MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lniane abecadło

Kazimierz Radzajewski
Len siał mężczyzna - cała reszta pracochłonnego zajęcia należała do kobiet. Te zaś urządzały "Tłokę” dla wesołości.
Len siał mężczyzna - cała reszta pracochłonnego zajęcia należała do kobiet. Te zaś urządzały "Tłokę” dla wesołości. K. Radzajewski
Dolistowo. Filip już nie wyskoczy z konopi, bo - tak jak len - zginęły one z pól. Choć konopie przepadły... z całkiem innego powodu.

Tłoka była niegdyś przykładem wiejskiej solidarności. Tak - gromadnie zbierano się w domach na wspólne tkanie płótna, darcie pierza i przędzenie wełny. "Tłoka" była też wczoraj na scenie, zaś tłoczno na dolistowskiej plaży podczas festynu "Lniane abecadło".

Główną ideą lnianego happeningu była ochrona podlaskich tradycji.

- Przypominamy w ten sposób sprzęty do obróbki lnu i obrzędowość, która integrowała całe wsie. Bo do powstania lnianej koszuli trzeba było pracować cały rok - mówiła Bożena Korolczuk, dyrektor GOK-u w Jaświłach.

Tłoka zamiast telewizora
Na plażowej scenie nad Biebrzą w Dolistowie przypomniano zatem "Tłokę", obyczaj ściśle związany z przerabianiem lnu i konopi.

- Tłoka to zwyczajna pomoc sąsiedzka, ale zawsze odwzajemniana i okraszona biesiadą ze śpiewaniem i czasem tańcami - przypominali lokalną tradycję starsi dolistowianie.

Siania lnu, a tym bardziej konopi, zaprzestano na tym terenie ok. 30 lat temu.

- Przemysł dostarczał lepszych produktów, więc ludzie porzucili to pracochłonne zajęcie. Niemniej lniana koszula i konopne sznury były nie do zdarcia - nie to, co te współczesne. Nikt też nie wiedział, że konopie zawierają narkotyk. Być może jednak z tej kwestii zrodziło się porzekadło o "Filipie, co to nagle wyskakuje z kopii" - wspominali ze śmiechem dawne czasy rolnicy.

Ze statystyk WODR wynika, że w tym roku len zasiano zaledwie na 100 hektarach powierzchni podlaskich pól. O konopiach zaś nie wspomina się wcale.

Len gruby jak kiełbasa
O tym, jak to ze lnem bywało, opowiedziały natomiast weteranki z zespołu Lipsk.
- Tata siał len zawsze 8 maja - na Stanisława. Mama smażyła tego dnia jajecznicę na kiełbasie trzymanej od Wielkanocy - by len był gruby jak kiełbasa i żółty jak jajecznica. Potem atrakcją było wyrywanie lnu i obijanie nasion kijanką. Słomę rosiło się na łące albo moczyło w rzece. Reszta należała do mamy, która tarła, międliła, trzepała, czesała i tkała z tego włókna materiał na koszule, pościel i obrusy - opowiadały Anna Chyzopska i Kazimiera Borodziuk.

Wstępna obróbka lnu trwała zazwyczaj do października i to od lnianych paździerzy pochodzi nazwa tego miesiąca.

Sprzęty przeznaczone do tego celu zgromadzono na wystawie w dolistowskiej filii GOK-u.

- Jest tu też posażny kufer, w którym dziewczyna gromadziła wiano - m.in. wykonane własnoręcznie lniane produkty - zaznaczył Mirosław Witkowski, opiekun wystawy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna