Kobieta w średnim wieku potrzebuje pieniędzy na lekarstwa, bo ledwo pokonała jednego raka, natychmiast przyplątał się następny. Wśród żebrzących na suwalskich ulicach można też spotkać mężczyznę, który od miesięcy twierdzi, że właśnie wyszedł z więzienia. Siedział, oczywiście, za niewinność, a teraz zbiera na bilet do Wrocławia czy Szczecina, gdzie ma krewnych.
- Raz się nabrałem - przyznaje właściciel kramu z odzieżą na bazarze przy ulicy Sejneńskiej. - Dałem mu pięć złotych. Pół godziny później wchodzę do baru, a on siedzi przy stoliku i raczy się piwem. Dwa dni później znów zaczepił. Posłałem taką "wiązankę", że później omijał mnie z daleka.
- W ostatnich pięciu miesiącach mieliśmy pięć przypadków żebrania, które zakwalifikowaliśmy jako wykroczenie - informuje Krzysztof Kapusta, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Suwałkach.
Zaczęło się od Rumunów
Po obaleniu reżimu Ceausescu masowo pojawili się w Polsce. Gdy za ciasno zrobiło się im w Warszawie, rozjechali się po całym kraju. Nie zabrakło ich również w Suwałkach.
Opatulone w stare łachy kobiety, w towarzystwie umorusanych dzieci, niezależnie od pogody klęczały na ulicy Chłodnej i w sąsiedztwie bazarów. Niektóre miały dyżurne kartki, gdzie koślawą polszczyzną, ktoś wypisał, że są to ofiary komunizmu, które potrzebują pomocy.
Rumunki, a dokładniej tamtejsze Romki, odwiedzały też suwalskie wieżowce. Dzwoniły do drzwi, lamentowały i nachalnie domagały się jałmużny. Były jednak wyraźnie zdegustowane, gdy ktoś proponował bochenek chleba albo inne wiktuały. Wyraźnie dawały do zrozumienia, że interesuje je tylko gotówka.
Teraz rumuńskich Romów dość rzadko spotyka się w Suwałkach. Żebrzą w Wielkiej Brytanii albo w Irlandii.
Polak też potrafi
Do końca lat osiemdziesiątych żebraków praktycznie nie spotykało się na ulicach. Sporadycznie jakaś staruszka albo chodzący o kulach inwalida zasiadał przed kościołem, zwłaszcza w czasie odpustu. Trochę drobnych zawsze zdołał zebrać.
To już odległa przeszłość. Obecnie lepiej łukiem omijać zwłaszcza całodobowe sklepy z napojami wyskokowymi. Przeważnie można natknąć się na paru panów, którzy właśnie pilnie potrzebują gotówki. Zwykle mówią grzecznie "mistrzu" albo "ziomek", ale zawsze potrzebują przynajmniej złotówki. Konsekwencja odmowy, to w najlepszym przypadku usłyszenie paru niecenzuralnych słów.
- Zazwyczaj mówię, że nie mam drobnych. Kiedyś jednak, zamiast złotówki, dałem całą piątkę. Za szczerość - śmieje się pan Marek, suwalski urzędnik. - Pytam, po co mu pieniądze. A on na to: "Mistrzu, k..., nie widzisz, jak mi ręce latają".
Król parkingu
Naciągacze w ostatnich czasach najchętniej "pracują" w sąsiedztwie suwalskich supermarketów. Najbardziej znaną postacią jest 52-letni Wiesław T. Nigdzie nie pracuje, ale dostaje pieniądze z opieki społecznej i nie jest pozbawiony środków do życia.
To jednak wyraźnie go nie satysfakcjonuje. Dlatego codziennie rano, od wielu miesięcy, pojawia się przed Kauflandem. Od wychodzących ze sklepu nachalnie domaga się pieniędzy. Mówi, że potrzebuje na chleb, bo nic nie jadł od kilku dni. Jak jest w dobrym humorze, to oferuje odprowadzenie wózka w zamian za monetę, którą wyjmie z jego obudowy.
Klienci Kauflandu już 30-krotnie wzywali policję z powodu zachowania pana Wiesława. Ostatnia interwencja mundurowych miała miejsce w miniony poniedziałek. Jak się okazało, mężczyzna był kompletnie pijany. Alkomat pokazał 2,34 prom. alkoholu. Wiesław T. spędził kilkanaście godzin w areszcie, a następnie wrócił pod Kaufland.
Żebrać nie każdy może
Przynajmniej zgodnie z prawem. Jako wykroczenie traktuje się tzw. oszukańcze wyłudzanie jałmużny, gdy ktoś ma środki do życia. Zabronione jest też nachalne wymuszanie jałmużny. Grozi za to nagana, grzywna, ograniczenie wolności albo kara aresztu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?