Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To moje wakacje

Teresa Muszyńska
Jean-Pierre Morin lubi konie. U siebie, w Burgundii, ma ich kilkadziesiąt. Teraz swoje pasje realizuje w Polsce. Jednym z pierwszych efektów jego działania jest powstała w krótkim czasie kryta ujeżdżalnia.
Jean-Pierre Morin lubi konie. U siebie, w Burgundii, ma ich kilkadziesiąt. Teraz swoje pasje realizuje w Polsce. Jednym z pierwszych efektów jego działania jest powstała w krótkim czasie kryta ujeżdżalnia.
Dlaczego to robi? - A dlaczego nie? - odpowiada Jean-Pierre Morin. - Robię to dla siebie. To jest moja pasja. Mogę to robić wszędzie, w Polsce, we Francji, gdziekolwiek. Praca z młodymi ludźmi nie sprawia mi trudności, a kulturowo nie widzę różnic.

Mieszka w Domaine de la Loge w Burgundii, gdzie żyje też sporo Polaków. To przez nich trafił do Polski. W 1998 roku przyjechał do Suwałk. Spodobała mu się ta część naszego kraju - i jeziora, i pagórki, nieskażona natura - a że fascynowała go turystyka aktywna, zaczął myśleć o stworzeniu możliwości, które pozwolą wykorzystać walory Suwalszczyzny. Niestety, trudności okazały się większe niż chęci, ale się nie poddał.

Z Burgundii na Podlasie
Po dwóch latach trafił na Podlasie i na podobnego sobie niespokojnego ducha Wacława Muszyńskiego, dyrektora Centrum Edukacji w Supraślu, i zabrał się do roboty. Jednym z pierwszych efektów jego działania jest powstała w krótkim czasie kryta ujeżdżalnia. Jean-Pierre zdobył na nią środki nie tylko z Unii, ale i z... francuskiego ministerstwa spraw zagranicznych.

- Przyjaciele z Francji żartują, że jestem nienormalny, że chce mi się pracować jako wolontariusz - mówi ze śmiechem Jean-Pierre. - Nie rozumieją, że sprawia mi to przyjemność, daje satysfakcję, że w ten sposób realizuję moją pasję. Nie przeszkadza im to, ale też i nie angażują się w moje działania.
Kiedy Jean-Pierre przyjechał do Supraśla, odkrył doskonałe tereny i warunki do uprawiania turystyki aktywnej. Brakowało jednak informacji, odpowiedniej infrastruktury, a przede wszystkim osób, które w profesjonalny sposób potrafiłyby się tym zająć.

- Szkoły w Polsce przygotowują swoich absolwentów bardzo dobrze do zawodu, ale tylko w teorii - mówi Jean-Pierre. - Ażeby zacząć pracować, trzeba mieć doświadczenie.

Leonardo da Vinci w Supraślu
A doświadczenie miał Jean-Pierre. Dzięki projektowi w ramach Programu Leonardo da Vinci promującego takie podejście do edukacji i doskonalenia zawodowego, aby systemy kształcenia jak najpełniej odpowiadały potrzebom rynku pracy, w 2006 roku do Supraśla przyjechała grupa młodych ludzi z Francji. Razem z Polakami przygotowali praktycznie kilka tras turystycznych wokół Supraśla. Była to absolutna nowość, nowe spojrzenie na możliwości tych miejsc, ale i na sposób ich zwiedzania. Powstały trzy trasy: kajakowa, konna i rowerowa. Polacy pod okiem doświadczonych w tej dziedzinie Francuzów wytyczyli je stosując europejskie standardy. I to się udało.

Nie tylko polska rzeczywistość
Po pozytywnych doświadczeniach pierwszego wspólnego projektu, postanowiono przygotować kolejny, na szerszą skalę, ale mimo akceptacji strony francuskiej, nie uzyskał on pozytywnej opinii ekspertów polskich.

Czy w Polsce trudniej jest pracować niż we Francji? Jean-Pierre nie widzi wielkiej różnicy. Ani tu, ani tu nie jest łatwo.

- Napotykam podobne trudności, głównie biurokratyczne, choć z tą różnicą, że jeśli we Francji potrzebuję informacji, zwykle ją otrzymuję albo jestem skierowany do kompetentnej osoby, w Polsce nie jest tak różowo - mówi. - Nie ułatwia to życia, ale można z tym sobie poradzić. Jeśli ma się pasję nic nie może przeszkodzić w jej realizacji, a zachodu, cierpliwości, wytrwałości i zdecydowania, żeby osiągnąć cel, trzeba i tu, i tu - dodaje.

Na wysokim szczeblu
W maju br. Supraśl odwiedził ambasador Francji. To było ważne wydarzenie. Przekonano się - i to na tak wysokim szczeblu - co naprawdę robi Jean-Pierre w Polsce i oceniono to bardzo dobrze. W lipcu zaś podpisana została Deklaracja o współpracy pomiędzy powiatem białostockim a Pays de la Bresse Bourguignonne we Francji. To wynik dotychczasowego, przynoszącego obustronne korzyści, kilkuletniego współdziałania w zakresie rozwoju gospodarczego i kulturalnego, turystyki aktywnej, a także promocji obu regionów, w których niebagatelny udział ma Jean-Pierre Morin. Teraz współpraca w zakresie kształcenia młodzieży, turystyki, a także współdziałania w ramach programu Leader LGD Puszcza Knyszyńska i GAL Pays de la Bresse Bourguignonne powinna być jeszcze bardziej efektywna. Jean-Pierre ma nadzieję, że ułatwi to dalszą współpracę.

- Uciążliwe w Polsce jest to, że wszystko wymaga mnóstwa papierów i podpisów - mówi z dezaprobatą.

Po co to wszystko?
- To jest moja pasja - mówi. - Zawsze zajmowałem się sportem, lubię jazdę konną, jazdę rowerem, kajaki, a więc robię to, co naprawdę lubię. Jestem pedagogiem z wykształcenia, więc stąd praca z młodzieżą. To takie moje wakacje. A rodzina? Żona chyba się już przyzwyczaiła i to, co robię w Polsce, traktuje jako moją pracę i respektuje taki stan. Dzieci są usamodzielnione, nie mieszkają razem z nami i nie ingerują w zajęcia ojca.

Czy jest w Polsce szczęśliwy? - Tak.

Na czym mu zależy? - Na współpracy z naszym regionem, stąd rozmowy z powiatem białostockim o problemie braku informacji dotyczącej turystyki aktywnej.

Plany? - W październiku młodzież z Polski jedzie do Francji na staż.

Co mu się u nas podoba? - Kultura i natura.

Co mu smakuje? - Pierogi z mięsem i owocami.

A pierogi z serem? - W Polsce nie ma sera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna