Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bój o pole. Aż łzy się leją.

Urszula Szewczyk [email protected]
To było nasze źródło utrzymania - załamuje ręce Edward Koc.
To było nasze źródło utrzymania - załamuje ręce Edward Koc.
- Rakowscy zniszczyli nam plony! - załamuje ręce Edward Koc. - To było nasze źródło utrzymania... - Gdzie tu sprawiedliwość? To my jesteśmy pokrzywdzeni! - odpowiada Rakowski.

Miłkowice Stawki to niewielka miejscowość obok Siemiatycz. To tam 20 maja państwo Rakowscy zniszczyli plony rodziny Koców. Zniszczyli je, bo Kocowie uprawiali je na... ich ziemi. Brzmi niewiarygodnie, ale... Zacznijmy od początku.

Rakowscy kupili sporną ziemię trzy lata temu, od pana Adama. Ten z kolei kupił ją wcześniej od rodziny Koców. Problem w tym, że Edward Koc mówi, że kiedy przekazywał ziemię, nie wiedział, że podpisuje akt sprzedaży. Myślał, że chodzi tylko o dzierżawę.

Kiedy przyjechaliśmy do domu Koców w Miłkowicach, czekała na nas cała rodzina i sąsiedzi. Wszyscy gotowi, by opowiedzieć o tragedii, jak się tej biednej rodzinie przydarzyła.

Bieda aż piszczy

Kiedy wchodzi się do domu Koców, od razu widać, że żyją w skrajnej biedzie. Pokój i kuchnię dzielą z siódemką dzieci. Na blacie leży pół bochenka chleba. Obok stoją dwa łóżka, oddzielone stolikiem. Jednak mimo tej biedy kiedyś było co do garnka włożyć, teraz już nie będzie...

- Mam siedmioro dzieci, a nie mam co im dać jeść - Edward Koc łapie się ze zgryzoty za głowę. A jednocześnie przyznaje, że do tragedii, jaka ich dotknęła, sam się przyczynił.

Dramat Koców rozpoczął się kilkanaście lat temu, w dniu, w którym spłonęła im obora. W odbudowie pomagali im sąsiedzi. Do pomocy przyszedł również pan Adam z sąsiedniej wsi. Edward Koc znał go od szesnastu lat. Po odbudowie obory Adam pomagał Kocom w różnych zajęciach na roli. Często u nich bywał. Ufali mu. W 1996 roku poszli z nim do notariusza, u którego... przepisali na niego 16 hektarów ziemi. Mówią, że za sprzedaż nie dostali żadnych pieniędzy.

- Pan Adam mówił, że my akt dzierżawy, a nie sprzedaży podpisujemy - tłumaczy Edward Koc.
Jak stwierdził biegły sądowy, Kocowie są osobami z lekkim upośledzeniem umysłowym, przez co są podatni na wpływy innych osób. Łatwo nimi manipulować. Jak twierdzą sąsiedzi Koców, Adam wykorzystał to i dlatego zdobył zaufanie tej rodziny.
- Kocowie mi mówili, że Adam chyba im czegoś do kawy dosypywał, bo czuli się inaczej kiedy przestali ją pić - mówi Krzysztof Chendoszka, były radny Rady Miejskiej, który postanowił im pomóc.

Stoi za nimi cała wieś

Za Kocami stoi również cała wieś. Mieszkańcy wsi Miłkowice Stawki i sąsiednich osad złożyli w 2006 roku zawiadomienie do prokuratury. Piszą w nim, że Edward Koc niekorzystnie rozporządzał swoim mieniem przez wywieranie na niego nacisku (...) przez nowego właściciela ziemi Adama. Pod zawiadomieniem podpisało się 67 mieszkańców wsi.

- My jako społeczność lokalna nie możemy się z tym pogodzić - mówi Krzysztof Chendoszka.
- Ja zawsze mówiłem, że Adam ich wykorzystał - mówi jeden z sąsiadów Koców. Kiedy opowiada, jest bardzo wzburzony. Tak jak inni mieszkańcy Miłkowic Stawek jest z Kocami całym sercem. Wszyscy starają się pomóc im jak tylko mogą.

- Ziemia to nasze jedyne utrzymanie - mówi zrozpaczony Edward Koc. - A teraz Rakowscy zniszczyli nam plony. Żona mówi, że już dłużej tak nie wytrzyma i umrze.
Siali na cudzej ziemi

Po sprzedaży ziemi przez Koców rozpoczął się również dramat drugiej rodziny. Państwo Rakowscy kupili od Adama 11 hektarów ziemi należącej uprzednio do Koców.
- Nikt z mieszkańców naszej wsi nie kupował ziemi od Adama, bo wszyscy wiedzieli, jaka by to była krzywda dla Koców - mówi Krzysztof Chendoszka.
- Dla mnie pan Adam był rolnikiem - tłumaczy Rakowski. - Przed zakupem sprawdziłem sytuację prawną ziemi i wszystko było w porządku. Sprawdziłem księgi wieczyste, hipotekę, historię. Ziemia nie była niczym obciążona. Od dziesięciu lat była własnością pana Adama.
Po zakupie ziemi przez Rakowskich Kocowie zasiali tam swoje plony, bo uważali, że sporna ziemia należy do nich.

Tymczasem Rakowscy, jako prawni właściciele, zaczęli domagać się możliwości korzystania ze swojej własności. Skierowali więc do sądu sprawę przeciwko Kocom o wydanie zakupionych gruntów
- Wielokrotnie wysyłałem pismo do Koca, aby opuścił naszą ziemię - mówi Rakowski. - Wziąłem na nią duży kredyt, który muszę spłacać. Płaciłem podatki na tę ziemię i nie miałem z tego żadnych korzyści. Nawet dopłat na kupioną ziemię nie mogłem pobierać. To ja jestem pokrzywdzony - mówi zdenerwowany. - Jestem właścicielem, a nie mogę korzystać ze swojej ziemi.

Gdy Edward Koc zrozumiał, co się dzieje, z pomocą Krzysztofa Chendoszki skierował do sądu sprawę o unieważnienie aktów notarialnych ze sprzedaży ziemi. Sprawa dalej się toczy.
Niedawno zapadł jednak wyrok w sprawie o opuszczenie gruntów przez Koców. Sąd nakazał im opuszczenie spornej ziemi. Sprawa została jednak zawieszona ze względu na toczący się proces o unieważnienie aktów notarialnych. Rakowscy po wyroku sądu uznali jednak, że mogą ją w końcu użytkować.

Jak opowiadają świadkowie zdarzenia, 20 maja państwo Rakowscy przyjechali w towarzystwie czterech mężczyzn ubranych w koszulki z napisem "ochrona" na zakupione przez siebie grunty i zaczęli niszczyć plony państwa Koców.

- Zauważył to sołtys wsi Miłkowice Stawki Stanisław Kosiński, sąsiad państwa Koców - opowiada Krzysztof Chendoszka. - Od razu pobiegł do Koców, aby powiedzieć im, co się dzieje. Zadzwonił też do mnie i kuratora Koców - Jerzego Borkułaka, który poradził, aby wezwać policję.

Po telefonie Krzysztof Chendoszka zadzwonił na policję, zebrał mieszkańców, aby byli świadkowie.
- Kiedy na miejsce przyjechała policja, Rakowscy dalej opryskiwali pola, a policja przyglądała się zdarzeniu - mówi Krzysztof Chendoszka - Nie zrobiła nic, aby to przerwać.
Zebrani świadkowie prosili policjantów, aby przerwali opryski, zabezpieczyli ciecz i pojazd, którym

Rakowscy opryskują pola.

Kiedy Edward Koc mówi o tym, co się wydarzyło 20 maja, cały się trzęsie.
- Oni zniszczyli nam plony - mówi załamany i rozkłada ręce. - One były na sprzedaż. To moje źródło utrzymania. Ja mam siedmioro dzieci. Ja robiłem z synem na tej ziemi tyle lat...

Rakowski wyjaśnia, że 20 maja chciał przygotować swoją ziemię pod uprawę łubinu. Jak mówi, gdyby nie zaczął w końcu korzystać ze swojej ziemi, za dwa lata przyszedłby do niego komornik.
Do Komendy Powiatowej Policji w Siemiatyczach zostało złożone zawiadomienie o przestępstwie. Krzysztof Chendoszka zarzucał policjantom niedopełnienie obowiązków.

- Nie wyobrażam sobie, jak policjanci mogli inaczej zareagować - mówi Wojciech Sawicki z siemiatyckiej Policji. - Jak można podjąć czynności w stosunku do osoby, która dokonuje zabiegów gospodarczych na własnym polu?

Prokuratura Rejonowa w Siemiatyczach wszczęła śledztwo o niedopełnienie przez policjantów obowiązków, które niedługo potem zostało umorzone. Sprawa o unieważnienie aktów sprzedaży gruntów przez Koca panu Adamowi dalej się toczy. Rakowscy mówią, że zamierzają uprawiać plony na swojej ziemi, jak prawowici właściciele.

Imiona i nazwiska niektórych bohaterów tekstu zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna