Kuchnia (nie)polska

- Fasolka po bretońsku z kuchnią bretońską nic wspólnego nie ma. Składniki używane do jej sporządzenia są w większości w tej kuchni nieużywane - powiedziała Marta Cywińska-Dziekońska, tłumaczka i fascynatka kultury bretońskiej. - Znam jednak Bretończyków, którzy byli w Polsce i musieli oczywiście spróbować fasolki. Trudno im było zrozumieć pochodzenie nazwy potrawy, kojarzyła im się raczej z kuchnią węgierską. Przyznawali jednak, że jest bardzo smaczna.
Skąd się wzięła nazwa fasolki po bretońsku - nie wiedziała także szefowa kuchni jednego z białostockich hoteli.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam - powiedziała. - Zresztą my tego dania nie podajemy.
Nie podają, bo jest za mało wyrafinowane. Być może dlatego Bretończycy nie chcą się przyznać do naszej fasolki?
Żeby było zabawniej, fasolka to nie jedyne "bretońskie" danie w kuchni polskiej. Są też i naleśniki. Jednak znów od Bretończyków mają tylko nazwę.
- Bretończycy jedzą naleśniki, ale z innym nadzieniem - powiedziała Marta Cywińska-Dziekońska. - Nawet kiedyś skuszona nazwą spróbowałam naleśników po bretońsku, ale byłam zawiedziona.
Wygląda więc na to, że Polacy uszlachetniają wymyślane przez siebie dania przez dopisanie do ich nazwy fikcyjnego pochodzenia. Bo przecież mamy w kuchni polskiej pierogi ruskie i śledzie po japońsku, rybę po grecku i placek po węgiersku. Potrawy o takich nazwach są w tych krajach nieznane.
Skąd się więc biorą? Zdaniem Marty Cywińskiej-Dziekońskiej, to wyraz polskiej tęsknoty za dobrą kuchnią.
Pocieszającym jest fakt, że takie praktyki stosują też inni, np. we Francji znany jest deser o nazwie "Piękna Polka"...