MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kronika wypadków umysłowych: Kopanie z koniem

Magdalena Kleban [email protected]
A jednak, premier Donald Tusk nie pozjadał jeszcze wszystkich rozumów.

Stał się cud i uznał, że inni mogą mieć rację. I nie, nie chodzi tu o Leszka Balcerowicza i najgłośniejszy spór ostatnich miesięcy, w sprawie proponowanych zmian w OFE. Szczerze mówiąc, po ostatnim wystąpieniu profesora (gdzie zabierając głos na temat propozycji rządu użył zwrotu "intelektualna nędza", a obecne rządy przyrównał do nie tak znowu chwalebnych władców z krajów Ameryki Południowej), szanse na to, żeby zadufani w sobie rządzący wzięli jego słowa pod uwagę są mniej niż prawdopodobne.

Tak więc Leszek Balcerowicz na poważne potraktowanie (bo dyskutowanie o OFE, kiedy decyzja została już niemal "zaklepana" za takie nie uważam) musi jeszcze poczekać. Za to internauci mogą sobie pogratulować - na pewno są głośniejsi od byłego premiera.

W ich przypadku bowiem, kiedy podnieśli raban w związku z nowelizacją ustawy medialnej, to stał się cud. Premier Donald Tusk przyznał, że istnieje - wprawdzie mało prawdopodobna - ale jednak, możliwość popełnienia błędów w zaciszu rządowych gabinetów. Wydarzenie to zaiste wielkiej wagi, bo to zazwyczaj to obywatele się mylili, a rządzący, niczym dobry wujek próbowali nam to wszystko wyjaśnić. A nawet jak nie wyjaśnili, albo my byliśmy za głupi, żeby to swoimi "małymi rozumkami" pojąć - to też to przecież nie szkoda - ważne, że Oni wiedzą co dla nas najlepsze.

I nagle okazało się, że może premier nie pozjadał wszystkich rozumów. Nie wiadomo czy pod wpływem swojej córki od niedawna prowadzącej modowego bloga, czy może ujęty politycznym internetowym "wyjściem z cienia" Jarosława Kaczyńskiego - postanowił wsłuchać się w to, co mówią inni.
Na razie nie wiadomo, czy któryś z wytkniętych w ustawie błędów, jak: dyskryminowanie podmiotów polskich wobec zagranicznych; tworzenie biurokratycznych barier, które ograniczają wolność wypowiedzi; nieprecyzyjne przepisy, za nieprzestrzeganie których będzie można wlepić olbrzymie kary. "Poleciłem jeszcze dzisiaj bardzo precyzyjnie sprawdzić, co w tej ustawie jest jednoznaczną implementacją prawa europejskiego, a co radosną twórczością urzędników lub parlamentarzystów. I jeśli nie będzie ewidentnie żadnej europejskiej albo publicznej potrzeby, aby przepisy niepokojące obrońców internetu znalazły się w tej ustawie, to będę proponował senatorom, aby je uchylili" obiecał premier we wtorek.

Ludzki pan, nie ma co. Ale nie dla wszystkich. Na szczęście bycia usłyszanym długo nie mogli liczyć podlascy działacze PO. Był to niczym głos wołającego na puszczy. Przez tygodnie lokalni działacze przekonywali, że zgodnie ze statutem partii i pod warunkiem, że zbiorą odpowiednią liczbę wniosków z powiatowych struktur partii, mogą domagać się zwołania nadzwyczajnego zjazdu partii. Dla nikogo nie było tajemnicą, że chcą odwołać swojego przewodniczącego Damiana Raczkowskiego. Wszystko niby było jasne. "Platforma jest partią demokratyczną i sami w regionie poradzimy sobie z tym problemem" - przekonywali buńczucznie lokalni działacze. "Zjazd to kwestia najbliższych tygodni, już teraz nie ma możliwości, żeby od tego odstąpić".

No cóż, już śp. Lech Falandysz, prawnik prezydenta Lecha Wałęsy pokazał przed laty, że stosowanie się do zapisów prawa, kodeksów, statutów to tak naprawdę kwestia interpretacji. I jeśli się bardzo chce, można z nich wyczytać wszystko. Góra PO odczytała, że zjazd może, ale nie musi się odbyć.
I kiedy w końcu koledzy z krajówki zajęli się tym, co się dzieje w podlaskiem - bardzo szybko pokazali swoim kolegom ich miejsce w szeregu: mają już robić to, co chce ich szef. Ostatnio Kamil Durczok w jednym z programów przytoczył wypowiedź premiera na spotkaniu władz PO: "Możecie się dwa dni po wyborach pozabijać, ale do wyborów ma być spokój". Jest duża szansa, że do takiego scenariusza dojdzie w podlaskiej PO.

"Z koniem kopać się nie mamy zamiaru" - taka była reakcja lokalnych działaczy na to, jak potraktowała ich krajówka. Najśmieszniejsze jest to, że część z nich powoływała się na przykład... Prawa i Sprawiedliwości, gdzie przecież też głos decydujący ma prezes. Świat zaiste stanął na głowie: działacze PO powołują się na PiS w kwestii standardów prowadzenia polityki i współdziałania w partii! Może jeszcze POPiS jest możliwy?!

Tak czy siak, prezes PiS tylko zaciera ręce i obiecuje (grozi?), że jak dojdzie do władzy, to też się weźmie za nasze emerytury. I to ma nas niby pocieszyć, albo zachęcić do głosowania na PiS?
Co jest tak trudnego do zrozumienia dla polityków, że my nie chcemy, żeby wpychali oni swoje łapska w nasze pieniądze? Żeby zostawili to prawdziwym fachowcom. Stara sportowa zasada mówi, że nie zmienia się reguł w trakcie trwania meczu. Szkoda, że nie można tego odnieść i do polityki.

Całe szczęście, że za kolejną reformę nie weźmie się już na pewno Marcin Dubieniecki - przykład bodaj najbardziej błyskotliwej i najkrótszej kariery politycznych ostatnich lat. Zabłysł na politycznym firmamencie niczym Suprenowa i zgasł w równie błyskawicznym tempie.

Ale ten młody człowiek zwyczajnie nie miał szczęścia do dziennikarzy. Najpierw za bardzo im zaufał, potem ich zlekceważył, by następnie próbować z nimi walczyć, a w końcu polec w niesławie.
Nie pomógł mu stryjek Jarosław Kaczyński, na niewiele się zdały próby obrony przez żonę Martę Kaczyńską-Dubieniecką. Od takich karier aż roi się i na naszym podlaskim, politycznym podwórku. Może i ich gwiazdy już dogasają?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna