolarza - Wiktorii Żuk. Również u niej usiłowała wywołać poronienie swoim sposobem.
"Zabieg" spowodował proces ropno-gnilny, zapalenie jamy otrzewnej, zakażenie krwi, co doprowadziło do śmierci kobiety. Nie pomogło przewiezienie jej do szpitala.
Dzień przed zgonem swojej matce oraz ordynatorowi z suwalskiej szpitala - Miłaszowiczowi kobieta przyznała się do pobytu u pani S.
Potwierdziła, że to ona, określonymi metodami, wywołała poronienie. Wszystko opisała w szczegółach.
Z czegoś musiałam przecież się utrzymać
Oskarżona, która tym razem została doprowadzona już z aresztu (po decyzji sędziego śledczego), przyznała się. Stwierdziła przy tym, że jest biedną i bezbronną wdową, jakoś musiała więc zarabiać na utrzymanie siebie i dziecka. Dodała również, że od Wiktorii Żuk wzięła "raptem" 15 złotych.
Wyrok trzech lat pozbawienia wolności nie spotkał się z apelacją ze strony oskarżonej. Później, jak wynika z akt sądowych, kilkakrotnie składała prośby o ułaskawienie. Były one jednak załatwiane negatywnie.
W myśl dokumentów sądowych, koniec kary miał przypaść na 18 lipca 1939 roku. Anna S. wyszła więc, najprawdopodobniej, na wolność. Czy dalej trudniła się niechlubnym procederem, nie wiadomo.
Nazwiska pokrzywdzonych zostały zmienione. Opracowano na podstawie akt sądowych, znajdujących się w Archiwum Państwowym w Suwałkach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?