Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<B>Latarnik miał rację</B>

Jacek Janowicz
Niemal 400km przebiegł Jacek. Trasa, jaką sobie wyznaczył, biegła wzdłuż polskiego wybrzeża,  od Świnoujścia po Hel
Niemal 400km przebiegł Jacek. Trasa, jaką sobie wyznaczył, biegła wzdłuż polskiego wybrzeża, od Świnoujścia po Hel J.Janowicz
Poniedziałek. Startuję o 9.40 spod latarni na wyspie Wolin. Przed startem wdrapujemy się na 360 stopni latarni morskiej w Świnoujściu. Jest jeszcze zamknięta, ale latarnik okazuje się być człowiekiem miłym. Wiadomość o planowanym biegu na Hel wywiera na Nim wstrząsające wrażenie. "Współczuję panu" - mówi i drapiąc się w głowę odchodzi. Gdy schodzimy na dół, wraca specjalnie, by jak echo powtórzyć: "Współczuję panu". Wybiegam.

Przed Międzyzdrojami pierwsza plaża nudystów, ale z racji wczesnej pory mało zaludniona, ledwie kilka par wyleguje się na wydmach. Za Międzyzdrojami piękny wysoki brzeg, to chyba najbardziej malownicza część polskiego Wybrzeża. Niestety, pojawia się więcej kamieni i muszę trochę zwolnić. Bieganie po plaży jest przyjemne, ale gdy w grę wchodzą dziesiątki kilometrów, pojawiają się problemy. Na przykład plaże, które w niektórych miejscowościach ciągną się kilometrami. Panuje tu taki tłok, że nie da się biec. Albo zbiegam na grząski piach, albo zbaczam w stronę wody, która zalewa mi buty. Staram się tego unikać, ale po kilku razach daję za wygraną. Bardziej mokry i tak już nie będę. To błąd. Jeszcze tego nie czuję, ale w takich warunkach produkcja odcisków idzie pełną parą. W Świętouściu robię przerwę na posiłek. Gdybym biegł tylko do granicy przyjemności, tu zatrzymałbym się na nocleg. A przecież to dopiero połowa planowanego na dziś dystansu. Około 16 opuszczam wyspę, ale żeby znaleźć się na stałym lądzie, muszę zbiec z plaży i cofnąć się do mostu w Dziwnowie. Wchodzę do sklepu by się napić, płacąc zapominam okularów, po kilometrze zauważam ich brak, wracam, są. Będę je gubił jeszcze 3 razy. Nagle czuję ból. Zdejmuję buty i widzę krew. Jeden z bąbli zdarł się z powodu tarcia i dziś jest już po biegu. Ostatnie 8 kilometrów pokonuję na boso i praktycznie na piechotę. Gdy dochodzę do Rewala, jest już ciemno. Dobrze, że nie muszę załatwiać noclegu, to sprawa Basi i Zuli. Dziewczyny biorą mnie w swoje ręce, Zula robi masaż i opatruje stopy, Basia suszy buty, przygotowuje ubranie i sprzęt na jutro. Mam gorączkę, brak mi sił.
Wtorek
Strzeż się wody jak ognia!

O 9.15 wyruszam do drugiego etapu. Jestem mądrzejszy o 68 kilometrów i trzy odciski na stopach. Dziś już wiem, że dopóki biegnę w butach, mam się strzec wody jak ognia. Odcinki pełne turystów pokonuję na piechotę. Zaciskam zęby. Rany na stopach odbierają przyjemność biegu. Przed Mrzeżynem skręcam do lasu. Wracam na plażę, sięgam po okulary... Nie ma! Wracam do lasu. Szukam. Są! To już drugi raz. Wreszcie widzę Mrzeżyno. Gonię resztkami sił. Przede mną duży kanał. Muszę przebiec przez most i nadłożyć półtora kilometra zanim trafię na plażę po drugiej stronie portu. Zmiana opatrunków, lekki posiłek i czas ruszać. Do Kołobrzegu 15 kilometrów, ale jakoś idzie. Przed miastem mijam plażę naturystów. Za Kołobrzegiem trafiam na wspaniałą kilkukilometrową ścieżkę rowerową biegnącą wzdłuż wybrzeża przez Park Krajobrazowy. Biegnę boso, bo w butach już nie wytrzymuję bólu. Zadaję sobie pytanie: czy warto kontynuować bieg, skoro biegnę z zaciśniętymi z bólu zębami? Odpowiedź znam - warto! Ten kryzys był do przewidzenia, nie mogę poddać się bez walki. Taki dzień kształtuje charakter, uczy walki, twardości, nieustępliwości. Tu już nie liczy się kondycja, technika, wytrzymałość ani szybkość. Teraz popycha mnie do przodu wyłącznie wytrwałość. Do Ustronia dobiegam po ciemku. Basi, która czeka na plaży, daję znaki fleszem aparatu, aby mogła ocenić gdzie jestem. Co za ulga, że to już. Biorę prysznic i kładę się do łóżka. Znowu masaże, opatrunki, przekłuwanie pęcherzy. Wiję się z bólu, gdy Zula używa jakiegoś cudownego środka w sprayu.
Środa
Stopy mówią STOP!

Wstaję po ósmej i już wiem, że czasu było za mało. Bolą mnie świeże i zbyt stanowczo potraktowane rany. Próbuję się rozruszać. Wczoraj się udało, ale dziś ta metoda nie zdaje egzaminu. Ściągam buty i zdejmuję skarpetki. W butach jest za ciasno, aż 3 palce mam zawinięte w bandaż. Nic nie pomaga. Kolejny postój. Próbuję biec. Bez skutku. I jeszcze raz, i kolejny. Stopy nie chcą biec. Próbuję jeszcze kilkakrotnie, odpoczywam, zdejmuję buty, wkładam ponownie... Bezsilność. Przełykam gorycz jedynej słusznej decyzji i sięgam po telefon. "Basiu, schodzę z plaży pierwszym zejściem. Przyjedź." Zauważam zejście w las. W ręku mam pustą butelkę i okulary przeciwsłoneczne, które gubiłem już 2 razy. Szukam kosza na śmieci. Wreszcie jest. Wyrzucam butelkę. 10 minut później wychodzę z lasu, sięgam po okulary a w ręku mam... butelkę. A więc na śmietnik wyrzuciłem okulary... Wracam i szukam ich w górze śmieci... Są. Czwartek
Odrodzenie na bosaka

Rano aż boję się zejść z łóżka. Pierwszy krok i... jest nieźle. Do miejsca startu mam 10 km, więc Basia mnie odwozi. Schodzę na plażę, biegnę w butach. Trzy opatrunki uciskają stopę. Przed Sarbinowem drogę zagradza mi kanał. Nie ma rady - muszę go przejść boso. Czuję, że to jest to. Precz z butami! Szkoda tylko, że muszę je nieść w ręku. Biegnąc boso, nie muszę uważać na wodę, która obmywa stopy. Opatrunki się odklejają, ale nie zwracam na to uwagi. Znów czuję przyjemność z biegania. Jakie to wspaniałe uczucie nie odczuwać bólu!
(Pełny opis wyprawy - na stronie www.widelec.art.pl)
Epilog
Po powrocie do domu moja waga wynosiła 69 kg, a więc o 2 kilogramy mniej niż przed biegiem. Gdybym biegł na wschód, w Moskwie ważyłbym 60 kilo, w Ałma Acie 45, a żeby zniknąć zupełnie, musiałbym zabiec mniej więcej do Korei Północnej. I to byłaby chyba najlepsza decyzja na czas pobytu w tym kraju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna