Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gęsiarnia była przykrywką. W niewielkiej wsi fałszowali pieniądze i zalali nimi cały kraj

Izabela Krzewska [email protected]
30 miesięcy minęło zanim poszukiwany Eugeniusz S. wpadł w ręce policji. Ukrywał się na poddaszu budynku w Boćkach, w specjalnej skrytce, do której prowadził tajny tunel. Budynek znajdował się na terenie gęsiarni.
30 miesięcy minęło zanim poszukiwany Eugeniusz S. wpadł w ręce policji. Ukrywał się na poddaszu budynku w Boćkach, w specjalnej skrytce, do której prowadził tajny tunel. Budynek znajdował się na terenie gęsiarni.
To był szok, chyba nikt się tego nie spodziewał - przyznaje jeden z mieszkańców.

Boćki to niewielka, licząca ledwie półtora tysiąca mieszkańców wieś w powiecie bielskim. A jednak to właśnie tam policjanci zlikwidowali największą od kilku lat wytwórnię fałszywych pieniędzy. W ręce funkcjonariuszy wpadło ponad pół tysiąca podrobionych banknotów i kompletna linia do ich produkcji. Zatrzymane zostały cztery osoby. Wśród nich właściciel fermy - 64-letni Eugeniusz S., jego żona, synowa oraz 29-letni Roman W. z Białegostoku - przyjaciel rodziny.

- To był szok, chyba nikt się tego nie spodziewał - przyznaje jeden z mieszkańców Bociek. - Owszem S. zdarzało się, że szastał pieniędzmi. W sklepie wyciągał "papugę" setek i płacił. Miał kupę samochodów, mercedes, golf, dwie limuzyny, którymi woził na wesela. Ale ludzie myśleli, że może gęsi sprzedał, to i pieniądze ma.

Przez innych sąsiadów rodzina S. nie była postrzegana jako krezusi, którzy opływają w bogactwo.
- Samochody może i były. Ale nie nowe. Dom też zwyczajna piętrówka. Nie wyróżniali się - dodaje inny.
Po akcji likwidacji wytwórni fałszywek koło Bielska Podlaskiego, śledczy rozesłali list gończy za synem gospodarza, który również, jak podejrzewali, mógł być zamieszany w nielegalny proceder.

Imiennik ojca - 34-letni obecnie Eugeniusz S. - przez 2,5 roku ukrywał się w specjalnie przystosowanej skrytce na poddaszu budynku gospodarczego, w którym trzymane były gęsi. Kompletnie zaskoczonego mężczyznę zatrzymano w maju ub.r i przewieziono do aresztu. Do dziś przebywa w nim czekając na proces. Miał się on rozpocząć w miniony poniedziałek, jednak ze względu na chorobę jednego z obrońców rozprawę odroczono na początek lutego.

Produkcja na masową skalę

Panowie S. to mechanicy samochodowi z wykształcenia, ich przyjaciel Roman to technik elektryk prowadzący własną działalność w branży handlowej. Jak udało im się zbudować przestępcze imperium w środku wsi? Być może odpowiedź na to pytanie uda się znaleźć na sali sądowej.

Spotkają się na niej trzej wymienieni mężczyźni, których oskarżyła Prokuratura Apelacyjna w Białymstoku. Najwyższa kara grozi Romanowi W. Białostoczaninowi zarzucono podrobienie ponad tysiąca polskich i obcych banknotów o wartości przekraczającej 100 tys. zł i blisko 9 tys. euro.
- Czyn zarzucony oskarżonemu Romanowi W. zagrożony jest karą od 5 do 25 lat pozbawienia wolności - informuje sędzia Przemysław Wasilewski, rzecznik Sądu Okręgowego w Białymstoku, dokąd trafił akt oskarżenia w tej sprawie.

To Roman W. bowiem, według prokuratury, zajmował się produkcją falsyfikatów. Doświadczenia nie można mu odmówić. Jeszcze zanim rozkręcił biznes w Boćkach, trafił do aresztu w związku z zarzutami produkcji i dystrybucji fałszywych banknotów. Pieniądze miał produkować w wynajmowanym mieszkaniu w bloku przy ul. Prowiantowej w Białymstoku. Miał komputer, skaner, kilka drukarek i urządzenia do wycinania banknotów. Papier kupował w hurtowni, tonery w zwykłych sklepach, jedynie środki do tworzenia zabezpieczeń widocznych w promieniach UV ściągał z zagranicy.

Wszystko wskazuje na to, że około miesiąca przed początkiem procesu w opisywanej sprawie (październik 2009 r.), Roman W. rozpoczął już współpracę z rodziną S. Młodszy z Eugeniuszy kupił w Bielsku Podlaskim zestaw komputerowy, w tym monitor, klawiaturę, myszkę, drukarkę. Zapłacił gotówką. Sprzęt przewiózł na należącą do jego rodziców gęsią fermę, znajdującą się w budynkach oddalonych o około 100 metrów od drogi prowadzącej z Bociek do miejscowości Jakubowskie. Już następnego dnia Roman W. zmontował sprzęt do produkcji fałszywych banknotów. Wykonał i obrabiał skany banknotów o nominale 100 zł.

Z aktu oskarżenia wynika, że o zaplecze finansowe i techniczne całego przedsięwzięcia dbali Eugeniusz. S. i jego syn. Po przygotowaniu przez Romana W. kolejnych partii fałszywych banknotów zajmowali się również (osobiście lub dzięki przestępczym koneksjom) dystrybucją falsyfikatów w całej Polsce. Nieświadomi niczego ludzie, w których ręce te banknoty wpadły, usiłowali potem płacić nimi w sklepach, za pizzę z dowozem lub wpłacić do banku - tak jak ksiądz jednej z podwarszawskich parafii. Kasjerzy i sklepikarze dostrzegając, że nie mają do czynienia z gotówką z państwowej mennicy, wzywali policję.

Na terenie kraju toczył się już szereg postępowań w celu ustalenia źródła pochodzenia falsyfikatów. Większość z nich kończyła się jednak umorzeniem z powodu niewykrycia sprawcy.
Dopiero po akcji likwidacji wytwórni w Boćkach, okazało się, że podróbki łączą numery seryjne banknotów ujawnionych w gęsiarni S. Według specjalistów zajmujących się zwalczaniem tego typu przestępczości, właśnie stamtąd pochodziło najprawdopodobniej około 92 proc. z 860 fałszywych 200-złotówek ujawnionych w 2009 roku na terenie Polski.

Dzięki zeznaniom świadków, śledczym udało się powiązać transakcje "fałszywkami" z mieszkańcami Bociek w paru przypadkach. Eugeniusz S. "Młodszy" usłyszał 3 zarzuty. Zgodnie z aktem oskarżenia w październiku 2008 r. na targu w Łukowie poprosił kwiaciarkę o rozmienienie banknotu 200-złotowego. Gdy pracodawca kobiety zorientował się w oszustwie, było już za późno.

Rozzuchwalony S. dwa miesiące później zapłacił na rynku w Sokółce fałszywą "setką" za indyka. Na tym samym targu prosił też o rozmienienie 200 złotych pod pretekstem kupna kapusty, czy też 100 kilogramów ziemniaków. Z kolei w kwietniu 2009 r. w sokólskim kiosku usiłował puścić w obieg podrobiony banknot o nominale 200 zł. Chciał kupić za nie papierosy Viceroy i gazetę "Przyjaciółka". Jednak sklepikarz rozpoznał falsyfikat. Wezwał policję i probował zatrzymać Eugeniusza S., ale ten uciekł.

Nieco więcej fałszywych banknotów udało się puścić w obieg Eugeniuszowi "Starszemu". Zdaniem śledczych, było to 900 zł. Rodzic również wybierał targowiska w Sokółce i Łukowie. Terminy pokrywają się z zakupami dokonanymi przez jego syna. Jak ustaliła prokuratura, w obu przypadkach 64-letni dziś mężczyzna prosił sprzedawców o rozmienienie pieniędzy na drobniejsze nominały. Dopiero przy rozliczaniu się z utargu ze swoim pracodawcą, oszukani orientowali się, że mają do czynienia z falsyfikatami.

Jeśli sąd uzna ojca i syna winnych zarzutów, za kratkami mogą spędzić od roku do 10 lat.

Niemal idealne podróbki

Ostatecznie wytwórnia "fałszywek" zakończyła swoją działalność 19 listopada 2009 r. kiedy to funkcjonariusze podlaskiej policji, wsparci przez antyterrorystów, wkroczyli na posesję gospodarstwa w Boćkach, zatrzymując na gorącym uczynku Romana W. oraz ujawniając szereg przedmiotów, dowodów w tej sprawie.

- Po przeszukaniu jednego z budynków policjanci odnaleźli przeszło pół tysiąca fałszywych banknotów - przypomina podinsp. Andrzej Baranowski, rzecznik podlaskiej policji. - Były to gotowe stu- i 200-złotówki oraz banknoty o nominale 50 euro, a także kilkadziesiąt arkuszy papieru z przygotowanymi do rozcięcia wydrukami polskich pieniędzy.

Falsyfikaty odznaczały się wyjątkowym podobieństwem do oryginałów. Miały łudząco podobne do autentycznych cechy zabezpieczające takie jak znak wodny i elementy świecące w promieniach UV. Na falsyfikatach były też imitacje znaków holograficznych i części złotych rozet.

W ręce policjantów wpadła służąca do fałszerstwa kompletna linia produkcyjna, złożona m.in. z komputera, drukarek oraz rozmaitych odczynników chemicznych i przyrządów do cięcia papieru. Zabezpieczone na fermie drobiu przedmioty zostały poddane badaniom przez kilku biegłych różnych specjalności. Wnioski płynące z każdej ekspertyzy jednoznacznie obciążały Romana W. oraz Eugeniusza S., których ślady biologiczne były praktycznie wszędzie.

Żaden nie przyznał się do winy

Tylko ukrywający się wcześniej Eugeniusz "Młodszy" przebywa obecnie w areszcie.
- W stosunku do pozostałych oskarżonych zastosowano jedynie poręczenie majątkowe - dodaje sędzia Wasilewski.

Żaden z oskarżonych nie przyznał się do winy. Młodsi nie chcieli składać wyjaśnień. 64-letni Eugeniusz S. był bardziej rozmowny. Wyjaśnił, że nigdy nie był na rynku w Łukowie, nie miał też nic wspólnego z produkcją falsyfikatów na swej gęsiej fermie oraz nie wprowadzał ich do obiegu.

- Na fermie nie byłem od października 2009 r., a więc odkąd zakończyłem cykl tuczu gęsi. Fermą zajmował się syn. Ja nawet nie miałem kluczy. Nie wiedziałem i nie podejrzewałem W. o podrabianie banknotów - mówił przesłuchiwany przez prokuratora.

Romana poznał w 2004 r. Miał on być świadkiem na ślubie jego córki. Później W. zamawiał u niego limuzynę z okazji różnych uroczystości rodzinnych. Tylko taki charakter - jak twierdził - miała ich znajomość.

Białostocka prokuratura apelacyjna prowadziła też śledztwo przeciwko żonom obu panów S., podejrzanych o udział w podrabianiu pieniędzy lub ich wprowadzaniu do obiegu. Postępowanie zostało jednak umorzone. Śledczy nie znaleźli dowodów na to, że kobiety były faktycznie wtajemniczone w "ciemne interesy" partnerów, które toczyły się praktycznie tuż pod ich nosem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna