Będziemy musieli ograniczyć asortyment produktów, wzrośnie ilość konserwantów w wędlinach i szara strefa - alarmują wytwórcy tradycyjnych wyrobów mięsnych. A to dlatego, że według wytycznych Komisji Europejskiej, od września norma szkodliwego dla zdrowia benzo(a)pirenu, który wydziela się w trakcie wędzenia wędlin w komorach opalanych drewnem, zostanie zmniejszona z 5 do 2 mikrogramów na kilogram.
To zaostrzenie oznacza poważne kłopoty dla producentów tradycyjnie wędzonych mięs. Nie kryje tego Lech Zwolan, który w swoim zakładzie Lech-Garmażeria Staropolska dziennie wytwarza ich około 600-800 kg. Powstają w tradycyjny sposób w opalanych drewnem i trocinami dębowymi wędzarniach.
- Będziemy musieli zrezygnować z linii wędlin puńskich, mocno wędzonych i ograniczyć inny asortyment - mówi. - Czeka nas zmiana technologii wędzenia. Być może trzeba będzie wyrzucić dotychczasowe wędzarnie i wstawić nowe. Koszt jednej to około sto tysięcy złotych. A ponieważ zawsze jest coś za coś, to w wyrobach trzeba będzie używać o wiele więcej konserwantów, co na pewno nie wyjdzie na zdrowie konsumentom.
- Obecnie około 10 procent naszej produkcji to wyroby tradycyjne, które mieliśmy zamiar dalej rozwijać. A teraz sprzedaż na pewno nam się zmniejszy - twierdzi Tomasz Kaczmarek, dyrektor ds. handlowych w Zakładzie Mięsnym Lux.
Mniejszym zakładom grozi nie tylko strata sporej części rynku, ale wręcz upadek. Ci, którzy nie dostosują się do przepisów, muszą bowiem liczyć się z grzywnami do kilku tysięcy złotych, nakazem wycofania takiej żywności ze sprzedaży na koszt producenta, a nawet zakazem produkcji.
Wytwórcy wędzonych smakołyków są przekonani, że nowe przepisy spowodują rozrost szarej strefy - z ich wyliczeń wynika, że będzie to około 25-35 proc. oficjalnej produkcji branży mięsnej. Dodają też, że aby człowiek pochłonął wyznaczoną przez Unię dopuszczalną ilość substancji smolistych, to musiałby zjeść kilogram szynki w ciągu dnia.
- Hipokryzja polega na tym, że przeciętny palacz papierosów pochłania tych substancji o wiele więcej, niż jest ich w kilogramie wędliny - mówi Lech Zwolan.
Przedsiębiorców denerwuje fakt, że choć unijne rozporządzenie wydano jeszcze w 2011 roku, to w Polsce do tej pory nikt nic w tej sprawie nie zrobił.
- Mam żal do organizacji branżowych, ministerstwa rolnictwa i rządu, że przespali te dwa i pół roku - mówi Zwolan. - Dopiero teraz obudzili się i zatroszczyli o los producentów i konsumentów. To dramat.
W końcu jednak w Polsce wzięto się za działanie w tej sprawie.
- Podjęliśmy działania, które mają pomóc producentom żywności tradycyjnej - mówi Ewa Kulikowska, dyrektor departamentu rolnictwa i obszarów rybackich w Podlaskim Urzędzie Marszałkowskim. - Zleciliśmy badania kilku prób produktów wędzonych mięsnych i rybnych, aby dowiedzieć się jaka jest zawartość substancji smolistych. Chcemy wiedzieć, czy to nie jest tak, że jest dużo krzyku o nic. Poza tym, o ile wiem, ministerstwo rolnictwa będzie chciało wyłączyć z tego rozporządzenia produkty tradycyjne, lokalne.
Nadzieje na lepsze mają zaś właściciele białostockich niewielkich wędzarni.
- Jak ludzie nie będą mogli kupić w sklepie, to będą mięsa przygotowywać sami i przynosić do nas do uwędzenia - twierdzi jeden z nich.
Pomysłami unijnych urzędników nie przejmuje się białostoczanin Bogdan Ciura. - Mam zamiar przygotowywać sobie domowe wędliny, tak jak do tej pory - mówi. - Jak zrobię sam to wiem, co jem. I każdego gościa z Brukseli ugoszczę, jak zechce naszych wyrobów spróbować.
Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorcówDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?