21-letni pasażer i rok starszy kierowca z ciężkimi obrażeniami trafili do szpitala. Prokuratura winą za wypadek obarcza kierowcę radiowozu - Adama K., który nie zatrzymał się przed znakiem stopu i nie zachował ostrożności. Wczoraj w białostockim sądzie rejonowym ruszył proces w tej sprawie.
- Wszystko działo się w ułamku sekundy. Jechaliśmy prostą drogą. Ruch był dość gęsty - relacjonował w poniedziałek 22-letni Maksym, który razem z kolegą wracał tego dnia z Litwy przez Suwałki. - Nagle z lewej strony wtargnął na jezdnię samochód policyjny. Siła uderzenia wyrzuciła mnie na kilkanaście metrów do przodu. Później straciłem przytomność.
Młody mężczyzna miał złamane kości miednicy, przebite płuco, 9 złamanych żeber. Jego kolega Adam, razem z motocyklem, utknął pod radiowozem. Choć do wypadku doszło w lipcu ub. roku, do dziś z powodu licznych złamań chodzi o kulach.
Tymczasem oskarżony Adam K. nie przyznaje się do winy i odmówił też składania wyjaśnień. Bardziej wylewny był suwalski policjant, z którym K. pełnił służbę tego feralnego dnia. - Moim zdaniem Adam nie popełnił żadnego błędu - bronił oskarżonego. - Pojazd praktycznie zatrzymaliśmy i upewniliśmy się, że nic nie jedzie. Mieliśmy włączony sygnał świetlny i dźwiękowy. Inne auta zatrzymały się. Nie widzieliśmy motocyklu. Nie wiem skąd się wziął.
Nieco inną wersję zdarzenia przestawia inny świadek kierowca busa, który cudem uniknął zderzenia z radiowozem. - Motor jechał naprzeciwko mnie, jako pierwszy w kolumnie pojazdów. Nie sądzę, żeby radiowóz hamował, bo przeciął mój pas ze zbyt dużą prędkością.
Następna rozprawa pod koniec czerwca.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?