MKTG SR - pasek na kartach artykułów

<I>Artterapia ma służyć rozwijaniu szczęśliwej strony samego siebie</I>

Anna Danilewicz
P. Niemczynowicz
Zapomnijcie teraz o wszystkim, co dotychczas mówiłam. Zróbcie coś, nieważne, co wam z tego wyjdzie. Nie decydujcie już teraz, na początku, co będziecie robić. Chcę, żeby to była prezentacje tego, kim jesteście. To symboliczny, abstrakcyjny obraz was samych - mówi Vibeke Skov do uczestników warsztatów artterapii. Czy w ciągu 15 minut można stworzyć z gliny coś, co będzie oddawało jakąś przynajmniej część nas samych?

Vibeke Skov - duńska psycholog i terapeuta- przyjechała do Białegostoku na zaproszenie Białostockiego Ośrodka Kultury. Wcześniej prowadziła warsztaty artterapii w Warszawie. Tutaj spotkanie z nią zorganizowano w miejscu ściśle ze sztuką związanym - w Galerii "Arsenał". Zainteresowanie warsztatami przerosło wszelkie oczekiwania. Uczestniczyło w nich ponad 50 osób, ale chętnych było dwa razy więcej. W większości byli to ludzie, którzy wykorzystują artterapię w swojej codziennej pracy - z dziećmi, z osobami niepełnosprawnymi, upośledzonymi.
- Staram się czerpać ze wszystkich możliwych form doskonalenia samej siebie, rozwoju wewnętrznego. Chcę korzystać ze wszystkich dziedzin sztuki i wykorzystać to także w swojej pracy - mówi Bożena Jabłońska, logopeda, uczestniczka warsztatów.
W szczęśliwe strony
Vibeke Skov od wielu lat prowadzi w Danii i Norwegii warsztaty artterapii. Pracuje także ze studentami. Jej pracownia jest otwarta przez całą dobę. Każdy może tu przyjść o dowolnej porze, popracować, posiedzieć, porozmawiać. Vibeke również sama tworzy - maluje, pracuje ze szkłem i gliną. Kilkakrotnie podkreślała, że to bardzo ważne, żeby terapeuta sam aktywnie uczestniczył w procesie tworzenia.
Jej pacjentami bardzo często są osoby, które po prostu nie mogą sobie poradzić z codziennymi problemami - pracą, szefem, żoną, dziećmi. W ich świadomości urasta to do takich rozmiarów, że sami nie potrafią sobie z tym poradzić. Jednak artterapia służy nie tylko prostowaniu zachwianych osobowości.
- Artterapia polega po prostu na rozwijaniu siebie, pracy nad sobą samym, przechodzeniu przez różne etapy podświadomości - mówi Vibeke.
Zdaniem terapeutki poprzez sztukę można także rozwijać "szczęśliwą stronę samego siebie". Tutaj terapia wkracza w wymiar uniwersalny, gdyż dążenie do szczęścia odnajdziemy w każdej kulturze.
Wewnętrzny ekshibicjonizm
W swojej pracy Vibeke często organizuje zajęcia polegające na zamianie ról. Studenci wcielają się w pacjentów, wyjątkowo trudnych, i terapeutów, którzy mają z nimi pracować. W podobny sposób przebiegały zajęcia w "Arsenale". Uczestnicy warsztatów dostali kawałek gliny, z której w ciągu kwadransa mieli wykonać rzeźbę na swój temat. Bez zastanowienia stworzyć obraz swego wnętrza, jakiś wyraz własnej osobowości. Niewiele osób chciało pracować wspólnie przy jednym stole. W końcu ich zadanie miało charakter wewnętrznego ekshibicjonizmu. W poszukiwaniu odosobnienia, odrobiny intymności, rozeszli się po wszystkich kątach galerii. Rozsiedli się na schodach, parapetach, w innych salach. Każdy chciał być sam ze sobą i swoim kawałkiem gliny. Niektórzy starali się nadać materiałowi jakieś wymyślne kształty, z rezerwą traktując polecenie instruktorki. Inni w skupieniu próbowali "otworzyć się" na glinę i nadać jej kształt odpowiadający wewnętrznym przeżyciom.
- To ma być prezentacja was samych, tego kim jesteście - przypominała Vibeke.
Większość osób, pytana o to, co wyrażają ich prace odpowiadała niepewnie i z zakłopotaniem: "No, chyba mnie. To jestem ja".
Usta milczą, dusza śpiewa
Ten etap zajęć Vibeke Skov określa jako zakochanie się w samym sobie. Pacjent musi otworzyć się na własne wnętrze, posłuchać tego, co "w duszy gra", co usilnie próbuje się przedostać do jego świadomości. Jest przy tym zupełnie osamotniony - pozostawiony sam ze sobą. Nie zawsze można wyznaczyć od razu zadanie tego typu. Często to terapeuta musi wskazać temat zajęć, na przykład stworzenie obrazu marzeń sennych, swojego portretu, ilustrację ostatnio przeczytanej książki.
Kolejny krok to nabranie dystansu do tego, co się zrobiło.
- Często następnego dnia, kiedy patrzymy na nasze dzieło mówimy sobie "O Boże! Czy ja rzeczywiście to zrobiłem?!" - śmieje się Vibeke.
I dalej już poważnie tłumaczy, że jest to bardzo potrzebne - tu można postawić pytanie "Dlaczego to zrobiłem? Co to dzieło sztuki ma wyrażać?" W tym miejscu potrzebna jest separacja, rozdział, niezbędny do tego, żeby w tę sztukę wniknąć.
Świat i ja
Ponieważ na warsztatach praca miała charakter zespołowy, to również etap dystansowania się przebiegał w obrębie grupy. Każdy miał na kartce dokończyć zdanie: "Ja jestem..." - dalszy ciąg wynikał z tego, co każdy dowiedział się o sobie ze swojej pracy. To była informacja skierowana do każdego indywidualnie, nikt więcej jej nie czytał, nie oceniał. Następnie trzeba było postawić swoją pracę w dowolnym miejscu sali. Stojący wokół ludzie tworzyli okrąg symbolizujący świat. Miejsce, w którym postawili oni swoją figurkę, określało również to, jak postrzegają oni siebie w takim układzie. Większość prac znalazła się w środku okręgu, pojedyncze na obrzeżach "świata".
- A teraz nowe zasady. Kto chce przesunąć swoją figurkę, właśnie teraz może to zrobić - trzy osoby zabrały swoje prace w inne miejsce - Widzicie, dokonanie zmiany nie jest łatwe - podsumowuje Vibeke.
Do takiej pracy należy po pewnym czasie wrócić, popatrzeć na nią jeszcze raz, sięgnąć do zasobów własnej przeszłości. To część drogi do samopoznania.
Na morzu burza hula
Vibeke przestrzega uczestników warsztatów przed oceną prac ich pacjentów. Trzeba sięgnąć do języka symboli i za pośrednictwem tego kodu dotrzeć do jej istoty, a tym samym sedna problemu. A skoro nie można osądzać i oceniać, trzeba rozmawiać, zadawać pytania.
- Spójrzcie na tę łódź. Jaka to jest łódź? Czy ona jest pusta, czy ktoś w niej jest? Czy ona znajduje się na morzu, czy na oceanie? Jak duża jest przestrzeń wokół niej? Jaka jest pogoda? Z czym wam ta łódź się kojarzy? - Vibeke zasypuje uczestników
Początkowo uczestniczy warsztatów niezbyt chętnie odpowiadają na pytania Vibeke. Widać, że rola pacjentów niekoniecznie im odpowiada. Jednak Vibeke ciągle im przypomina, że tylko dzięki temu, że wczują się w rolę pacjentów, mogą naprawdę zrozumieć ich sytuację, a tym samym efektywniej dociekać źródła ich problemów. Interpretacja symboli przypomina trochę postępowanie detektywistyczne. Tak otwiera się drogę do wnętrza człowieka, oswaja się go z tym, co tam może spotkać, dodaje się mu odwagi do przyjęcia tych informacji. Ostatnia faza terapii to po prostu bycie z samym sobą.
- Pracuję z ludźmi upośledzonymi, dlatego biorę udział w tych warsztatach. Jest to przydatne w naszej codziennej pracy. Artterapia jest czasami jedyną szansą na nawiązanie kontaktu z chorą osobą - mówi Barbara Kundzicz, prowadząca Warsztaty Terapii Zajęciowej w Augustowie.
Koło ratunkowe, czy pasy bezpieczeństwa
Terapeuta, oprócz tego, że ma inicjować różnego rodzaju zadania, powinien po prostu być przy swoim pacjencie. To ma zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa, stanowić oparcie, pomoc w sytuacji zagrożenia. Jeśli trzeba, ma razem z nim usiąść na podłodze i coś namalować lub podpowiedzieć mu temat, którego mogłaby dotyczyć praca. Musi pilnować, żeby pacjent przeszedł jak najszybciej do tworzenia i nie szukał ucieczki w rozmowie. Terapeuta nie może pozostawać z boku. Często, żeby wczuć się w sytuację, problem, z którym przychodzą do niego ludzie, musi sięgnąć do własnych doświadczeń. Przecież jest tylko człowiekiem.
- Już wcześniej korzystałam z różnych form artterapii. Dzięki tym zajęciom wiem, że nie idę ślepą uliczką, że to ma sens.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna