MKTG SR - pasek na kartach artykułów

<I>Indianie z Arizony szkolą podlaskich pograniczników</I>

<B>Jolanta Gadek</b>
Odciskasz w ziemi dwa ślady stóp. Jeden ślad zakrywasz pojemnikiem, drugi jest wystawiony na działanie wiatru i słońca. Codziennie zaglądasz pod pojemnik i porównujesz wygląd obu śladów. W ten sposób nauczysz się, jak rozpoznać ślad świeży, a jak wczorajszy czy przedwczorajszy - mówił Brian Nez, Indianin z Arizony podlaskim pogranicznikom.

Brian Nez pochodzi z plemienia Navaho (Navajo). W służbach celnych USA pracuje od 16 lat. Tropienia nauczył go dziadek.
- Mówił mi, że wszystko co żyje, wszystkie stworzenia i rośliny tworzą całość, są częścią Ziemi. Mówił, że są zależne od siebie nawzajem. Człowiek jest częścią przyrody, natury, nie stoi ponad nią - opowiada Indianin.
Ma sześcioro dzieci. Najstarszy syn ma 23 lata, najmłodszy - 16. Mieszka w Ajo, skąd ma 65 mil do pracy. Stara się kultywować tradycje rodzinne i plemienne, dlatego nauczył swoje dzieci tropienia. Aktualnie jego trzech synów pełni służbę w wojsku.
- Brian to bardzo równy gość. Nie wywyższa się, jest sympatyczny i bardzo, bardzo skromny. Podkreśla cały czas, że on również od nas się uczy, nie tylko my od niego - mówią podlascy pogranicznicy uczestniczący w pięciodniowym szkoleniu, które w tym tygodniu odbyło się w Białowieży.
Szkolenie zorganizował rząd USA, stanowi ono część programu realizowanego w 25 krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Trzech Indian z Arizony pełniących służbę w amerykańskiej straży granicznej na granicy z Meksykiem dzieli się swymi umiejętnościami z przedstawicielami pograniczników z innych państw. W szkoleniu w Białowieży uczestniczyło 24 funkcjonariuszy. Wcześniej Indianie byli w Przemyślu, z Białowieży pojadą jeszcze do Kętrzyna, gdzie będą uczyć tropienia funkcjonariuszy z Warmińsko-Mazurskiego Oddziału SG.
Ultimatum wodza
Amerykańsko-meksykańskiej granicy w stanie Arizona strzeże m.in 21-osobowy oddział Shadows volwes (Cienie wilków). Służą w nim Indianie z rezerwatu przylegającego do granicy. Historia tej formacji sięga 1973 roku, kiedy to władze indiańskiego szczepu wyraziły zgodę na objęcie patrolami odcinka granicy biegnącego przez rezerwat. Postawiły jednak jeden warunek - wszystkie etaty w służbach granicznych mają zostać obsadzone przez Indian. Ten postulat został zaakceptowany i Kongres USA wydał stosowną ustawę. Rozpoczął się trudny okres rekrutacji. Początkowo oddział ten liczył zaledwie 7 osób. Jego siedziba znajduje się w miejscowości Sels w Arizonie.
- Pod koniec lat sześćdziesiątych gwałtownie wzrosła ilość narkotyków przemycanych do USA z Meksyku - mówi Jason Garcia z plemienia Ludzie Pustyni. - Przemycano głównie marihuanę i kokainę. Nasilał się też przemyt nielegalnych imigrantów. Rząd postanowił przeciwdziałać temu zjawisku.
Inna sprawa, że biali nie palili się do patrolowania tej akurat granicy. Biegnie ona bowiem przez pustynię...
Indiańscy pogranicznicy przyznają, że ich praca nie należy do najłatwiejszych. Zdarza się, że idą non stop za śladem przez 36 godzin. Mają do dyspozycji konie, samochody i inny sprzęt, ale najczęściej muszą polegać na własnych nogach. Po stronie meksykańskiej również mieszkają Indianie, bywa, że granica rozdziela rodziny - podobnie jak to jest w podlaskich przygranicznych miejscowościach.
Jason Garcia, który w Shadows Volwes służbę pełni od 4,5 roku oraz David Scaut z plemienia Sioux z 7-letnim stażem pracy tropienia nauczyli się... w pracy.
- W naszych rodzinach tradycje plemienne nie były aż tak silne jak w rodzinie Briana - mówią. - Ale Brian i inni koledzy przekazali nam swe umiejętności.
Metody tropienia, które stosują, to najskuteczniejsze sposoby stosowane przez szereg różnych plemion indiańskich zamieszkujących Arizonę.
Wykładzina na butach
- To nie jest tak, że z umiejętnością tropienia człowiek się rodzi - mówi Brian Nez. - To każdy może robić. Trzeba jednak nauczyć się wykorzystywać swoje zmysły. Nie tylko wzrok, lecz także węch. Jeśli się ćwiczy, z daleka można poczuć woń papierosa palonego przez przemytnika, czy dym z ogniska, przy którym siedzi. Trzeba też nauczyć się odbierać sygnały płynące z natury. Jeśli nagle stado ptaków poderwie się do lotu lub z lasu wybiegnie jeleń, to znak, że zostały spłoszone przez człowieka.
Przemytnicy narkotyków chcąc wywieść w pole indiańskich strażników zakładają na buty wykładziny dywanowe. Znają teren, umieją skryć się przed ludzkim wzrokiem.
Brian Nez wspomina, jak po raz pierwszy tropił przemytników. Mieli oni na butach wspomniane wykładziny, na ziemi nie było widać żadnych śladów. Starszy kolega ustawił Briana pod słońce.
- Spojrzałem i nagle zobaczyłem tropy. Dotarłem do miejsca, gdzie piasek był poruszony. Dalsze ślady były słabiej odciśnięte. Domyśliłem się, że przestępcy pozbyli się ładunku. Zacząłem kopać i znalazłem dwa duże worki z marihuaną - wspomina Indianin i zaraz dodaje - Lubię swoją pracę. Jest ciężka, ale wiem, że dzięki mojemu wysiłkowi mniej narkotyków dociera do amerykańskich dzieci.
Zdaniem gości z Arizony wyposażenie podlaskich pograniczników nie odbiega znacząco standardem od wyposażenia amerykańskich służb granicznych. W prezencie przywieźli swym polskim kolegom kilkadziesiąt urządzeń o nazwie GPS. Wyglądają one jak telefony komórkowe. Łącząc się z trzema satelitami umożliwiają precyzyjne określenie miejsca, w którym znajduje się użytkownik, co ułatwia orientację w terenie. Przekazali też swym kolegom wielofunkcyjne scyzoryki. Ich zdaniem często najprostsze przedmioty są równie przydatne do tropienia co wysokiej klasy sprzęt techniczny. Indianie pokazali na przykład, jak przy pomocy zwykłej laski lub kija mierzyć ślady. Po chwili wszyscy pogranicznicy zajęci byli struganiem kijów... Amerykanie mocno zdziwili się, że podbiałostockiej Grabówce istnieje wioska indiańska, w której mieszkają miłośnicy kultury i zwyczajów czerwonoskórych. Postanowili odwiedzić ją w drodze do Kętrzyna.
W puszczy tropi się wolniej
Zdaniem porucznika Anatola Czuraka, komendanta strażnicy SG w Białowieży jego podwładnym bardzo przydadzą się lekcje tropienia. W sezonie turystycznym dość często się zdarza, że mieszczuchy zabłądzą w lesie i przechodzą na stronę białoruską. Niektórzy idą tam specjalnie, żeby obejrzeć słynną "sistiemę". Trzeba ich wytropić i zatrzymać. Co pewien czas przez zieloną granicę próbują przedostać się do Polski nielegalni migranci. A Puszcza Białowieska to teren trudny do tropienia.
- Co prawda w zakres szkolenia funkcjonariuszy wchodzą elementy kryminalistyki np. ichiogram chodu ludzi i zwierząt, nauka tropienia, ale polega ona głównie na nauce rozpoznawania śladów - mówi komendant.
Pierwsza grupa uczestników szkolenia znika w puszczy spryskawszy się obficie środkiem chroniącym przed komarami. Ich zadanie to pozostawienie drobnych śladów, po których druga grupa ma ich odnaleźć. Trochę przypomina to podchody, ale trop jest znacznie mniej wyraźny. Funkcjonariusze z Arizony przyznają, że tropienie w puszczy znacznie się różni od tropienia w pustyni. Ma przede wszystkim znacznie wolniejsze tempo, stwarza też dużo niebezpieczeństw. W puszczańskich ostępach łatwo się ukryć i zaatakować znienacka.
- Indianie uczą nas, że należy zwracać uwagę na drobne, z pozoru nieważne szczegóły - mówią uczestnicy szkolenia. - Pokazują, że zgniecione źdźbło trawy, kamyk, mech starty z korzenia czy niewielka, złamana gałązka może nas naprowadzić na ślad przemytnika. Musimy przyznać, że Indianie zmienili nieco nasze podejście do tropienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna