Nikomu nie życzę takiego sąsiedztwa - żali się Jan Samul, którego sąsiedzi prowadzą skup zwierząt, a martwe sztuki - wiele na to wskazuje - wyrzucają na pole. Rzecz dzieje się w Kolnie, niedaleko centrum miasta!
Kości cieszą tylko psy
- Jeden z braci, weterynarz, jeździ po wsiach i skupuje chore zwierzęta. Nikt nie wie, po co oni to robią. A jak któreś padnie, ląduje na jego polu. Wszyscy wiedzą, kto je wyrzuca, ale oni się nie przyznają - kontynuuje pan Jan.
Martwe zwierzęta na polach przy ul. Łąkowej pojawiają się już od lat. Przy padlinie kręcą się bezpańskie psy, mieszkańcy boją się o dzieci.
Ostatni taki przypadek miał miejsce tydzień temu. Na polu leżały szkielety i padłe bydło. Straż miejska naliczyła sześć sztuk martwych zwierząt. W powietrzu unosił się smród rozkładającej się padliny. Samul zawiadomił władze miasta.
- Rzeczywiście, było zgłoszenie od sąsiadów. Straż miejska potwierdziła i udokumentowała zdjęciami fakt leżenia tam padliny. To specyficzny odpad, podlegający stosownym procedurom, dlatego skierowaliśmy sprawę do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii - tłumaczy Grzegorz Jakuć, z-ca burmistrza Kolna.
O dziwo, po interwencji strażników martwe zwierzęta zniknęły.
Sprawę zbada policja
- Następnego dnia przeprowadziliśmy kontrolę - opowiada Marek Karwowski, powiatowy lekarz weterynarii. - Pojechaliśmy z policją i ustaliliśmy, że padłe zwierzęta zostały zakopane przez właścicieli pola.
Jak się okazuje, jest to przestępstwo, za które grozi nawet 5 lat więzienia. Niestety, rola inspekcji weterynaryjnej na tym się skończyła.
- Niewiele więcej możemy zrobić. O sprawie zawiadomiliśmy prokuraturę - dodaje Karwowski.
Podczas kontroli bydła inspektorzy stwierdzili też brak u trzech sztuk odpowiedniego oznakowania kolczykami.
- Wpłynęło do nas zawiadomienie. Sprawa zostanie przekazana do zbadania policji - potwierdza Dariusz Dziemianko, prokurator rejonowy w Kolnie.
Rozmawialiśmy z jednym z właścicieli gospodarstwa. Zapewniał, że padłe sztuki utylizuje firma z Białegostoku. A martwe zwierzęta na polu... ktoś im podrzucił.
Rodzina Samulów nie wierzy, że coś się zmieni. Z niepokojem wyczekują lata. Wtedy po zapachu będzie wiadomo, gdzie znowu leżą martwe krowy i świnie.
- Dyrektor sanepidu tłumaczyła, że nie stwarza to zagrożenia, a my się boimy skażenia gleby i wody - mówi Jan Samul. - Ta rodzina nie tylko wyrzuca padlinę po okolicy, za ogrodzeniem z cienkiego drutu trzymają też rosłe byki. Strach chodzić tą ulicą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?