Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<B>Żeby zdać ten egzamin</B>

Agnieszka Szakiel
Zbyszek i Dawid, 19-latkowie z Białegostoku, przygotowują się do wypłynięcia na wodę
Zbyszek i Dawid, 19-latkowie z Białegostoku, przygotowują się do wypłynięcia na wodę A.Szakiel
Młodzi chłopcy, uczniowie gimnazjum, szkół średnich, studenci. Spotkali się na kursie szkoleniowym w Rajgrodzie, by zdobyć patent żeglarza jachtowego. Ich pasją jest woda, ale łączy ich coś jeszcze... są przykuci do wózka inwalidzkiego. Tydzień temu zdali egzamin przed samymi sobą - zdobyli patenty żeglarskie.

Chłopcy spędzili dwa tygodnie w Yacht Clubie "Arcus" w Rajgrodzie. Całe dnie przebywali na wodzie. Wieczory mijały im na przyswajaniu teorii z zakresu żeglowania, manewrowania i przepisów wodnych.
Pokonali samych siebie - jedni przełamali strach przed wodą, inni zdobyli to, o czym marzyli - patent żeglarza jachtowego. Chłopcy, pomimo losu, który ich skrzywdził, nie użalają się nad sobą. Na tyle, na ile mogą - są samodzielni. Na ich twarzach gości uśmiech. Mają w sobie chęć do życia i pokonywania problemów. Podzielili się z Czytelnikami "Współczesnej" częścią swojego życia.
Skok do wody
- Tego dnia nigdy nie zapomnę - opowiada Paweł Kędziora, osiemnastolatek ze Świebodzic k. Wałbrzycha. - Miałem wówczas 16 lat. Poszliśmy z kolegami nad pobliski staw, kąpać się w innym miejscu niż dotychczas chodziliśmy. Skoczyłem pierwszy. Nie zastanawiałem się nad głębokością wody - mówi Paweł.
W jego oczach widzę łzy. Paweł już nie wypłynął. Z wody wyciągnął go kolega.
- Byłem przytomny, wiedziałem, co się ze mną dzieje, wiedziałem, że jestem sparaliżowany od klatki piersiowej w dół. Nie czułem nóg ani rąk - wspomina.
Gdyby można było cofnąć czas...
- Jakbym wiedział, że tak będzie, nie poszedłbym nad ten staw - mówi Paweł. - Nudziliśmy się i dlatego tam poszliśmy. Ale nie ma co "gdybać" - tak miało być - dodaje chłopiec.
Dochodził do siebie półtora roku, pracował nad swoją psychiką. Woda kojarzyła mu się z jednym - z jego tragedią.
- Teraz panuję nad sytuacją. Staram się pokonać blokadę, która jest w mojej głowie. Pływam łodzią po wielkich jeziorach i uważam to za swój sukces - mówi chłopiec.
Szczęście w nieszczęściu
- Po moim nieszczęsnym skoku do wody poznałem bardzo dużo osób, które są w o wiele gorszym stanie niż ja. Ja mogę ruszać rękami. Sam się kąpię, sam się ubieram, przygotowuję jedzenie. Cieszę się, że mam siłę w rękach. Mogę mówić o szczęściu w nieszczęściu - mówi Paweł. - A początki są zawsze trudne. Byłem zależny od drugiej osoby, byłem żywą roślinką, która nic nie potrafi, nie może nic zrobić, jednak z czasem nauczyłem się normalnie funkcjonować. Bardzo dużo zawdzięczam mojemu przyjacielowi - Darkowi z Wrocławia, który pokazał mi, że można i trzeba żyć - Paweł mówiąc to z trudem ukrywa łzy.
Jego życie zmieniło się o 180 stopni. Życie dzieli na przed i po wypadku. Przed wypadkiem był chłopcem, jakich wielu. Jego ulubionym zajęciem była gra w piłkę nożną, w koszykówkę. Teraz jest inaczej. Popołudnia spędza ze znajomymi, wieczory upływają na rozmowach niedokończonych. Teraz, wspólnie z osobami o takim samym stopniu niepełnosprawności gra w "tetra rugby". Zasady tej gry są podobne do piłki nożnej, z tą tylko różnicą, że z piłką trzeba wjechać do bramki.
- Będąc osobą pełnosprawną, nie zastanawiałem się nad tym, jak to jest nie móc chodzić, mieć ograniczoną władzę w rękach. Zupełnie nie interesowało mnie funkcjonowanie osoby niepełnosprawnej. Teraz już wiem jak to jest. Każdy krawężnik, każdy próg, każdy schodek jest dla mnie przeszkodą.
Błąd lekarski
- Jeżdżę na wózku od 6 lat. Stało się to z powodu błędu lekarskiego - mówi Tomek Biedrzycki, dwudziestopięciolatek z Białegostoku. - Kiedy usiadłem na wózek, wszędzie widziałem problemy. Chyba nawet sam je tworzyłem. Odizolowałem się od ludzi. Wydaje mi się, że każda osoba niepełnosprawna boi się wyjść do ludzi. Myśli, że jest gorsza od innych. Z czasem zauważyłem, że ta droga nie jest dobra. Zacząłem przełamywać swój strach i wychodzić do ludzi. Na studiach byłem jedyną osobą, która porusza się na wózku.
Tomek pierwszy rok na studiach wspomina jako pasmo trudności związanych z funkcjonowaniem osoby poruszającej się na wózku. Wydział Prawa na Uniwersytecie w Białymstoku nie był przystosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych. Bardzo dużo pomagali mu koledzy z roku i rodzice.
Sposób na życie
- Moje motto życiowe to "Carpe diem". Chcę robić wszystko, aby kiedyś nie żałować, że miałem okazję a tego nie zrobiłem - mówi Tomek. - Moim największym marzeniem jest... chodzić - dodaje po chwili zastanowienia się.
Zdobyli to, o czym marzyli
Podobnie jak Tomek, również rodzeństwo z Białegostoku - Dawid i Zbyszek - znalazło się na wózku z powodu błędu lekarskiego. Chłopcy mówią, że szybko przyzwyczaili się do wózka. Drażniły ich komentarze i ciekawskie spojrzenia, ale jak mówią - to minęło. Starają się nie brać do siebie wszystkiego, co usłyszą.
Chłopcy aktywnie spędzają czas: wspólna gra w koszykówkę, spotkania ze znajomymi, z dziewczynami.
"Żyć pełnią życia" - to ich sposób na życie. A wszystkim, którzy są przykuci do wózka mówią, żeby nie załamywali się, bo życie to piękny dar i nie wolno go zmarnować.
Sobota była wielkim dniem dla Tomka, Zbyszka i Dawida. Od rana byli zdenerwowani. Próbowali się rozluźnić, żartowali jak zawsze, ale twarze ich były skupione. Widać było, że myślami są gdzieś daleko. O 11.00 rozpoczął się egzamin. Wiatr im sprzyjał. Musieli dowieść egzaminatorom, że przez dwa tygodnie kursu opanowali teorię i praktykę, że zdobyli umiejętność prowadzenia łodzi. Nie trzeba było zadawać pytania: "jak poszło?", gdyż ich miny zdradzały wszystko. Wrócili na brzeg uśmiechnięci, zadowoleni. Emocje opadły. Egzamin nie okazał się wcale taki trudny.
- Manewry, takie jak podejście do człowieka i podejście do boi zostały wykonane nawet lepiej niż na próbach - mówi Zbyszek.
- Wiatr nam pokrzyżował trochę szyki. Jak wypływaliśmy, wiał szybciej, później było prawie bezwietrznie, a żeglarze tego nie lubią... - dodaje Dawid.
Po kilku dniach rozmawiam z Tomkiem, który stwierdza w jednym zdaniu:
- Żałuję, że tak szybko skończył się nasz obóz. Trzeba wracać do rzeczywistości. Mam nadzieję, że spotkamy się tu za rok - dodaje.
***
Doradcą tegorocznego projektu "Z wiatrem pod wiatr" był Marcin Lasota. Wzięły w nim udział osoby niepełnosprawne. Projekt jest całoroczny. Latem obejmuje zajęcia teoretyczne i praktyczne (na wodzie), zimą uczestnicy zajmują się tworzeniem stron internetowych oraz pozyskiwaniem sponsorów.
- Był to kurs typowo żeglarski. Uczestnicy przebrnęli przez normalny typ szkolenia - teorię i praktykę. Cieszę się, że wszyscy podeszli do kursu poważnie i solidnie. Widać, że chcą pływać. Móc przystąpić do egzaminu na patent żeglarski i zdać ten egzamin to wspaniała sprawa - mówi Marcin Lasota.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna