MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kronika wypadków umysłowych.

Konrad Kruszewski [email protected]
Tak się porobiło, że część Polaków chce, żeby krzyż był w kościele. Kościół, a przynajmniej jego część, nie jest tym jednak nadmiernie zainteresowany. Inna część Polaków chce natomiast krzyża poza kościołem. W miejscu, które akurat im się spodoba. Ale tak naprawdę krzyża nie chce nikt.

Przeciwnicy przebywania krzyża na Krakowskim Przedmieściu - ta grupa jest jasno zdeklarowana. Nie chcą krzyża albo ze względów światopoglądowych (uważają, że godzi on w konstytucyjny rozdział Państwa i Kościoła), albo z powodu niechęci do śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który ich zadniem nie zasłużył nie tylko na pochówek na Wawelu, ale także na krzyż na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.

Kościół nie chce zabrać krzyża do świątyni, bo generalnie nie wie, jak się zachować. Próbował raz nieśmiało przenieść krzyż w asyście harcerzy do kościoła, ale się nie udało. Kapłani zostali nawet obrażeni. Przyjął więc taka postawę, którą dobitnie scharakteryzował abp Michalik, który powiedział, że to nie Episkopat spowodował konflikt i nie Episkopat go rozwiąże. Arcybiskup nawet chyba nie zdaje sobie sprawy, jak jest blisko prawdy. Nie co do źródeł konfliktu, tu winnych można szukać wielu, ale możliwości jego rozwiązania. Rzeczywiście Episkopat może go nie rozwiązać, ale nie dlatego, że nie chce, tylko dlatego, że może już nie być w stanie.

Władza nie chce krzyża na Krakowskim Przedmieściu z tego względu, że pod nim odbywają się demonstracje frustratów, którzy nie mogą pogodzić się z tym, że w pałacu za krzyżem nie zamieszkał Jarosław Kaczyński, tylko Bronisław Komorowski, prezydent, według słów prezesa Jarosława, wybrany przez przypadek i tylko dlatego, że brat prezesa "poległ" (poległ - to cytat z Jarosława Kurskiego) na służbie. Jeżeli władza krzyża nie usuwa, to tylko ze strachu (nie jestem w stanie stwierdzić, czy uzasadnionego) przed Kościołem.

Ale, co najciekawsze, krzyża na Krakowskim Przedmieściu nie chcą także jego "obrońcy". Oni chcą tam pomnika. Podkreślali to wielokrotnie. Jak będzie pomnik, możecie sobie krzyż zabrać. Obrońcy nie przesądzają też, że obowiązkowym elementem tego pomnika musi być krzyż. Pani Gosiewska przedstawiła na przykład projekt pomnika, pod którym podpisała się część rodzin zmarłych tragicznie w katastrofie smoleńskiej, który składa się z lasu wyciągniętych rąk.

Tak, że wygląda na to, że nikt w kraju katolickim nie chce krzyża. A on mimo wszystko stoi. W poniedziałek stało się jednak coś, co musiało wstrząsnąć światopoglądem Polaków. Na Krakowskim Przedmieściu odbyła się kontrmanifestacja przeciwników obecności tam krzyża. I przerodziła się ona w swoisty happening, na którym tysiące ludzi w gruncie rzeczy drwiło z symboli religijnych.

Tam się pojawili obrońcy krzyży kolejowych, był fałszywy papież, ukrzyżowano nawet pluszowego misia. Coś w społeczeństwie pękło, coś, co spowodowało przyspieszoną desakralizację życia społecznego.
Przez ostatnie 20 lat mieliśmy do czynienia z masowym "krzyżowaniem" Polski. Krzyże stawiał kto chciał i gdzie chciał. A jak już krzyż został postawiony, to żadną siłą nie można go było ruszyć. Wszystko to działo się za aprobatą Kościoła, którego przedstawiciele musieli obowiązkowo uczestniczyć we wszystkich wyświęceniach - bez względu na to, czy wyświęcany obiekt miał służyć kultowi religijnemu, czy produkcji salcesonu. Krzyże stanęły więc wszędzie. Ludzie pod tymi krzyżami kłamali, kradli, oszukiwali, uprawiali politykę i seks. Krzyż ulegał systematycznej desakralizacji.

Przestawał być najświętszym symbolem, a stawał czymś na kształt znaku drogowego, szyldu, dekoracji. Szacunek dla symbolu, który kiedyś skłaniał ludzi przynajmniej do przyklęknięcia przed krzyżem, zaniknął w przestrzeni publicznej niemal zupełnie, pozostał jedynie w świątyniach.

Kiedy więc stanął krzyż na Krakowskim Przedmieściu, kiedy skończyły się uroczystości żałobne, a on nadal tam stał, mało tego, stał się miejscem manifestacji frustratów, okazało się, że jest już o ten jeden krzyż w tzw. "przestrzeni publicznej" za dużo. Tym bardziej, że ten krzyż został już przez lata zdesakralizowany. I każdy podkłada pod niego znaczenie takie, jakie chce. Drwina z wygłaszanych pod krzyżem poglądów, stała się drwiną z samego krzyża.

Kontrmanifestacja na Krakowskim Przedmieściu może stać się powodem do przyspieszonej desakralizacji ("zeświedczenia") całego życia społecznego. Głosy młodych osób, domagających się konstytucyjnego rozdziału Kościoła od Państwa, mogą przestać być szufladkowane wyłącznie negatywnie- jako szatańskie podszepty komunistów i liberałów. To, co przez 40 lat nie udało się "czerwonym" (wykorzenić religii z życia publicznego), może udać się w przyspieszonym tempie Kaczyńskiemu, Rydzykowi oraz części kościelnej hierarchii.

I jeszcze jedno. Ostatnie wydarzenia wprowadziły nowe pojęcie do polskiej rzeczywistości. Ludzi mających odmienne od "kościelnych" poglądy ich przeciwnicy, przynajmniej oficjalnie, przestali wyzywać od komuchów, żydów, masonów względnie liberałów. Teraz nazywają ich zapaterystami. Jeszcze nie wiem, czy to gorzej, czy lepiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna