Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dłużej nie da się tak żyć

Tomasz Kubaszewski [email protected]
Dom Marka Kubasa od międzynarodowej drogi dzieli raptem wąski chodnik. – Tiry jeżdżą tędy dzień i noc – mówi. – Czasami odnoszę wrażenie, że przejeżdżają przez nasze mieszkanie. Skutki są zresztą niewiele mniejsze.
Dom Marka Kubasa od międzynarodowej drogi dzieli raptem wąski chodnik. – Tiry jeżdżą tędy dzień i noc – mówi. – Czasami odnoszę wrażenie, że przejeżdżają przez nasze mieszkanie. Skutki są zresztą niewiele mniejsze. T. Kubaszewski
Jak przejeżdżają tiry, to nawet telewizor przestaje normalnie działać. Szklanki brzęczą, sufity pękają. - Zostaliśmy skazani na wręcz niewyobrażalną gehennę - mówi Marek Kubas, którego dom leży parę metrów od międzynarodowej drogi. - Tak dalej żyć się nie da.

Suwalczanie nie mają wątpliwości, że obwodnica ich miasta jest w tej chwili najważniejszą sprawą do załatwienia w całym województwie podlaskim. Tymczasem oprócz władz miasta oraz pochodzącej z Suwałk posłanki PO Bożeny Kamińskiej, nikt o to nie zabiega. Drugie pod względem liczby mieszkańców miasto w woj. podlaskim zostało zostawione samo sobie.

Z tego, że droga S19, prowadząca z Kuźnicy przez Białystok na południe kraju nie będzie budowana, regionalne władze SLD zrobiły niedawno wielkie halo i uznały ten fakt za "śmierć cywilizacyjną" tej części Polski. Ale w sprawie S61, czyli drogi Via Baltica, której częścią ma być suwalska obwodnica, nikt w stolicy regionu halo nie robi. A znaczenie obu dróg jest nieporównywalne. Brak S61 to rzeczywista, a nie wydumana śmierć cywilizacyjna Suwałk i najbliższych okolic.

Urzędnicy powinni tu spędzić choćby jedną noc
Państwo Kubasowie mieszkają przy ulicy Utrata w Suwałkach. Ciąg jednorodzinnych domów dzieli od jezdni tylko wąski chodnik.

- Kiedyś była to niewielka droga, którą mało kto jeździł - opowiadają.
Problem zaczął się w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. W Budzisku, ponad 20 kilometrów od Suwałk, otwarto polsko-litewskie przejście graniczne. Nikt zawczasu nie pomyślał, którędy coraz liczniejsze tiry mają jeździć. Wiadomo było jedynie, że innej drogi niż przez Suwałki nie ma. Najpierw ciężkie samochody jeździły nawet zabytkową ulicą Kościuszki. Od drgań stare kamieniczki zaczęły się sypać. Do dzisiaj niektóre z nich noszą ślady tamtego okresu.

Suwalskie władze zaczęły szukać innego rozwiązania. Zapadła decyzja o budowie nowej drogi - przedłużenie Utraty. Cały ruch został skierowany na ciąg Pułaskiego - Podhorskiego - Utrata. Oznacza to, że tiry przejeżdżają przez środek dwóch potężnych osiedli bloków wielorodzinnych oraz w pobliżu domów prywatnych.

- Doskonale pamiętam, jak tę drogę otwierano - mówi Marek Kubas. - Wszyscy zgodnie zapewniali, że to tylko rozwiązanie tymczasowe i w dającej się przewidzieć perspektywie powstanie obwodnica miasta z prawdziwego zdarzenia. Uwierzyliśmy w to i nie protestowaliśmy. Zresztą, w tamtych czasach ruch nie był aż tak duży.

Z roku na rok jednak przez Suwałki przejeżdżało coraz więcej tirów. Liczba ta zaczęła jeszcze bardziej rosnąć po wejściu Polski do Unii Europejskiej i likwidacji granicy z Litwą. Wyremontowana wcześniej za duże pieniądze ulica Utrata stosunkowo szybko zaczęła się sypać. Pojawiły się pęknięcia oraz koleiny. Fuszerka budowlana? Nie. Urzędnicy po prostu nie przewidzieli aż takiego nasilenia ruchu i ustalili zbyt słabe parametry drogi. No bo przecież, któż mógł przypuszczać... .

Dzisiaj przez Suwałki przejeżdża dziennie blisko 6 tysięcy ciężkich pojazdów. W całym ruchu drogowym stanowią one 47 proc. uczestników. Takiego wskaźnika nie ma żadne inne miasto nie tylko w woj. podlaskim (włącznie z Augustowem, gdzie budowa obwodnicy zacznie się lada dzień), ale też w całej Polsce wschodniej. Dane z tych ośrodków, gdzie drogi obwodowe już powstały, albo zaczną powstawać w najbliższym czasie, też mają się nijak do sytuacji panującej w Suwałkach. W Gołdapi piękna droga straszy pustkami. Obwodnice Ełku i Olecka też nigdy nie doczekają się aż tak dużego ruchu. Wkrótce ma zacząć się budowa trasy okalającej Bargłów Kościelny. Przeciwko temu protestują nawet mieszkańcy tego rejonu. Bo żaden większy ruch nie będzie się tam odbywał.

- Makabra! - podsumowują swoje doświadczenia związane z gigantycznym ruchem lokatorzy domów znajdujących się w Suwałkach blisko trasy. - W mieszkaniach, szczególnie tych, które znajdują się na piętrze, wszystko się trzęsie. Niedługo herbata zacznie się pewnie wylewać ze szklanek.

Kilka lat temu lokatorzy bloków walczyli nawet o ekrany dźwiękochłonne między drogą a ich budynkami. I choć urzędnicy przyznawali, że takie instalacje są niezbędne, żadna decyzja nie zapadła. Bo tiry rychło miały z miasta zniknąć. Ekrany stałyby się więc zupełnie bezużyteczne.
Państwo Kubasowie swoje mieszkanie remontują niemal non-stop. Pękają ściany oraz sufity.
- Kończymy jeden remont i trzeba zaczynać następny - opowiadają. - Wpakowaliśmy w to już mnóstwo pieniędzy.

Pan Marek chciał w tym roku położyć na podłodze panele. - Od tych drgań wszystko zaczęło się rozłazić - opowiada. - Uznałem więc, że ta inwestycja nie ma najmniejszego sensu.
Najgorzej jest w nocy. Czasami oka zmrużyć nie można. Tir jedzie za tirem. Hamują z piskiem opon przed sygnalizatorami świetlnymi, wjeżdżają w zbyt nisko usytuowane studzienki kanalizacyjne.

- Ci, którzy decydują o budowie dróg powinni spędzić w naszym domu choć jedną noc - proponują Kubasowie. - Wtedy zrozumieliby, o co tutaj tak naprawdę chodzi.
Prezydent szuka sojuszników poza Polską

Ktoś wyliczył, że starania suwalczan o budowę obwodnicy trwają już 30 lat. Znaczna część tego czasu została jednak zmarnowana. Bo powstawały różne koncepcje, ale konkretnych rozstrzygnięć nie było. Ostateczny przebieg trasy udało się ustalić dopiero w ubiegłym roku.
W 2010 Suwalszczyznę odwiedzili ówczesny wicepremier Grzegorz Schetyna oraz minister infrastruktury Cezary Grabarczyk. Zapewnili, że budowa obwodnicy rozpocznie się, jak tylko zakończone zostaną wszelkie związane z tym sprawy formalne. A te, czyli gotowy projekt drogi, będą sfinalizowane pod koniec tego roku. Budowa mogłaby ruszyć więc na przełomie lat 2014/2015. Tyle, że muszą znaleźć się na to pieniądze. Na 13-kilometrową, dwujezdniową trasę potrzeba około 500 milionów złotych.

Suwalczanie wierzyli w zapewnienia władz aż do późnej jesieni ubiegłego roku. Wtedy jedna z ogólnopolskich gazet ujawniła listę planowanych inwestycji drogowych do 2020. Na liście priorytetowej nie ma ani trasy Via Baltica, ani obwodnicy Suwałk.

Prezydent miasta próbował tę informację zweryfikować. Spotkał się ostatecznie z ministrem transportu Sławomirem Nowakiem. Ten pozbawił prezydenta wszelkich złudzeń. Bo w kraju są ważniejsze inwestycje. Środków na budowę dróg w ogóle zbyt wiele nie będzie. Większość pójdzie na kolej. Nie ma więc szans, by obwodnica Suwałk powstała przed 2020 rokiem.
Miejskie władze zaczęły działać. Patronowały powstaniu społecznego komitetu, który zorganizował przemarsz przez miasto międzynarodową drogą. Przez kilka godzin utrudniło to ruch, ale go nie sparaliżowało. Przemarsz centralne media wprawdzie odnotowały, jednak wszyscy dawno już o tym zapomnieli.

Komitet zorganizował też zbiórkę podpisów pod petycją w sprawie jak najszybszej budowy drogi. Poparło ją aż 16 tysięcy ludzi! I choć petycja trafiła m.in. do marszałka Sejmu oraz rządu, na nikim specjalnego wrażenia nie wywarła.

Suwalskie władze nie mają wątpliwości, że takie decyzje we współczesnej Polsce po prostu się załatwia. Jednak nie jak bywało kiedyś, przy pomocy węgorzy i sękaczy, lecz poparcia politycznego. Gdyby nie ono, to malutka Gołdap, której władze są zaprzyjaźnione od kilkudziesięciu lat, czyli czasów ugrupowania o nazwie Kongres Liberalno-Demokratyczny, z samym premierem Donaldem Tuskiem, długo jeszcze czekałaby na swoją obwodnicę.

Prezydent Suwałk próbował zainteresować sprawą działaczy rządzącej partii. Odpowiedziała jedynie suwalczanka Bożena Kamińska. Ta posłem jest raptem od roku i w PO ma bardzo ograniczone możliwości. W sprawie milczy natomiast regionalne kierownictwo partii. Suwalczanie komentują to tak, że czołowym, mieszkającym w Białymstoku działaczom wystarczy, by mieli dobrą drogę do Warszawy. A to akurat wkrótce się ziści. Reszta, jak się wydaje, nie ma specjalnego znaczenia.

W akcie desperacji Czesław Renkiewicz, prezydent Suwałk, zaczął poszukiwać sojuszników poza granicami Polski. Ma spotkać się z unijnym komisarzem do spraw transportu, zachęcić do wspólnych działań władze krajów zainteresowanych jak najszybszą budową trasy Via Baltica, czyli Litwy, Łotwy i Estonii. Jeżeli uda się zdobyć wystarczające poparcie, władze Unii Europejskiej mogą tę inwestycję Polsce po prostu narzucić.

Niech państwo płaci
- Po 2020 roku te nasze domy się najzwyczajniej w świecie rozpadną - mówi Marek Kubas. - Stracimy do reszty nie tylko nerwy, ale też dorobek całego życia.
Suwalczanin nie zamierza się jednak poddawać otaczającej go rzeczywistości.
- Myślę o zbiorowym pozwie mieszkańców przeciwko Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad - mówi. - Bo jak z kasy państwowej trzeba będzie zapłacić duże odszkodowania za zniszczone domy i zszargane zdrowie, to może w końcu ktoś pójdzie po rozum do głowy. Prawnicy twierdzą, że taki zbiorowy pozew miałby w sądzie bardzo duże szanse.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna