Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jedna decyzja wójta może pogrążyć gospodarstwo rolne

Tomasz Kubaszewski [email protected]
To przez ten płot zrobiła się cała afera. – My przecież nie chcemy Bóg wie czego, tylko tego, by wójt gminy umożliwił nam prowadzenie gospodarstwa – mówi Wiesław Gondek ze wsi Pogorzelec w gminie Giby.
To przez ten płot zrobiła się cała afera. – My przecież nie chcemy Bóg wie czego, tylko tego, by wójt gminy umożliwił nam prowadzenie gospodarstwa – mówi Wiesław Gondek ze wsi Pogorzelec w gminie Giby. T. Kubaszewski
- Przez wójta to my i z torbami możemy pójść - żalą się Gondkowie z Pogorzelca. I pytają, od czego jest władza? Czy od tego, żeby ludziom ułatwiać życie, czy też może jednak je utrudniać?

W sprawie kawałka drogi, która dzieli gospodarstwo Gondków od zabudowań sąsiadów, interweniował już i prokurator, i wojewoda podlaski. Ten ostatni unieważnił nawet decyzję wójta gminy Giby Jana Kramnicza. Ale wójt i tak nie ustąpił. Odwołał się do sądu.
- To, co dzieje się w naszej gminie przekracza ludzkie pojęcie - mówi radny Stanisław Chojnowski. - Na wójta nikt nie ma wpływu.

Sprzedał bez przetargu

Między gospodarstwami Gondków a sąsiadów - Baranowskich we wsi Pogorzelec od niepamiętnych czasów była droga. Miała status gminnej.

- To dla nas w okresie prac polowych dobrodziejstwo - opowiada Wiesław Gondek. - Bo można przejeżdżać większym sprzętem rolniczym. Na podwórko da się wjechać z innej strony, ale konikiem czy mniejszą maszyną. Większą już się nie wjedzie.
Z tej drogi nikt inny nie korzysta - tylko Gondkowie i Baranowscy. Ci ostatni postawili nawet swego czasu bramę, ale była cały czas otwarta.

- Specjalnie się tym nie interesowaliśmy, bo my kłótliwi nie jesteśmy - dodaje Wiesław Gondek. - Postawił bramę, to niech sobie stawia. Byleby w żniwa można było przejechać.
Latem ubiegłego roku brama została jednak zamknięta. Gondkowie zaczęli dochodzić, dlaczego. Okazało się, że wójt sprzedał gminną drogę sąsiadom. Zrobił to bez przetargu.
- Nie wiedzieliśmy, że coś takiego w ogóle miało miejsce - żalą się Gondkowie.

Do wójta Jana Kramnicza poszli pełni pretensji. Dowiedzieli się, że działkę postanowił sprzedać bez przetargu, ale ogłoszenie miało się ukazać na gminnej tablicy i w internecie. Tyle, że żaden obywatel nie ma obowiązku tego śledzić.

- Wójt obiecał nam, że przyjedzie na miejsce i porozmawia z sąsiadami, by w czasie prac polowych umożliwili nam przejazd - dodaje Wiesław Gondek. - Tylko tyle nam potrzeba. Syn kończy szkołę rolniczą i chciałby osiąść na gospodarce. Brak tego przejazdu uniemożliwia jednak normalne gospodarowanie. Kombajnem się nie wjedzie.
Ale w Pogorzelcu w związku z tą sprawą Jan Kramnicz się nie pojawił. Gondkom nie mieściło się w głowie, że coś takiego w ogóle można zrobić. - Wójt swoją decyzją wyrządził więcej szkody niż pożytku - dodają.

Sprawiedliwości zaczęli szukać w prokuraturze. Tam wszystkie materiały zostały dokładnie przeanalizowane. Śledczy uznali, że wójt naruszył prawo. Bo mając wiedzę, iż z drogi korzystają dwaj gospodarze, drugiego z nich o sprzedaży nie poinformował. Prokuratura wystąpiła więc do wojewody o przeanalizowanie sprawy. Sugestia była jednak wyraźna - w tym przypadku sprzedaż bezprzetargowa nie powinna mieć miejsca.
Wojewoda doszedł do tego samego wniosku. I w grudniu ubiegłego roku unieważnił decyzję wójta.

- Cieszyliśmy się, że problem przestał istnieć - mówi Wiesław Gondek.
Wystąpili więc do wójta Kramnicza o przywrócenie stanu pierwotnego, czyli otwarcie bramy. "Jako dobremu gospodarzowi gminy powinno panu zależeć na równomiernym rozwoju wszystkich mieszkańców, a nie na ich konfliktowaniu" - napisali.
Wójt jednak za wygraną nie dał. Poinformował, że od decyzji wojewody odwołał się do sądu administracyjnego. Rozprawa odbędzie się pod koniec marca.

Gdzie jest wójt?

Z wójtem Kramniczem próbowaliśmy skontaktować się przez trzy dni. Poniedziałek - nie ma i nie będzie, bo wyjechał do Białegostoku. Wtorek - to samo, tylko inny powód wyjazdu, ale w środę od rana ma być. Jednak nie ma. Wziął urlop i do końca tygodnia już do pracy nie przyjdzie. Telefonu komórkowego nie odbiera. Nie odpowiada na sms-y.
- To u nas niemal norma - kwituje radny Chojnowski., - Zastanie wójta w urzędzie nie jest sprawą łatwą.

Więcej szczęścia miał lokalny tygodnik, który również zajął się sprzedażą drogi. Na jego łamach wójt wyznał, że chciał w ten sposób naprawić krzywdy, jakich kilkadziesiąt lat temu doznali Baranowscy. Bo przez ich grunty wytyczono drogę. Kramnicz uważa, że Gondkowie wiedzieli o sprzedaży i że z tej drogi w ogóle nie korzystali.
- Władza zawsze wie lepiej - komentują gospodarze z Pogorzelca.

Błaha w sumie sprawa, bo rzecz dotyczy raptem dwóch gospodarzy oraz około 200 metrów kwadratowych ziemi, stała się tematem ogólnogminnej debaty. Bo tu o zasadę chodzi. I o podejrzenia. Zawsze tak jest, jeśli komuś sprzedaje się coś bez przetargu.
- Wygrywa ten, kto ma lepsze dojścia do urzędu - komentują mieszkańcy.
Józef Baranowski, który drogę kupił, łapie się za głowę: - Jakie dojścia? - denerwuje się. - Gdybym ja zapłacił 200 złotych, byłoby to pewnie po znajomości. Ale kosztowało mnie to w sumie prawie cztery tysiące.

Kiedy radni podnieśli sprawę sprzedaży na sesji, wójt bardzo się zdenerwował. - Mówił, że bez przerwy się czepiamy, a on zawsze działa dla dobra gminy - opowiada radna Małgorzata Rytelewska. - Wywiązała się pyskówka i nikt niczego nie wyjaśnił.
Jan Kramnicz jest jednym z najdłużej rządzących wójtów w całym województwie podlaskim. Stanowisko zajmuje już ponad 20 lat.

- Niestety, ale takich konfliktowych spraw, jak ta z Pogorzelca w naszej gminie jest więcej - mówi radny Chojnowski.

Kiedy cztery lata temu podejmował decyzję o kandydowaniu do rady, nie przypuszczał, że tak wygląda rządzenie. - Nie mamy żadnego wpływu na wójta, u nas w gminie jest taka wolna amerykanka - dodaje. - Jeśli pan Kramnicz będzie kandydował w jesiennych wyborach, to ja o mandat radnego ubiegać się nie zamierzam. Bo to po prostu nie ma żadnego sensu.

Cezary Czarniewski, przewodniczący gminnej rady też jest zaniepokojony decyzjami wójta: - Sprawa z Pogorzelca powinna zostać rozwiązana po ludzku - mówi. I obiecuje, że z Kramniczem będzie jeszcze rozmawiał.

- Wójta to my widzimy raz na cztery lata, gdy w trakcie kampanii wyborczej jeździ po wioskach i wkręca żarówki w ulicznych latarniach - podsumowują Gondkowie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna