Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uciekający bandyci oddali strzał do policjanta, choć ten nie wyjął nawet broni z kabury

Helena Wysocka [email protected]
Policjanci pamiętają o zabitym koledzie i co roku w miejscu tragedii składają kwiaty.
Policjanci pamiętają o zabitym koledzie i co roku w miejscu tragedii składają kwiaty. Archiwum KWP Olsztyn
33-letni sierżant został oddelegowany z Olsztyna do Mikołajek na czas wakacji. Podczas patrolu, w centrum miasta, zobaczył trzech uciekających mężczyzn. Wyskoczył z radiowozu i rzucił się za nimi pościg. Chwilę później padł strzał.

Kolega z policyjnego patrolu wezwał karetkę pogotowia, ale ta pojechała do krwawiącego w barze gangstera. Trzeba więc było wezwać kolejny ambulans. Ostatecznie, nim ratownicy przybyli na miejsce, funkcjonariusz już nie żył.

Potrafił wylać kubeł zimnej wody

Marek Cekała pracował w wydziale prewencji olsztyńskiej komendy przez dziesięć lat. Był wzorem do naśladowania. Chętnie pomagał i wspierał młodszych, rozpoczynających służbę w resorcie kolegów.

- Był doświadczonym oraz życzliwym policjantem - wspominali go funkcjonariusze z KWP w Olsztynie. - Miał przywódcze cechy, daleko by zaszedł. Chętnie uczył fachu młodszych.

Twierdzą, że był bardzo sprawiedliwy. Potrafił pochwalić, ale też wylać kubeł zimnej wody na głowy swoich współpracowników. Choć ślubował, że będzie strzegł bezpieczeństwa nawet z narażeniem życia, nikt nie myślał o tym, że któregoś dnia może nie wrócić ze służby.

Dwanaście lat temu został oddelegowany na czas wakacji do Mikołajek. To niewielkie, turystyczne miasteczko zamieniało się w tętniący życiem ośrodek turystyczny. Miejscowi funkcjonariusze nie dawali rady z utrzymaniem porządku. Dlatego co roku wspierali ich mundurowi z komendy wojewódzkiej.

W Mikołajkach bawił 'Klepak"

Do tragedii doszło 17 sierpnia 2002 roku, około godziny 22. W centrum miasta, w barze "Okoń" bawił wówczas, wraz z przyjaciółmi Jacek K., pseudonim "Klepak". To postać bardzo dobrze znana w półświatku. Mężczyzna po tym, jak zastrzelono jego ojca przejął przywództwo w wołomińskim gangu, który zajmował się między innymi przemytem alkoholu oraz papierosów. Gangsterzy napadali też na sklepy i hurtownie, wymuszali haracze na warszawskiej Starówce i porywali dla okupu.

W 2002 roku za "Klepakiem" wystawiono list gończy. Mieszkaniec Wołomina był poszukiwany za kierowanie grupą przestępczą, próbę napadu na bank, oraz wyłudzenie ogromnej, bo wynoszącej 6 mln zł kwoty.

Kiedy Jacek K. przyjechał do Mikołajek, dokładnie nie wiadomo. Fakt, że w mazurskim miasteczku ukrywał się przed konkurencją oraz policją. Ale to nie oznacza, że skulony ze strachu siedział w zaroślach. Wręcz przeciwnie, bardzo dobrze się bawił. 17 sierpnia także nie narzekał na nudę. Przed południem pływał po Śniardwach, a wieczorem sączył piwo i słuchał muzyki w "Okoniu". Nieoczekiwanie przy jego stoliku pojawiło się trzech mężczyzn w sportowych strojach. Jeden z nich miał na głowie wędkarski kapelusik. Niespodziewani goście nie przyszli na pogawędkę. Świadkowie twierdzą, że nie padło ani jedno słowo. Zresztą "wizyta" trwał minutę, najdalej dwie. "Dresiarze" wyjęli broń i zaczęli strzelać. W toku śledztwa ustalono, że gangsterzy oddali w sumie jedenaście strzałów. Osiem z nich padło z pistoletu, pozostałe - z colta.

Karetka pojechała do gangstera

Gdy padły pierwsze strzały, grający w "Okoniu" zespół umilkł, a goście baru w popłochu rzucili się do ucieczki. Zabójcy też wybiegli z lokalu. Naoczni świadkowie twierdzili, że uciekali w kierunku mostu nad przesmykiem, który łączy jeziora Mikołajskie i Tałty. W tym samym czasie, zupełnie przypadkowo, w centrum Mikołajek pojawił się policyjny radiowóz. Jechało nim dwóch funkcjonariuszy, w tym Marek Cekała. Policjant, gdy zobaczył uciekających mężczyzn, wyskoczył z radiowozu i rzucił się za nimi w pościg. Sierżant nie miał pojęcia ani o strzelaninie w barze, ani o tym, kogo goni.

Kilka minut później pewna kobieta siedząca na tarasie jednego z domów przy głównej ulicy usłyszała pojedynczy strzał. Wybiegała na drogę, by zobaczyć co się stało. Zauważyła leżącego na ziemi policjanta. Usłyszała, że dzwoni jego telefon. Gdy odebrała rozmowę okazało się, że telefonuje kolega z patrolu, który objeżdżał miasto. Chciał dopytać Marka, co się dzieje pod "Okoniem". Gdy usłyszał, że Cekała jest ranny, natychmiast wezwał karetkę pogotowia. Tyle tylko, że była już zajęta. Pojechała bowiem do krwawiącego gangstera w barze 'Okoń". W takiej sytuacji trzeba było wołać drugą. Nim przyjechała, policjant już nie żył.

Na colcie pozostały ślady

Sprawcy strzelaniny zapadli się pod ziemię. W pobliżu miejsca, gdzie został zastrzelony policjant pozostał tylko jeden ślad - colt. Organy ścigania na broni zabezpieczyły kilka śladów. Te zaś wskazywały, że pozostawił je Artur S., pseudonim "Pociech". Prawie cztery lata później mężczyzna, osaczony w stolicy, trafił przed oblicze olsztyńskiego prokuratora.

Zobacz: Żołnierz zastrzelił policjanta

- Ja? - dziwił się dwudziestoparoletni żołnierz mafii. - Nic podobnego. Nigdy nie byłem w Mikołajkach. Nawet nie wiem, gdzie one są.

Mimo to, olsztyńska prokuratura oskarżyła go o udział w podwójnym zabójstwie - 'Klepaka" oraz policjanta. Natomiast w kwietniu 2008 roku Sąd Okręgowy w Olsztynie skazał Artura S. na 25 lat więzienia, ale tylko za to, że zabił gangstera. Natomiast od drugiego zarzutu, czyli udziału w zabójstwie 33-letniego funkcjonariusza policji 'Pociech" został uniewinniony. Nie było wystarczających dowodów winy.

Widział, jak dzielili broń

Śledztwo w sprawie zabójstwa w Mikołajkach było prowadzone przez kilka lat. Wciąż pojawiały się bowiem nowe wątki. Na przykład, zatrzymany w innej sprawie Andrzej L., bezwzględny zabójca z Ursusa twierdził, że widział, jak przed akcją trzech mężczyzn: Artur S., Piotr L. i kierujący nimi Andrzej T., pseudonim "Tyburek" dzielili między siebie broń. Słyszał też, że po powrocie mieli pretensje do Piotra L., że ten strzelił do policjanta. Obawiali się bowiem, że czegoś takiego organy ścigania im nie odpuszczą. Za wszelką cenę będą chciały ustalić zabójcę i doprowadzić go na ławę oskarżonych.

Zobacz też: Diler z Warszawy chciał zastrzelić policjanta, ale broń nie wypaliła. Proces w toku

Wyjaśnienia świadka uwiarygadniały rękawiczki znalezione w czerwonej, zaparkowanej kilkanaście kilometrów za Mikołajkami toyocie. Policja przypuszczała, że tym właśnie autem poruszali się bandyci. Ostatecznie trzej wskazani przez L. mężczyźni usłyszeli zarzuty. Problem pojawił się w sądzie, gdzie koronny świadek wielokrotnie zmienił zeznania. Stał się więc mało wiarygodny i ostatecznie mężczyźni zostali uniewinnieni od zarzutu.

W sprawie zabójstwa policjanta był jeszcze jeden ważny, tak przynajmniej wyglądało, świadek - słynny zootechnik z Klewek. Bogdan G. , bo o nim mowa, sam zgłosił się do prowadzących śledztwo. Twierdził, że tuż przed strzelaniną w barze "Okoń" widział mężczyznę w dresie oraz wędkarskiej czapeczce. Kiedy prowadzący śledztwo policjanci pokazali mu album ze zdjęciami podejrzanych, bez wahania wskazał Andrzeja T, czyli "Tyburka".

Zmienił fryzurę, usunął tatuaże

Andrzej T. od połowy lat 90. Działał w gangu 'Karola". Był podejrzany o napady na tiry, jubilerów i hurtownie. Śledczy przypuszczali, że w 1999 roku, na warszawskiej Woli uczestniczył w egzekucji bossa wołomińskiej mafii. Był podejrzany o zabójstwo dziewięciu osób.

Wpadł w ręce policji pod Poznaniem, gdy wracał z Niemiec. Wpadł, choć miał fałszywe dokumenty, zmienił fryzurę, oraz usunął tatuaż. "Tyburek" trafił przed oblicze olsztyńskiego prokuratora, ale przesłuchanie najbardziej poszukiwanego przestępcy w kraju trwało zaledwie kilkanaście minut.

- Nie będę składał wyjaśnień - stwierdził zatrzymany.
Wkrótce okazało się, że obciążający go zootechnik nie jest wiele wart. Mężczyzna miał, delikatnie mówiąc, bardzo bujną fantazję. Widział lądujących Talibów we wsi, opowiadał o zażyłości z funkcjonariuszami Centralnego Biura Śledczego, wyłudzał od znajomych pieniądze. Został więc skazany za oszustwa. Trudno więc dziwić się, że w sprawie strzelaniny w Mikołajkach nie był brany na serio.

Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone. Decyzji prokuratora nie zaskarżyła rodzina policjanta i od kilku lat jest ona prawomocna.

Organy ścigania zapowiadają, że jeśli pojawi się choćby cień szansy na wyjaśnienie zbrodni, postępowanie zostanie wznowione. Póki co, pamiętają o zastrzelonym sierżancie. W każdą rocznicę jego śmierci, pod niewielkim, ustawionym w miejscu tragedii obeliskiem zapalają znicze oraz składają kwiaty.

- Jest dla nas wzorem do naśladowania - mówią.

Dziś Marek Cekała miałby 45 lat. Być może byłby na kolejnym letnim wyjeździe w Mikołajkach.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna